Oglądając ten film jakieś 5-6 lat temu, i patrząc na to z dzisiejszej perspektywy, po powtórnym seansie, widzę, że podówczas nie za bardzo wiedziałem, co dobre w kinie. Tak czy inaczej zwracam honor Martinowi Scorsese, bo "Taksówkarz" jest naprawdę bardzo dobrym filmem.
Jego największym plusem jest oczywiście Robert de Niro. Genialnie, w sposób niezwykle ekspresyjny, odtwarza on postać znerwicowanego i nieco obłąkanego weterana z Wietnamu, cierpiącego na bezsenność, włóczącego się nocami za kierownicą taksówki po ulicach Nowego Jorku. Ale Nowego Jorku, nie takiego, jaki znamy z pocztówek czy filmów Woody'ego Allena, ale raczej takiego, który przypomina ostatni krąg dantejskiego piekła: to miasto ćpunów, prostytutek, złodziei i innych odszczepieńców. Miasto tyleż nieprzyjazne, złe, brudne i depresyjne, co na swój sposób fascynujące, na co wpływ ma świetna oprawa wizualna Michaela Chapmana.
To portret Nowego Jorku, ale też (przede wszystkim) historia jednostki, otępiałej i pogrążającej się w obłędzie, a nade wszystko przerażająco samotnej. Nieudolne próby podrywu czy chłodne relacje z kolegami z pracy, a także znakomite warsztatowo sceny z mieszkania Bickle'a ukazują nam człowieka kompletnie nieprzystosowanego do życia w społeczeństwie, całe jego beznadziejne położenie.
Do świetnej całości troszkę nie pasuje przekombinowany, niemal surrealistyczny finał. Ale to i tak jeden z ciekawszych amerykańskich filmów lat 70.
Nowy Jork pokazany tak,by dać uzasadnienie dla eksplozji furii Travisa.Facet jeździ nocą po najciemniejszych miejscach miasta by się ,,nakręcać" na cywilizację odbitą w rynsztoku.Jest skażony wojną,nieodwracalnie,stąd samotność.To osamotnienie jest pokazane bardzo sugestywnie tak aktorsko( w ogóle mistrzowsko) jak i w zakresie operowania zdjęciami.
Sekwencja zabójstwa trzech drani jest intrygująca wyjątkowo, bo z jednej strony zachowuje reportażowy styl, a z drugiej wydaje się być honorową śmiercią wojownika-Travis próbuje się zabić.Połączenie karkołomne , a przecież udane.
Jest jeszcze muzyka,niby z innej estetyki,a mimo to ,tworząca klimat wyobcowania w sposób najtrafniejszy.Ocena 9/10,ukłony,esforty
Ja właśnie nie kumam o co Wam chodzi z tym Wietnamem? Travis, owszem, był na wojnie ale w filmie nie dręczyły go żadne wspomnienia czy koszmary wojenne. W jego przemyśleniach, które skrupulatnie spisywał w zeszycie, tez nic o tym nie było.Ten Wietnam był napomknięty przez niego tylko i wyłącznie w scenie, gdy zgłaszał się do pracy na taryfie.
Samotność jako skutek wojny? W jednej ze scen pada kwestia w myślach Travisa- ,,Zawsze byłem samotny...''. ZAWSZE! ... Nie od powrotu z Wietnamu.
Myślę, że informacja udzielana przyjmującemu go do pracy o pobycie Travisa w Wietnamie jest bardzo istotna dla scenariusza.To jedna z pierwszych scen filmu, a zatem ekspozycja- widz gromadzi informacje o bohaterze.Mamy wiedzieć, że on tam był i świat wokół widzi inaczej. Kolejnym tropem wskazującym, iż Travis został ,,dotknięty" wojną to ten ,w którym zaopatruje się w broń.Kupuje trzy sztuki miast jednej, to już rodzaj arsenału!
Więcej: nacina pociski, montuje jakieś szyny dla tych pistoletów by móc nimi zaskakiwać domniemanego przeciwnika.Jednoznacznie świadczy to o biegłości w posługiwaniu się bronią.
Wreszcie, w dniu planowanego zamachu ubiera wojskową kurtkę co też jest pewnym sygnałem dla widza.I jest też fryzura na ,,Irokeza", która może oznaczać,to rodzaj odniesienia do historii USA, że Travis broni swojej ziemi przed najazdem zła.
Pewnie, że na powyższe sugestie twórców można wzruszyć ramionami i powiedzieć:facetowi zwyczajnie odbiło.Tym bardziej, że po zamordowaniu alfonsa, portiera i klienta Travis chce się zabić...
Ale mnie przekonuje bardzo teza, iż źródło szaleństwa Travisa należy ma swój początek w wojnie wietnamskiej.Ukłony,esforty