Na początek plusy, bo film mimo wszystko podaje trafne wnioski na popkulturę.
Po pierwsze tak jak to w innym poście zauważył pewien użytkownik, współczesny człowiek jest zalewany przez masę informacji, dóbr szeroko rozumianej kultury. Świetnie pokazuje to postawa głównego bohatera, który jest zagubiony i nie może się zdecydować, czego tak naprawdę chce, czemu poświęcić swoją uwagę.
Dwa kultura masowa to kultura ''byle jakości''. W takim sensie, że nie wymaga prawie niczego od odbiorcy. Żeby osiągnąć cokolwiek w życiu trzeba jednak dać coś od siebie, poświęcić trochę uwagi i pracy. A w tym przypadku popkultura nie stawia żadnych wymagań. Każdy może wejść w ten świat, nawet tak jak główny bohater wiecznie upalony, z piwkiem w ręku i w piżamie. I w drugą stronę, widz nie wymaga niczego od dóbr kultury masowej. Bierze w większości bezrefleksyjnie to, co mu dają. Zaginięcie sympatycznej dziewczyny jest jakimiś bodźcem do wyrwania się z marazmu dla Sama. Ale ostatecznie bierze co mu się trafia, co pokazuje finał. I też, jest fajnie...
Takich wniosków można wyciągnąć więcej, i jeśli kogoś intryguje ten temat, a dodatkowo lubi szukać nawiązań do innych znanych dzieł, to jest to film dla niego.
Ja natomiast umęczyłem się konkretnie. Temat główny jakoś mnie szczególnie nie zajmuje, może gdyby był podany trochę dynamiczniej, bardziej komediowo, lepiej by to się oglądało. Film ciągnie się strasznie, i oglądałem go na trzy razy, co nie zdarzyło mi się już od dawien dawna. Nieustannie upalony Sam jest nawet ciekawą na swój sposób rolą, ale przeszło dwugodzinna narracja z jego ''zamulonej'' perspektywy jest bardzo uciążliwa. Na dobrą sprawę film powinien się skończyć po mocnej scenie z gitarą. A tak miałem wrażenie, że główny bohater mógłby się snuć po tym ekranie i kilka godzin, wymyślać nowe zagadki i spotykać kolejne dziewczyny i nic specjalnie zajmującego by się tam nie wydarzyło.
W pełni się zgadzam - ja niestety poszłam na to do kina i wiele silnej woli ode mnie wymagało, żeby nie przysnąć.