Film z całą pewnością jest ciekawy i dobrze zrobiony, choć nie powala na kolana. Trochę zbyt długi, w szczególności wstęp. Ciekawa i złożona postać Travisa, trochę przypomina mi głównego bohatera "Porządek musi być!", głównie w sposobie myślenia, moje jest dobre, wszyscy inni są głupcy i zepsuci. Muzyka zupełnie nie przypadła mi do gustu. Zupełnie nie widać pop tym filmie wieku.
A mnie aż wzięło po przeczytaniu Twojego komentarza, żeby przypomnieć sobie muzykę Bernarda Herrmanna. Tworzy niesamowity, niepowtarzalny klimat.
Próbuję tu jakoś wejść w polemikę, ale nie jest to łatwa sprawa, raczej mogę, co najwyżej, pochwalić się swoimi stanowiskiem i gustami. Ja bardzo często funkcjonuję z muzyką do "Taksówkarza" w tle. Myślę, że dużo zależy od odbioru samego filmu, poziomu identyfikacji z sytuacją przedstawioną w dziele, ale także z podejściem do muzyki filmowej jako takiej. Dzisiaj (a właściwie od dobrych paru lat) jest tendencja do tworzenia przebojów, których związek z filmem jest bardzo luźny - nie tyle na tej zasadzie, że są to utwory słabe (bo często nie są), ale stopień integracji obrazu, treści i dźwięku mniejszy. Łatwo jest im wejść w życie poza filmowe; łatwiej się przyjmują - w sumie masz więc rację, muzyka Herrmanna traci, ale nie jest to zupełnie jego wina i nie świadczy to w żaden sposób o wartości jego pracy. Wszystko zależy od indywidualnego nastawienia odbiorcy.
Czy ja już gdzieś na filmwebie nie pisałem, że Cię, kurde, lubię za zdjęcie w profilu z tym uroczym ogrem?
Pzdr.
Ja mam tak, że zawsze jak myślę o Taksówkarzu to w głowie zaczyna mi snuć się ten senny wątek saksofonu. Podobnie mam np. z 25 godziną i Kasynem (kurde, Pasja wg św. Mateusza już zawsze będzie mi się kojarzyć z kinem gangsterskim). I to jest chyba coś, po czym można poznać dobrą muzykę filmową.