Świeżo po drugim podejściu do "Taxi Drivera" mogę śmiało napisać, że film jest genialny. Od strony technicznej.
Moje pierwsze podejście do tego tytułu zakończyło się porażką. Obejrzałem go co prawda do końca, ale postać głównego bohatera zirytowała mnie do tego stopnia, że w filmie nie byłem w stanie dopatrzyć się czegokolwiek wartościowego.
Rok z hakiem trwało zanim 'zmusiłem się' do obejrzenia "Taksówkarza" ponownie. Tak się złożyło, że zastanawiając się, co by tu dzisiaj odpalić, przyszedł mi do głowy właśnie ten tytuł. Korzystając więc z okazji, bez przymusu obejrzałem.
Jak już napisałem, od strony technicznej film jest genialny. Rewelacyjne zdjęcia, dialogi, muzyka. Utwór przewodni w połączeniu z 'brudnymi' ulicami Nowego Jorku nocą, tworzy niesamowity, dość przygnębiający klimat.
De Niro zagrał wybitnie. Problem jednak w tym, że zagrał wybitnie bardzo niesympatycznego psychola. Dlaczego problem? Lubię, kiedy w filmie jest przynajmniej jedna postać z którą mógłbym sympatyzować. Bynajmniej nie chodzi o to, żeby ta postać była miła, grzeczna czy wesoła. Wręcz przeciwnie! Uwielbiam czarne charaktery! Jest tylko jeden warunek do spełnienia. Musi to być postać wyrazista. Tymczasem Scorsese zaserwował nam film o cierpiącym na bezsenność taksówkarzu z problemami natury psychicznej, który jest człowiekiem skrytym, małomównym, nudnym i kompletnie pozbawionym poczucia humoru. To tak jakby oglądać reportaż o osobie cierpiącej na depresję. Samemu się można jej nabawić!
Podobny z resztą problem miałem z "Mechanikiem", w którym Christian Bale doskonale zagrał cierpiącego na bezsenność nudziarza. No niestety, sposób prezentacji obu panów,choć pewnie wierny, realistyczny, złożony, zupełnie do mnie nie przemawia. Jak więc życzyłbym sobie, żeby to wyglądało? Np. tak, jak zaprezentował to Al Pacino w "Bezsenności". "Insomnia" owszem jest filmem klasę, bądź kilka klas słabszym od "Taxi Drivera" czy "Mechanika", zaś Al pewnie nie przyłożył się tak dokładnie do swojej roli, jak zrobili to panowie De Niro i Bale (a przynajmniej ten ostatni. Mało kto potrafiłby tak poświęcić się na potrzeby jednego filmu.), jednak to właśnie sposób prezentacji Pacino przypadł mi do gustu najbardziej.
Krótko mówiąc Scorsese stworzył film na najwyższym poziomie, jednak bardzo ciężki w odbiorze.
Na koniec niewielki 'spojler'.
Po raz kolejny dałem się złapać na końcowej scenie z lusterkiem. Pojęcia nie mam dlaczego Travis tak gwałtownie się weń spojrzał. Czyżby jego umierający umysł nagle zdał sobie sprawę, że coś tu jest nie w porządku? A może Scorsese na sam koniec tego pozbawionego poczucia humoru filmu, postanowił puścić do widza oko? :)
9/10
No proszę, przeczytałem kilka komentarzy i mnie olśniło :) Travis spojrzał w lusterko i zobaczył, że zamiast irokeza ma gęstą czuprynę, jak dawniej. Mózgownica zrobiła mu małego psikusa na koniec żywota ;) Czyli, można powiedzieć, że miałem rację ;)
Bardzo ciekawa interpretacja, ale... Jeśli się przyjrzysz, to wyraźnie widać, że patrzy on na coś odbite przez tylną szybę (patrzy w kamerę, która jest na środku tylnej kanapy), a nie na swoje odbicie. Nawet jeśli by tak było, to kierowcy korzystają z lusterek w trakcie jazdy non-stop i to raczej nie byłby pierwszy raz, gdy Travis zobaczyłby swoje odbicie.
Proszę bardzo, oto dowód:
http://img210.imageshack.us/img210/7283/taxisv.jpg
:)
Pierwsza klatka od góry -> Travis dostrzega swoją twarz w lusterku. Coś mu nie pasuje...
Klatka następna -> ...poprawia lusterko i...
Klatka ostatnia -> ... ! :)
Na pierwszej oraz ostatniej klatce kamera pokazuje to, co widzi Travis. Wiadomo, że nie mogła znajdować się dokładnie w miejscu, gdzie on siedział... Nie te czasy, nie ten poziom techniki :)
Ale realizm jest zawsze ten sam, niezależnie od tego, jakie to były czasy i jaki był poziom techniki. Na załączonym przez Ciebie obrazku wyraźnie widać to, co opisałem wyżej: na pierwszej klatce Travis patrzy na coś, co znajduje się za tylną szybą (nie dostrzega siebie samego). Identycznie sprawa wygląda na trzeciej klatce. Poprawione lusterko również nie musi świadczyć o tym, że chciał przyjrzeć się swojej twarzy lub fryzurze, a jedynie zerknąć na coś dokładniej. Poza tym, powiedz mi, po co miałby w wyimaginowanym, idealnym, bezproblemowym świecie posiadać na głowie irokeza? ;) To co mówisz, może mieć sens co do twarzy (ale po co?). Co do fryzury - nie bardzo. ;) Pozostaje jeszcze kwestia tego, że Travis nie budzi się w tym momencie, nie umiera itp. - po prostu jedzie dalej przed siebie. Pozdrawiam. ;)
Zapominasz o klatce drugiej, w której Travis ustawia lusterko dokładnie na wprost swojej twarzy :)
" Poza tym, powiedz mi, po co miałby w wyimaginowanym, idealnym, bezproblemowym świecie posiadać na głowie irokeza? ;)"
No właśnie. Dlatego też go nie posiadał. Ale pamięć w nim jeszcze nie wygasła i przypomniał sobie, że dopiero co wyglądał jak punk.
"To co mówisz, może mieć sens co do twarzy (ale po co?). Co do fryzury - nie bardzo. ;)"
Nie do końca łapię, co masz na myśli. Spojrzał w lusterko, zobaczył swoją twarz do czoła oraz kępkę włosów nad uchem. To go zaintrygowało. Poprawił lusterko i ujrzał swoją fryzurę w pełnej okazałości. Mózg pośpiesznie wyłączył ten obraz i został już tylko widok miasta. Nie obudził się, bo umierał. Nie umarł, bo to by było zbyt oczywiste, nie sądzisz? :)
Już tłumaczę - chodzi o to, że jeśli wymyśliłby sobie idealny świat przed śmiercią (czy może raczej w chwili śmierci), to miałby właśnie takie włosy, jakie miał (dłuższe) i na pewno nie byłoby to dla niego tak wielkim zaskoczeniem. Widok miasta, który oglądamy, to widok 'przyczepiony' do taksówki Travisa. Twórcy mogliby tego nie pokazywać i dać po prostu czarne tło pod napisy, a jednak film się wtedy nie urwał.
"to miałby właśnie takie włosy, jakie miał (dłuższe) i na pewno nie byłoby to dla niego tak wielkim zaskoczeniem."
Na pewno? Czyżbyś miał już to przykre doświadczenie za sobą? ;)
"Twórcy mogliby tego nie pokazywać i dać po prostu czarne tło pod napisy, a jednak film się wtedy nie urwał."
Widocznie postanowili przedłużyć jeszcze nieco agonię Travisa.
Nie mówię, że nie ma logiki w tym, co piszesz, ale takie zakończenie po prostu nie trzyma się kupy. Travis rozwala nielegalną bronią kilku złych gości, po czym zostaje okrzyknięty bohaterem, próba zamachu na kandydata zostaje mu wybaczona, smarkula wraca do rodziców i bierze się za naukę, miłość jego życia powraca, miasto porządnieje, włosy odrastają... i żyli długo i szczęśliwie, bullshit! :)
"Na pewno? Czyżbyś miał już to przykre doświadczenie za sobą? ;)"
Odpowiadasz mi już tutaj trochę na siłę. ;) Doskonale wiesz, o co mi chodzi - o to, że w idealnej rzeczywistości, którą kreuje według Ciebie mózg Travisa, nie miałby irokeza na głowie i nie zaskoczyłaby go niemile normalna fryzura, a nawet wręcz przeciwnie. Przecież byłaby to idealna fryzura dla idealnego Travisa w idealnym świecie. ;)
"Widocznie postanowili przedłużyć jeszcze nieco agonię Travisa."
Scorsese w jednym z wywiadów opisał sens tej sceny. Nie pisałem o tym, bo nie chciałem, żeby zmieniała ona spojrzenie na nią (sam również odbieram ją troszeczkę inaczej, niż Scorsese chciał, żebyśmy ją odebrali). Co jak co, ale jeśli chodzi o to, co postanowili twórcy, to na pewno nie chodziło tu o agonię, bo Travis wg nich przeżył.
Co do bohaterstwa Travisa, to po pierwszym obejrzeniu filmu, właśnie w tym widziałem jego sens. Moim zdaniem bardzo ważne jest właśnie to, że zamach na kandydata na prezydenta się nie powiódł - pokazuje to, jak wieli błąd można popełnić w akcie desperacji, w załamaniu psychicznym, w samotności. Nie mówię, że zabicie czterech ludzi (łącznie z rabusiem ze sklepu) nie było błędem, jednak zgodzisz się ze mną, że nie jest to tak jednoznacznie złe, jak zamach na polityka. Można powiedzieć, że ta czwórka niejako (choć to niefortunne określenie) zasłużyła sobie na śmierć z ręki Travisa, natomiast zabicie polityka, którego popierały tłumy... no cóż. ;)
"Scorsese w jednym z wywiadów opisał sens tej sceny. Nie pisałem o tym, bo nie chciałem, żeby zmieniała ona spojrzenie na nią (sam również odbieram ją troszeczkę inaczej, niż Scorsese chciał, żebyśmy ją odebrali). Co jak co, ale jeśli chodzi o to, co postanowili twórcy, to na pewno nie chodziło tu o agonię, bo Travis wg nich przeżył."
W takim razie nie rozumiem, po co ta scena z lusterkiem. Nawet jeśli założymy, że zakończenie nie jest na poważnie i wszystko zostało celowo wyolbrzymione, to wciąż ta jedna jedyna scena nie pasuje do całości.
PS Da mi ktoś w końcu linka do tego wywiadu? :)
Nie mam niestety linku do samego wywiadu. Według twórców, chodzi w tej scenie mniej więcej o to, że Travis po prostu boi się, że znowu dojdzie do tragicznych wydarzeń w jego życiu i że jego stan psychiczny nie uległ poprawie. Patrząc na tę scenę w ten sposób, faktycznie jest ona niezrozumiała i nie ma sensu przy założeniu, że ostatnie minuty filmu to tylko fantazja umierającego bohatera.
Edit: Poszperałem trochę i znalazłem potwierdzenie: "On the Laserdisc audio commentary, Scorsese acknowledged several critics' interpretation on the film's ending being Bickle's dying dream. He admits that the last scene of Bickle glancing at an unseen object implies that he might fall into rage and recklessness in the future, and he is like "a ticking time bomb. Writer Paul Schrader confirms this in his commentary on the 30th anniversary DVD, stating that Travis "is not cured by the movie's end," and that, "he's not going to be a hero next time." Żródło: http://en.wikipedia.org/wiki/Taxi_Driver
Dzięki, nie przyszło mi do głowy, żeby zajrzeć do wikipedii :)
Swoją drogą średnio do mnie przemawia ta wersja Scorsese. To jest dopiero nadinterpretacja! ;) To ja wolę już swoją, przynajmniej nie ma w niej happy endu ;) Choć w oryginalnej w sumie też nie ma...
Co do ostatniego zdania - Travis nie zginął. I możesz to sobie interpretować jak chcesz, a właściwe zakończenie jest właśnie takie, a wszelkie inne są nadinterpretacją. I nie kłóć się ze mną, bo co do tego, jak się film skończył, wypowiedział się sam Scorsese. :P Także pretensje nie w moim kierunku. ;>
Wiadomo, że Travis przeżył, Scorsese planuje razem z De Niro nakręcenie sequela nawet. To że film był ogólnie pesymistyczny nie oznacza, że nie może mieć happy endu.
Co nie zmienia jednak faktu, że w remake'u opowieść miałaby być przedstawiona z perspektywy starszego Travisa Bickle'a. ;)
Może długo umierał i zdążył się w wyobraźni zestarzeć? ;) Coś jak w "Incepcji" ;)