Kilka scen w tym filmie mnie zdziwiło, ale uważam, że sporo nadinterpretacji pojawia się w kontekście jego zakończenia, które wydaje się być proste.
Travis szykował skok i spodziewał się, że umrze, co wskazuje w swoim liście do Iris - "kiedy to odczytasz, będę już martwy" - i myślę, że taki właśnie podzielił los.
Musimy logicznie podejść do sceny strzelaniny. Travis wparował do burdelu i bez większego powodu zastrzelił z nielegalnej broni kilku facetów. Nieistotne, że to nie były aniołki. Gdyby jeszcze działał w obronie własnej, ale on po prostu zamordował kilku mężczyzn, by ochronić dziewczynkę. Dziewczynkę, która dla nich pracowała w jakiś pokrętny sposób z własnej woli. Oczywiście, że to było obrzydliwe i takie odczucia miał wzbudzić w nas film, w zasadzie w tej scenie kibicowałem Travisowi i w głębi duszy nie czułem, że robi coś złego. Ale w świetle prawa zamordował kilka osób z nielegalnej broni bez większego powodu.
Sędzia w takiej sytuacji bez zająknięcia dyktuje wyrok dożywocia, ewentualnie do odbycia w jakimś zakładzie dla umysłowo chorych. Nawet nie ma co dyskutować.
Jeżeli zdamy sobie sprawę z tych logicznych wniosków, kolejne dwie sceny są abstrakcyjne i absurdalne, więc na pewno nie możemy ich wziąć na poważnie.
Wycinki z gazet niemal chwalą Travisa za jego czyn. "Taksówkarz walczy z gangami". Jeszcze dziwniejszy wydaje się być list od rodziców Iris. Jasne, jeżeli Iris wróciłaby po takiej sytuacji do domu, na pewno byliby wdzięczni, że doszło do czego doszło i utożsamiliby się z czynami zabójcy. Ale na pewno rodzice dwunastolatki nie pisaliby do chorego psychicznie mordercy życzliwego listu, w którym opowiadają co u nich, co u ich nieletniej córki, nie zapraszaliby na ewentualne spotkanie, gdyby ów morderca znalazłby się w Pittsburghu.
To oczywiste, że jakkolwiek sytuacja byłaby na rękę, czuliby się przerażeni spotkaniem z takim człowiekiem i staraliby się zdystansować od niego jak tylko to możliwe.
I to samo z jego kumplami z pracy, z którymi w kolejnej scenie gawędzi sobie jak gdyby nic, a jeden z kumpli zwraca się do niego "cześć, zabójco". To już jest groteska.
Warto też wspomnieć o samej Betsy. Słusznie uznała Travisa za dziwaka, w dodatku takiego, który chce ją zaciągnąć do łóżka w nie do końca subtelny sposób, ponieważ zabrał ją do kina porno. Dość szybko popełnił kolejne błędy, bo po
słowach Betsy, że nie pasują do siebie i chce wracać do domu, zaczął ją szarpać i wymuszać rozmowę. Na pewno wylądował w szufladce dziwnych, niezbyt bezpiecznych typów, od których lepiej trzymać się z daleka.
Widać to po tym, że jego telefony i kwiaty nie przyniosły skutku, a przecież to dobra forma przeprosin i mógł otrzymać kolejną szansę. Nie otrzymał. Ewidentnie był trzymany na dystans.
Na koniec wpada do jej pracy i jest już ewidentnie agresywny, szarpie Betsy i jej kolegów, którzy wyrzucają go z budynku. Ewidentnie nie jest to sytuacja z romantycznych filmów, gdy coś iskrzy, następuje błąd, ale pod koniec udaje się
to naprawić. Betsy z pewnością zwyczajnie w świecie nie chciała mieć z nim nic wspólnego, a ich jedna normalna rozmowa w kawiarni zdecydowanie nie wystarczyła, by darzyła go jakimkolwiek sentymentem.
I teraz ktoś chce mi powiedzieć, że Betsy po tym wszystkim dowiaduje się, że ten facet zabił kilku gangsterów i pała do niego sympatią, szuka z nim kontaktu wsiadając do jego taksówki i imponuje jej jego wyczyn?
Te dwie sceny są absurdalne i dziwne, tak jak zachowania i osobowość Travisa, stąd łatwo wywnioskować, że te dwie sceny pochodzą z jego głowy.
Travis na pewno zginął. Tylko kiedy? Moim zdaniem albo się wykrwawił na kanapie, albo dostał trzy strzały w głowę od policjanta. Dlaczego?
Tutaj znów musimy logicznie spojrzeć na scenę strzelaniny. Travis zabija kilku kolesi na korytarzu, później w pokoju, w końcu pada zmęczony na kanapę. W tym momencie wpadają policjanci do pokoju i jeden z nich mierzy pistoletem w Travisa.
Co widzieli policjanci w drodze do pokoju? Mniej więcej to, co mamy w kilku ujęciach później: pełno krwi na schodach, na ścianach i leżące trupy. Po wejściu do pokoju zobaczyli kolejne trupu, skuloną w kącie dziewczynkę i
siedzącego na kanapie zabójcę z pistoletem w dłoni.
Travis wykonał gest strzelenia sobie w łeb palcami trzykrotnie w tej scenie, co według mnie może symbolizować to, co się stało po wejściu policjantów. A to dlatego, że my nie widzimy reakcji policjantów, bo scena została zatrzymana.
Zwróćcie uwagę na to, że policjant mierzy do Travisa i od tej chwili policjanci już się nie ruszają. Pod koniec sceny kamera "wychodzi" z pokoju nad głowami policjantów, którzy zastygli w miejscu i dalej są w tych samych pozycjach,
jeden z nich wciąż mierzy do Travisa, więc de facto nie widzimy jej zakończenia.
Warto na koniec podkreślić, że widok, który był pokazany w ujęciach później nie jest przypadkowy. Policjant wiedząc, że w pokoju jest zabójca, który dokonał masakry na korytarzu, a w dodatku spotykając go z bronią w ręku, prawie na pewno by wystrzelił,
szczególnie w USA.
To wszystko składa się w dosyć prostą całość: Travis z zimną krwią zabija gangsterów nielegalną bronią. Oczywiście, że poszedłby siedzieć do końca życia. Oczywiście, że rodzice dziewczynki nie opowiadaliby co u nich w życzliwym liście i
nie żywili nadziei na ewentualne spotkanie, gdyby pojawił się w Pittsburghu. Naturalne, że kumple by traktowali go z dystansem, a nie śmieszkowali sobie na zasadzie "siema, zabójco". Nie wspominając o Betsy, która miała do niego uraz i
miała prawo się go obawiać już wcześniej, więc niemożliwym jest, aby nagle zmieniła zdanie, gdy okazał się zabójcą paru osób i nosił broń bez zezwolenia. Z pewnością umarł, a zabił go policjant, który szedł korytarzem rozbryzganym krwią
pomiędzy trupami i zastał mordercę z bronią w dłoni w obecności skulonej dziewczynki. Bez zastanowienia wypalił trzy razy z broni, co symbolizowała scena, gdy Travis gestem palców strzelił sobie trzy razy w głowę, a następnie ona opadła na ramię, a on zesztywniał.
Następne dwie sceny to jego wyobrażenie, które mógł mieć właśnie wtedy na kanapie, gdy wiedział, że zaraz umrze. Wyobraził sobie, że gazety chwalą jego wyczyn, tak samo jak rodzice Iris, która szczęśliwie wróciła do domu i do szkoły.
A Betsy znów chce z nim rozmawiać i zaimponował jej jego dobroduszny wyczyn.
Oczywistymi nawiązaniami są też momenty, gdy Betsy w taksówce pyta się "jak się czujesz?" (how are you?), a on odpowiada "w porządku, tylko jestem trochę SZTYWNY". Chwilę później też widać jak patrzy w lusterko i widzi swoją twarz, ale
za moment spogląda w nie gwałtownie jeszcze raz, jakby chciał coś tam dostrzec. Przesuwa nawet lusterko i twarz w kierunku lusterka, ale w nim już nic nie ma i na tym film się kończy, a Travisa już nie widać.
To krótkie ujęcie, ale zdecydowanie widać w odbiciu lusterka twarz Travisa, a po chwili on spogląda na nie jeszcze raz, przesuwając twarz w centrum odbicia, ale jego twarzy już nie widać.
Zastanowiło mnie też kilka innych scen, o których jeszcze nie myślałem:
1. Kiedy Travis zabija ostatniego faceta Iris krzyczy (nie strzelaj!), a kiedy on jednak strzela, kuli się w rogu i zaczyna zachowywać się dziwnie. Może to wina scenariusza albo słabo zagrała, ale do końca sceny jest już w tym rogu i
oczekiwałem, że spojrzy na Travisa choćby z przerażeniem albo coś wykrzyknie, powie. A ona kuli się tam i dotyka włosów, twarzy. Może dziwnie zagrała jakąś nerwowość albo ma to związek z tym co pisałem wcześniej, że ta scena z perspektywy
Travisa trwa, bo jeszcze wykonuje jakieś gesty i tak dalej, ale w rzeczywistości się kończy, bo policjanci zastygają.
2. Zdecydowanie dziwne jest to, że taksówkarz z pracy Travisa zwraca się do niego "zabójco" już wcześniej, gdzieś w połowie filmu.
3. Ciekawi mnie też scena z facetem, którego wiezie Travis, mówiący mu o tym, że zabije żonę. Nie wiadomo jak to się skończyło, ale ewidentnie wywiera to jakiś wpływ na Travisa.
4. Tak samo dziwna jest próba zamachu podczas wiecu wyborczego kandydata na prezydenta. Travis idzie jakby z zamiarem zabicia go, rezygnuje, kiedy zaczynają za nim biec i w sumie to tyle z tej sceny.
Nie ma powodu, by go zabił, bo kibicował mu wcześniej i później też, co pokazuje ostatnia scena, gdy mówi do Betsy, że ma nadzieję, że on wygra wybory. Może skłamał, by jej się przypodobać, a może chciał na tym wiecu zabić Betsy?
A może on chciał zabić kogokolwiek?
Jeśli chodzi o ocenę filmu to dałem dychę, bo uznaję film za arcydzieło. Ujęcia były piękne, dosłownie przewijałem wstecz momentami, by jeszcze raz zobaczyć niektóre ujęcia. Scorsese stworzył jakiś taki niewytłumaczalny dla mnie
klimat tego filmu, że czułem się jakbym tam był i znał to miasto. I po prostu chciałem na to patrzeć. Angażujące dialogi i postać Travisa, która mnie hipnotyzowała. Rozumiem tych, których mogło irytować czy wybijać z tropu jego
zachowanie, bo było dziwne, momentami bezsensowne. Ale to sprawiło, że film był dla mnie zupełnie nieprzewidywalny, tak samo jak główny bohater. Film miał dla mnie "to coś", choć nie do końca umiem wytłumaczyć co to było.
Rozczarował mnie jedynie pod koniec. Nie podobała mi się realizacja strzelaniny, a ostatnie dwie sceny swoim lekkim surrealizmem nie do końca pasowały mi do filmu. Ale z drugiej strony końcówka zmotywowała mnie do napisania tego
tekstu, więc w jakiś sposób się wybroniła.