Oglądając ten film miałem nie odparte wrażenie, że oglądam portret typowego
amerykańskiego zamachowca / zabójcy (psychopatycznego). Nawet uwierzyłem w swój
szósty zmysł gdy zobaczyłem jak DeNiro chciał zabić kandydata na prezydenta, bo
dziewczyna, która z nim zerwała pracowała dla niego. Scerariuszowo to od pewnego
momentu widać było ciśnienie na to żeby bohater zabił kogoś, lub został zbity. Dla tego
uważam, że końcowa masakra była czymś nie odwołalnym. Oklepane wydało mi się, że w
całej tej historii mamy do czynienia z byłym żołnierzem elitarnych jednostek amerykańskiej
armii, super komandosem, o super umiejętnościach, który doskonale radzi sobie w
najgorszych zakamarkach miasta. Pozostaje wierzyć, że to właśnie tam doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu psychicznym, a to końcówka jego losów. Fabuła nudnawa i w ogóle
film nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. Wyjątek stanowi niesamowicie realistyczna gra
aktorska Roberta, która w jego ówczesnym wieku zrobiła na mnie niezwykle dobre
wrażenie.