Jak interpretujecie główne przesłanie tego filmu? Gdy patrzę na poprzednie posty i wątki, to widzę że dominują dwa spojrzenia: "studium wyobcowania" i "refleksja nad destrukcyjnym działaniem wojny w Wietnamie na psychikę jednostki" (obie interpretacje można zresztą połączyć).
Czy nie wydaje wam się, że takie postawienie sprawy jest kompletnie nietrafione? Przecież ten film to przede wszystkim refleksja nad społeczeństwem amerykańskim (albo w ogóle - zachodnim), nad tym jak dalece musimy chodzić na kompromisy i zagłuszać własne sumienie by móc w nim normalnie funkcjonować. Travis nie jest zniszczony wojną, wojna ukształtowała jego psychikę, ale miała wpływ raczej pozytywny - nauczyła go męstwa, prostoty i odróżniania dobra od zła - to człowiek czynu, bezkompromisowy i szczery, porywczy i nieokrzesany, ale wrażliwy - taki trochę średniowieczny rycerz, który znalazł się nie w tej bajce... Kompletne przeciwieństwo zniewieściałego pajaca, przyjaciela Betsy, który jednak w tym społeczeństwie, chorym od nadmiaru wygody, bezrefleksyjnym, niewymagającym (czy wręcz oduczającym) jakiejkolwiek samodzielności i odwagi (zauważmy że gdy Travis grozi mu pięściami, ten natychmiast próbuje wezwać policję, zamiast samemu bronić siebie i przyjaciółki przed podejrzanym wariatem) czuje się znakomicie, błyszczy dowcipem, jest zadowolony i pewny siebie...
Końcowa masakra to nic innego jak bohaterski czyn, za który główny bohater powinien (w normalnym świecie) zebrać laury - i tu objawia się geniusz zakończenia: Travis rzeczywiście staje się bohaterem, tym niemniej taki happy end wyśmieje nawet dziecko - przecież wiadomo, że w rzeczywistości Taksówkarz poszedłby siedzieć. "Spójrzcie jak nierealne jest dzisiaj sprawiedliwe zakończenie takiej historii" - zdaje się nam mówić Scorsese...
Oczywiście wątek psychologiczny równierz jest - niejako z konieczności - bardzo rozbudowany (i genialny), ale analizując go nie traćmy z oczu tego co najważniejsze: to przede wszystkim apologia podstawowych cnót i paszkwil na społeczeństwo, które tak dalece te cnoty porzuciło
uff, rozpisałem się, trochę mnie poniosło, jeśli kogoś zaciekawiłem - zapraszam do dyskusji ;-)
Psychika wojenna dała siewe znaki w końcowej "rzeźni", bo według mnie Travis jako żołnierz ratuje Iris (wgl nie wiedziałem, że to Jodie Foster i nigdy bym na to nie wpadł). Podczas pierwszego spotkania Irys mówi, żeby ja uratował co staje się dla niego motywem przewodnim. Wydaje mi się jako dla żołnierza ale także wrażliwego mężczyzny. Psychologa to zatracenie wartości życiowych. Chęć władzy "To będzie bardzo trudne do wykonania", pieniądza, chciwości i wielu innych.
<<Kompletne przeciwieństwo zniewieściałego pajaca, przyjaciela Betsy, który jednak w tym społeczeństwie, chorym od nadmiaru wygody, bezrefleksyjnym, niewymagającym (czy wręcz oduczającym) jakiejkolwiek samodzielności i odwagi (zauważmy że gdy Travis grozi mu pięściami, ten natychmiast próbuje wezwać policję, zamiast samemu bronić siebie i przyjaciółki przed podejrzanym wariatem) czuje się znakomicie, błyszczy dowcipem, jest zadowolony i pewny siebie...>>
W biały dzień w środku metropolii kiedy zostaje się zaczepionym przez "podejrzanego wariata" wezwanie policji nie jest oznaką zniewieścienia, ale rozsądku. A co jeśli ten wariat ma nóż? Ryzykować starcie tylko dlatego, że ktoś ma nie po kolei w głowie? Zastanów się, co piszesz. Rzeczywiście, trochę cię poniosło.
Czy przyjaciel Betsy był bezrefleksyjny? Nie można odpowiedzieć na to pytanie z prostego powodu: na ekranie gościł góra 5 minut. O jego życiu nie wiemy na dobrą sprawę nic. A to, że Travis go nie lubił, jeszcze nic nie znaczy.
Dlaczego ma nie błyszczeć dowcipem? Robi coś źle? Pracuje, zarabia na siebie, ma dobrą posadę, to i ma dobry humor. Koniecznie musi zostać taksówkarzem zapuszczającym się do Harlemu, żebyś przestał uważać go za zniewieściałego?
Wiesz, ja też go nie polubiłem. Ale to nie jest obiektywny ogląd. Na dobrą sprawę nie lubi się go dlatego, że kibicuje się Travisowi. Travis go nie lubi, my go nie lubimy. Patrzymy na ten film oczami Travisa i nie zapominajmy, że to spojrzenie subiektywne. Ostatecznie gdyby Travisa tchórz nie obleciał, gdyby ochrona się dobrze nie spisała, zamiast bohaterem, byłby zbrodniarzem. To nie jest rycerz. Jest szczery, autentyczny, ale rycerzem bym go nie nazwał.
Co do całej reszty, tj. wymowy filmu, zgadzam się.
Mi z kolei okularnik z biura wyborczego Palantine-a był zupełnie obojętny- zwykły facet po prostu. Nie za bardzo było go za co polubić albo znielubić.
A Travis go nie lubił z prostego powodu ... był zazdrosny o Betsy.
Kolega Betsy , zarówno jak i ona sama mieli być chyba przedstawieni jako reprezentanci pewnej rzeczywistosci, z którą Travis nie potrafił sie utożsamiać, byli zwykli i bardzo nijacy, właśnie w pewien sposob neutralni dla widza, co swietnie jest zaakcentowane w scenach rozmow w biurze - ktore ( tak jak jak, np rozmowy taksowkarzy) sa o niczym, stanowia swiat zupelnie niezrozumialy dla Travisa. Oczywiscie ze wchodzi tu zazdrosc o Betsy - na plaszyznie fabularej, ale film jest bardzo dobry wlasnie z tego wzgledu, że mozna znajdowac w nim naprawde bardzo rozne odniesienia, zarowno do samotnosci człowieka, urazów wojennych, zepsucia społeczenstwa amerykańskiego itd.
Zastanowiłem się - i podtrzymuję... Nie chodzi oczywiście o to, że samo wezwanie policji to jakiś wstyd, tchórzostwo itp. Po prostu myślę, że ta scena miała właśnie służyć ukazaniu tego, że pewne proste, męskie odruchy, są dla Travisa czymś naturalnym, a dla pajaca w okularach (który moim zdaniem jest tu "twarzą" całego społeczeństwa) - nie. On nawet nie podnosi gardy, gdyby Travis chciał mu dać "gonga" trafiłby prosto w szczękę... Bo tytułowy bohater nie jest produktem świata, w którym o wszystko zadba za ciebie państwo, łącznie z tak podstawowymi sprawami jak obrona własna - i twoich bliskich. To widać też w jego wrażliwości - tak się dziwnie składa, że tylko Travis, "skrzywiony" przez wojnę, zdobywa się na potępienie moralne nowojorskiego syfu oraz próbuje pomóc (nie tylko materialnie) ewidentnie krzywdzonej dziewczynie. Nie myśli: "a co mnie to obchodzi? Płacę podatki, nie łamię prawa - to czego jeszcze ode mnie chcą?"
Czy taki sposób myślenia charakteryzuje okularnika? Pewności nie mamy, faktycznie na ekranie widać go przez jakies 5 minut. Ale myślę że właśnie po to w ogóle się pojawia, by możliwie prosto i dosadnie zobrazować (w scenie bezpośredniej konfrontacji) przeciwieństwo Travis-społeczeństwo, co - jeśli się zgodzić z tą koncpecją - czyni okularnika uosobieniem tego wszystkiego, co negatywne (a więc znieczulica/bezrefleksyjność, niesamodzielność, tchórzostwo itd.).
Dla mnie ten film jest o zepsuciu. O fałszu jakim przesycone jest społeczeństwo. Travis z bagażem ciężkich doświadczeń wojennych próbuje być wobec ludzi otwarty, szczery i po prostu dobry. Niestety rozczarowuje się. Ludzie nie dają wiary jego intencjom. Bileterka w kinie na jego flirt odpowiada jak na napaść, Betsy uważa go za zboczeńca no i w końcu polityk, którego Travis wiezie taksówką okazuje się być fałszywy i skorumpowany. Travis traci wiarę w ludzi. Brak życia osobistego sprawia, że skupia się wyłącznie na otoczeniu, które jak sobie zdaje sprawę nie zmieni nic i nikt. W poczuciu beznadziejności postanawia sam to zmienić.
Travis staje się obrońcą moralności i całym sobą sprzeciwia się obecnej sytuacji, do której nie ma zamiaru się przystosować. Pozostaje mu tylko walczyć.