PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1046}

Taksówkarz

Taxi Driver
1976
7,8 244 tys. ocen
7,8 10 1 244226
8,5 98 krytyków
Taksówkarz
powrót do forum filmu Taksówkarz

Jak to jest, że mimo, że nie przepadam za de Niro, Ojciec Chrzestny I i II oraz Taksówkarz to dla mnie absolutny top? Zastanawiam się nad fenomenem tego aktora. Zwykle aktorów, których się ceni - także się lubi. U mnie wrēcz przeciwnie, mam nawet niejakie pretensje co do jego warsztatu, a mimo tego filmy w których gra uważam za wybitne...

ocenił(a) film na 10
Darq_2

Ale czekaj, role w Taksówkarzu i drugim Ojcu uważasz za wybitne, czy po prostu uwielbiasz te filmy, bo się pogubiłem? Ciężko jest jednoznacznie wyjaśnić fenomen takich aktorów jak De Niro. Po prostu zabłysnął u Martina w Ulicach Nędzy, rok później w drugim Ojcu, za rolę w którym został nagrodzony Oscarem, toteż stał się jednym z najbardziej pożądanych aktorów, plasując się na samym szczycie.

ocenił(a) film na 10
Verterain

O ile role w Taksówkarzu, Ojcu II, Chłopcach z ferajny, Casino czy Prawo Bronxu podobnie jak te filmy uważam za znakomite (Ojca Chrzestnego I i II uznaję za mistrzostwo świata i okolic), to mam brzydkie podejrzenie co do de Niro. Wydaje mi się, że jest aktorem przereklamowanym. Tzn jednowymiarowym, który nie tyle kreuje postać, co nadaje jej swoje cechy. Mam wrażenie, że za każdym razem gra prostego, niezbyt inteligentnego, upartego, zagubionego w splocie wydarzeń, przeciętnego włoskiego jankesa prostaka. Podejrzewam, że takim Robert jest w rzeczywistości. Nie jest to zarzut, co do jego osoby, ale pretensja do świata mediów, które go od dziesiątek lat kochają i wynoszą pod piedestał. Podobnie sprawa się ma z Clintem Eastwoodem, który jest rewelacyjnym reżyserem i bardzo manierycznym aktorem. O ile Eastwooda lubię, bo nie rości sobie pretensji do bycia bogiem Hollywood, wręcz podchodzi do gry z dystansem, o tyle de Niro mnie drażni. Oglądam kolejny film z nim i widząc jak gra dochodzę do wniosku: znowu to samo. Dobrze, ale tak samo.

ocenił(a) film na 10
Darq_2

Tak, zgadzam się z tobą po części. Robert nigdy nie był najwybitniejszym aktorem świata, szczyt jego umiejętności to kreacje postaci dynamicznych, zazwyczaj o destrukcyjnych skłonnościach (Wściekły byk, Taksówkarz, I połowa Łowcy Jeleni). Kiedy wchodzi w minimalizm ujawniają się wszystkie jego wady. Przykładem jego niższości nad innymi aktorami, to chociażby rola w Gorączce, gdzie został absolutnie przyćmiony przez Pacino i (przykład cholernie płytki, ale się sprawdza) jego współczesne wyczyny, ze szczególnym uwzględnieniem przygłupiej komedii Poznaj moich rodziców - tam u boku Hoffmanna również wypadł słabiej.

Nie zgadzam się z kolei ze stwierdzeniem, że każda jego rola to mniej więcej to samo, bo Bobby jest przedstawiciel method actingu, czyli techniki, która polega na pogłębieniu emocjonalnych walorów kreacji i nadaniu jej szczerego wyrazu poprzez wczuwanie się w rolę, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychologicznym. Tak też De Niro, aby przygotować się do roli w Taksówkarzu, jeździł przez miesiąc taksówką po nowojorskich ulicach 12 godzin dziennie, a kiedy wcielał się w Jake'a LaMottę nabrał 30 kilogramów wagi i faktycznie walczył na nowojorskiej scenie bokserskiej. Efekt - 10/10. W tych dwóch kreacjach spisał się na medal i uważam je za najwybitniejsze w jego karierze.

ocenił(a) film na 10
Verterain

Pacino jest fenomenalny i rzeczywiście pokazał różnicę w Gorączce. Podtrzymuję opinię o Robercie. Uważam, że całe życie gra jedną rolę: przechylona w prawo głowa, zmarszczone czoło i spojrzenie spode łba ze zmrużonym okiem :-) cały Robert de Niro. To że stara się być maksymalnie spójny z postacią od strony fizycznej, dowodzi wg mnie problemu ze zbudowaniem postaci od strony psychologicznej. De Niro we Wściekłym byku, to ten sam de Niro co zwykle, jedynie potężniejszy i boksujący. Zauważam natomiast coś innego, co mogłoby tłumaczyć jego sukcesy - magnetyzm lub jak kto woli charyzma. Nie znajduję innego wytłumaczenia ( a nie bardzo mi się chce z uwagi na antypatię dla gwiazdora) dla sukcesu aktora grającego jednym grymasem twarzy. Zaś co do charyzmy, także dla własnego dobra, nie powinien stawać przed kamerą w towarzystwie Ala Pacino. Z tym, że Al to już absolutne wyżyny aktorskiego rzemiosła...

ocenił(a) film na 10
Darq_2

Owszem, LaMotta to postać na wskroś jednoznaczna. Ale Travis? Travis jest jedną z najbardziej złożonych psychologicznie postaci. Z jednej strony introwertyczny mizantrop, którego motywacje sami musimy sobie poukładać uwzględniając fabularne sugestie, z drugiej wylewny amant owładnięty przez popędy. De Niro świetnie zaakcentował dualizm tej postaci, tworząc perfekcyjnie wyważoną kreację.

ocenił(a) film na 10
Verterain

Moim zdaniem Travis jest prosty jak konstrukcja cepa. Prosty, szczery, prostolonijny, konserwatywny (za wyjątkiem randki w kinie porno) 100-procentowy jankes z przedmieścia. Trochę mi przypomina Jona Voigta z Nocnego kowboja - rozczulająco naiwny w swoich oczekiwaniach co do rzeczywistości, w wierze w amerykański sen. O wiele bardziej skomplikowany jest świat w którym mu przyszło śnić swój sen. Z pewnością jest introwertykiem, ale zdecydowanie nie jest mizantropem! Travis ludzi idealizuje, generalizuje naiwnie oczekując od nich zachowań, które są dla niego oczywiste. Mierzy ludzi swoją miarą. Odnoszę wrażenie, że znajduje jakieś mistyczne, czy religijne wręcz powołanie w niesieniu dobra. Na swój sposób widzi je w sprzątaniu ludzkości ze śmieci. Jest zdaje się w Piśmie Świętym akapit o " sprzątaniu domu Pana mego", Travis zaś przybiera pozę apostoła, czy też anioła. Jego zakorzeniona w biblijnych tradycjach prostota jest niezwykle tradycyjnie amerykańska: prości ludzie, proste zasady, prosta droga do sukcesu - oto amerykański sen, amerykański mit, ale jak często prawdziwy. Dlaczego? Proste zasady pomagają prostym ludziom w realizacji celów prostymi środkami. Moim zdanie Travis jest kwintesencją amerykańskiej tradycji.