Ojciec głównej bohaterki był policjantem i razem z tym grubszym gościem (który raczej nie był ojczymem tej dziewczyny tylko przyjacielem rodziny...chyba) prowadzili sprawę jakiegoś milionera. On będąc (jak to bywa w takich filmach) człowiekiem honoru nie godzi się przyjąć łapówki w zamian za oczyszczenie milionera z zarzutów. Ten drugi jednak kasę bierze i ojciec głównej bohaterki żeby nie narażać rodziny musi uciekać bo chcą go sprzątnąć. Przez 12 lat ukrywa się na łodzi, która de facto absolutnie się nie zmienia...co więcej on przez te 12 lat również się niewiele zmienia!

Przebywając na tejże łodzi przez 12 lat wysyła do swojej żony kartki świąteczne z narysowanym serduszkiem, zaadresowane przez jakąś tam kobietę, która odręcznie adresuje koperty i która pomaga jego córce namierzyć jego imię i nazwisko. Główna bohaterka z wynajętym detektywem szuka gościa, który nazywa się Jack Semral...po czym okazuje się, że z liter tego imienia i nazwiska można ułożyć imię i nazwisko ojca tej laski...i tak w końcu dociera do niego na łódź. No normalnie żenada.

Tak na marginesie - takiego badziewia dawno nie oglądałam. Stracone 01:25 ha z mojego życia. Jedyne co w tym filmie było fajne to widok z łodzi.