Końcówka filmu kiedy Travis posówa się do zabójstwa i zostaje bohaterem to rzeczywistość czy jego wymysł??
moim zdaniem to rzeczywistość
swoją drogą dobrze zrobił, przynajmniej paru alfonsów mniej
wydaje mi sie, ze to rzeczywistosc. Przynajmniej ja chce w to wierzyc. :)\
Oczywiscie nie ma to tak na prawde znaczenia, czy Travis przezyl strzelanine czy nie. Dokonal tego czego mial dokonac - pokonal samego siebie, zostal kims, dokonal czegos znaczacego.
Moim zdaniem "Taksowkarz" to przede wszystkim opowiesc o zmaganiach czlowieka ze swoimi slabosciami, ze swoim cieniem i akcja glownie rozgrywa sie we wnetrzu Travisa a nie w Nowym Yorku. Ulice, postacie, taksomert, Becky to wszystko symbole jego osobowosci. Chec dokonania czegos znaczocego, uduwodnienia sobie swojej wlasnej wartosci jest przeciez w kazdym z nas.
Kiedy 'taksometr' pokazuje juz maksymalne wartosci na skali, cos peka w Travisie i staje do walki. Udaje mu sie. Odnosi zwyciestwo, dokonuje czegos wielkiego, 'uwalnia dziewczyne z rak alfonsow' ale tak naprawde udowadnia sobie, ze odrzucenie, ktorego doswiadczyl wczesniej ze strony Becky, bylo niesprawiedliwe. Uwalnia sie z poczucia znikomosci, szarosci. Udowadnia sobie, ze jest jednak KIMS!
Rana zostaje zagojona ale blizna zostaje w Travisie do konca filmu, co widac doskonale w ostatniej scenie. Do taksowki wsiada Becky, gratuluje mu sukcesu, odnosi sie do niego z szacunkiem. On, skromnie sie usmiecha, udaje pewnego siebie, rozmawiaja sobie. Ale gdy ona wysiada, on odjezdza przez caly czas nerwowo ogladajac sie w lusterko, jakby sie bal, ze koszmar powroci.
Rany sie goja - ale blizny zostaja. :)
Dlatego nie ma tak naprawde znaczenia czy to wytwor jego wyobrazni czy nie, akcja rozgrywala sie glownie i tak we wnetrzu Travisa. W obu przypadkach nastapilo rozladowanie konfliktu, oczyszczenie, happy end.