Po zwiastunie spodziewałam się dużo więcej. Osobiście lubię poznawać po kolei każdą historię, a tu mocno skaczemy. Brakowało mi tu głębszych uczuć - owszem Tobias okazywał uczucia niemal co kroku (jego częste sceny z łzami w oczach pod koniec filmu zaczynały mnie irytować), ale Almut to istna bryła lodu. Mam wrażenie, że historia powstała tylko dlatego, że po prostu zjawił się jakiś gościu - niby spoko jest, ja jestem wolna, a to będziemy razem. Sytuacja jak się poznali jest dla mnie absurdalna (nie chcę spojlerować bo chodzi mi o powód z jakiego Tobias wyszedł z hotelu jego ubiór). Przez cały film odbierałam wrażenie, że Almut jest najważniejsza, a ich rodzina jej nie interesuje - tylko praca i osiągnięcia. Nie ukrywam, że ostatnia scena wywołała u mnie łezkę w oku, ale to była jedna łza przez cały film, który w większości mnie irytował. Pomijam fakt kiedy była premiera światowa, a kiedy Polska :D. Podsumowując - do oglądnięcia w nudny wieczór, ale nie należy się przy nim nastawiać na jakieś WOW. Do oglądnięcia i tyle