Choroba nowotworowa w kinematografii była już odmieniania przez większość przypadków i mogłoby się rzec - no ileż można? Chociaż dla takich filmów, mogę śmiało powiedzieć - róbta i próbujta dalej!
Dosyć znana klisza, ale pokazana z innych, pięknych perspektyw dnia codziennego. Reżyser skupił się na tym, co według mnie powinno zostać wyeksponowane - czyli uczucie pomiędzy dwojgiem ludzi, które potrafi zespolić dopóki śmierć nie rozłączy. Oczywiście można się sprzeczać z tym, jaką niezłomną postawą wyróżniła się główna bohaterka, która w jakiś sposób pogodziła się ze swoim odejściem. Zakładam, że rzeczywistość potrafi być odległa od tego co ukazano. Chociaż... Nie zobaczyliśmy zmagań jej ostatnich dni i się z tego powodu bardzo cieszę. Ja gdy pomyślę o tym, że mogłoby mnie to spotkać na samą myśl ogarnia mnie niepokój i obawa granicząca z pewnością, że bym się załamał i spanikował.
Nie powiem, kilka razy się wzruszyłem. Świetne ujęcia zwłaszcza subtelne przeskakiwanie na osi czasu.
Jednak co według mnie zasługuje na dodatkowe wyróżnienie, to ukazanie alternatywy bycia mężczyzną w opozycji do jego toksycznego archetypu. Można być uczuciowym? Można opiekować się dzieckiem? Można rozmawiać o uczuciach? Można być delikatnym? I można tak się zachowując być najbardziej męskim wśród męskich?
Można! Bo ostatecznie bazując na miłości tych dwojga można by rzec, że idealnie się dopasowali i świat się od tego nie zawalił. Oby więcej takiego zdrowego przekazu.
Powracając jednak do przesłania filmu - postawa i zachowanie bohaterów wobec tragedii jaka ich spotkała jest godna podziwu oraz naśladowania. Szkoda tylko, że tak karkołomnie trudna w prawdziwym życiu. Ale na czymś można próbować się wzorować co nie?