w stylu krokodylo-piranio-żyrafa v.s. krabo-słonio-wieloryb.
Jedyne co dobre w tym filmie to kamera. Scenografia a zwłaszcza światło jest beznadziejne. Kiepska, nieciekawa i nieporuszająca muzyka. Zawsze brzmiała jak drewniany klocek pocierany o klocek. Nie pomogło nawet prawie 30 lat. Nadal to tylko drewniany kloc, taki sam jak w 1987. Pod koniec film zaczyna moralizować ludzkie poczynania łącznie z wybaczaniem sobie itp. ale na koniec pozostaje tylko stara amerykańska prawda : dobry Indianin to martwy Indianin.