To chyba na razie jeden z nielicznych filmów, który na forum( co prawda skromnym( no własnie dlaczego?)) nie ma żadnych negatywnych komentarzy, i bardzo słusznie, niechby kto tylko spróbował a posypałaby się lawina oszczerstw pod owego ktosia adresem. Film absolutnie wielki, moje numer 1. Często padają określenia, ze psychodeliczny, że " zeschizowany", że Travis to świr a dzieło jest nakręcone w jakimś hipnotycznym transie, może zgodnym ze stanem umysłu naszego bohatera,ale to nie jest film o chorym psychicznie facecie( jak próbują czasem strywializować go recenzenci róznych gazetek, szczególnie przed emisja w telewizji, koszmar!). Dla mnie jest to film o samotności i wydaje się, że to ona ma w jego życiu największa siłę sprawczą, w sensie chęci wyrwania się z pustki własnego mieszkania, gadania do lustra i gapienia się w telewizor( wspaniała scena, gdy Travis kołysze stolik z telewizorem, który to sprzęt po kilku chwilach upada i roztrzaskuje sie o podłogę, z czego Travis oczywiście nic sobie nie robi). Samotnośc Travisa nie jest jego wyborem, on chce do ludzi, chce być wśród ludzi ( bo niby skąd przyszedłby mu pomysł zostania taksówkarzem(pomijając nękająca go bezsenność)Gdyby był samotnikiem z wyboru, raczej unikałby ludzi). Problem polega na tym, że to ludzie go nie chcą, nie rozumieją i postrzegają jako niebezpiecznego. O głownej kreacji aktorskiej chyba nie musze się wypowiadać, warto tylko powiedzieć, że de Niro tak genialny jak w Taksówkarzu juz nie bywa, więc warto nacieszyć zmysły. Jodie Foster, jakos nie robi na mnie większego wrażenia, ale Harvey Keitel... jak zawsze niepowtarzalny( jako alfons). Wspomniałam tu głównie o samotności w Taksówkarzu, ale zapewne dla każdego obraz ten był o czyms innym, i to jest własnie wielkie kino - niejednoznaczność odbioru i postrzegań. Piękne i mądre.