Nie wiem czy wątek był poruszany, ale nie uważacie, że fryzury Travisa są alegorią?
Najpierw widzimy spokojnego Travisa w długiej grzywie, próbującego poradzić sobie z samym sobą, po poznaniu Betsy trochę je podcina, co raz bardziej irytują go miejskie szumowiny. Na koniec już z irokezem, Travis jest bezwzględnym człowiekiem, który postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i stawia wszystko na jedną kartę.
Czy tylko ja to tak odebrałem?
Nie tylko Ty;)
Kiedy nadchodzi już dzień rozprawienia się Travisa z „brudem miasta” (kulminacyjny moment w filmie)– na tę okazję goli swą głowę na wzór (indiańskiego?) wojownika, zakłada również wojskową kurtkę, także to raczej nie jest bez znaczenia i ot tak.
Kiedyś nawet natknęłam się na stronę zagraniczną, na której koleś cały obszerny esej poświęcił fryzurom Travisa :)