Alan J. Pakula zrealizował "WSZYSTKICH LUDZI PREZYDENTA", Sidney Lumet - "SIEĆ", Sydney Pollack - "TRZY DNI
KONDORA", John Schlesinger - "MARATOŃCZYKA", Richard Donner - "OMEN", Brian De Palma - "CARRIE", Carlos
Saura - "NAKARMIĆ KRUKI", Roman Polański - "LOKATORA", Andrzej Wajda - "CZŁOWIEKA Z MARMURU", zaś Martin
Scorsese właśnie "TAKSÓWKARZA", ale Oscary za najlepszy film i reżyserię powędrowały do filmu "ROCKY" Johna
G. Avildsena.
Z perspektywy czasu słusznie.
To film o przegranym, który także w tej opowieści przegrywa (włącznie z finałową walką z Apollo Creedem). Ale
wygrywa coś znacznie cenniejszego - własną legendę.
Rzeczywistość dopisała identyczny scenariusz odtwórcy głównej roli: Sylvester Stallone, także scenarzysta filmu,
dostał 2 nominacje do Oscara, ale statuetek nie dostał. Dziś kolekcjonuje kolejne Złote Maliny, jest przedmiotem
kpin, ale trwa nadal. Wciąż walczy.
Znakomite filmy, uwielbiam Rocky'ego aczkolwiek według mnie statuetka należała się Taksówkarzowi.
Doborowe towarzystwo:-)
Trudno wybrać.
Najlepiej nie robić tego wcale i cenić wszystkie jednakowo:)
Jeszcze bym dodał "Bruneta wieczorową porą" Stanisława Barei oraz "Przepraszam, czy tu biją" Marka Piwowskiego.
To nie wszystko!
W Polsce Stanisław Bareja zaprezentował "BRUNETA WIECZOROWĄ PORĄ" , Krzysztof Zanussi - "BARWY OCHRONNE, zaś Marek Piwowski - "PRZEPRASZAM, CZY TU BIJĄ"!
Na świecie nie mniej ciekawie : Mel Brooks przedstawił genialne "NIEME KINO" , Arthur Penn - "PRZEŁOMY MISSOURI", Clint Eastwood - "Wyjętego spod prawa Joseya Walesa"...
Ciężka sprawa. Ale na pewno Scorsese to starcie przegrał. Wielki Lumet niestety też.
Też się dług nad nim wahałem. Ciężko porównać oba filmy. Zadecydowała sympatia osobista.
Właśnie z perspektywy czasu widać, że ten Oscar to porażka. Nagrodzili film najprostszy i najbardziej oczywisty. 'Rocky' to jeden z najbardziej bezpiecznych i neutralnych werdyktów w dziejach akademii.
Istnym żartem są aktorskie nagrody za 'Sieć'. Że De Niro, Stallone i Spacek przegrali te nagrody.... Śmiech na sali.
Lumet zaiste był wtedy wielki.
Scenariusz do "Sieci", pana Paddy'ego Chayefskiego to był scenariusz roku, ale jednocześnie był tak karkołomny do przełożenia na filmowe obrazy, że to aż dech zapiera, że Lumetowi to się tak bardzo udało.
Co do Oscarów - Faye Dunaway należał się on bezwzględnie, to te pozostałe budzą wątpliwości. Zwłaszcza Peter Finch (fenomenalny przecież w "Tej przeklętej niedzieli"), tu wyraźnie ustępuje Williamowi Holdenowi, ale Oscara za pierwszy plan wręczyłbym Sylvestrovi - to rola większa niż życie, pełna znoju i upokorzenia, a jednocześnie niespotykanej wręcz wewnętrznej godności.
Za drugi plan nagrodziłbym Burgessa Mereditha jako Mickeya, poharatanego, przeciągniętego przez życie liną holowniczą trenera.
Jeśli chodzi o kobiety, podziwiam Jane Alexander we "Wszystkich ludziach..." ale przychyliłbym się do Piper Laurie w "Carrie".