Już trochę czasu upłynęło, odkąd obejrzałem ten film i pewnie nie wszystko dokładnie pamiętam, ale wydaje mi się (poprawcie mnie, jeśli się mylę), że ta informacja wypłynęła od niego samego. Jako że w listach do rodziców twierdzi, że jest jakimś agentem na usługach rządu, da się łatwo wywnioskować, ile z prawdą może mieć wspólnego informacja o pójściu w kamasze.
Jest to dość istotna sprawa, gdyż niejednokrotnie określa się ten film jako studium zmian w charakterze żołnierzy wracających z Wietnamu do USA.
Te listy Travisa do rodziców są pisane gdy jego stan psychiczny jest na krawędzi załamania. Jak dla mnie kłamie. Gdy mówił o tym, że służył w wojsku był jeszcze w niezłym stanie, gnębiła go głównie bezsenność. Oczywiście też mógł nie mówić prawdy, ale jeśli nie w Wietnamie to gdzie wcześniej miałby przebywać nasz bohater i co takiego miałby robić by w wieku 26 lat mieć tak rozstrojoną psychikę? Biorąc pod uwagę datę produkcji filmu, która zbiega się z końcem wojny w Wietnamie (1975 rok) wydaje mi się, że możemy być pewni w 99.9 % tego gdzie przebywał Travis. Jednak czy to istotna sprawa? Scorsese nie chciał raczej robić filmu o zniszczeniu psychicznym żołnierzy wracających z wojny. Gdyby tak było otrzymalibyśmy więcej informacji o przeszłości Bickle'a, a nie dostajemy prawie w ogóle. Analizując fabułę zdecydowanie liczy się "tu i teraz".
To że Travis kłamie, jest raczej oczywiste. Różnica pomiędzy jego sytuacją życiową, a obrazem kreowanym w listach jest wyraźna. Z pewnością nie pracuje dla rządu, więc jeśli informacja o Wietnamie także wypłynęła od niego (głowy nie dam, bo nie do końca pamiętam), można z dużą dozą prawdopodobieństwa orzec, że również jest bujdą. W końcu bycie weteranem wojennym to niemały prestiż, nie? Na nieprawdziwość tego elementu życiorysu Bickle'a wskazuje także postępowanie bohatera w późniejszych scenach filmu. Gdy kupuje broń, zachowuje się jak hobbysta - i to bynajmniej nie jak kolekcjoner, ale jak ktoś, kto po raz pierwszy czy drugi trzyma ją w ręku. To samo tyczy się zresztą niesamowicie groteskowych scen walki - czy to zastrzelenia Sporta, czy całej akcji "odbicia" Iris. Żaden żołnierz, nawet niezawodowy, by się tak nie zachował.
"jeśli nie w Wietnamie to gdzie wcześniej miałby przebywać nasz bohater i co takiego miałby robić by w wieku 26 lat mieć tak rozstrojoną psychikę?"
A musiał przebywać w jakimś szczególnym miejscu i mieć za sobą jakieś szczególnie stresujące wydarzenia? Być może był po prostu dziwakiem albo cierpiał na jakąś chorobę psychiczną bądź był zwyczajnym socjopatą. Zabranie Betsy do kina porno na pewno nic z Wietnamem wspólnego nie ma, zwłaszcza że Travis nie był aż taką totalną memeją w kontaktach z kobietami - bajery mógłby mu pozazdrościć niejeden facet (sceny rozmów z Betsy, zwłaszcza monologów Travisa, są moimi ulubionymi w tym filmie).
Dla mnie to ważne, gdyż - jak już wyżej wspomniałem - niejednokrotnie określa się ten film jako studium zmian w charakterze żołnierzy wracających z Wietnamu do USA. Jeśli Travis nie był w Wietnamie (a wiele na to wskazuje), "Taksówkarz" traci połowę sensu. To samo tyczy się zresztą zakończenia, które jest idiotyczne i nielogiczne, jeśli odrzuci się wcale nie taki oczywisty wariant (zwłaszcza że sam Scorsese nie mówi jednoznacznie, które wytłumaczenie jest prawidłowe), w którym Travis umiera, a ostatnie sceny są tylko jego utopijnym wyobrażeniem.
Mówiąc już na marginesie, właśnie ze względu na te nielogiczności i niespójności zawsze zastanawiał mnie fenomen tego filmu; może nawet nie fenomen w ogólnym układzie odniesienia, ale na tle "Upadku" (1993) z Michaelem Douglasem, filmu jednocześnie do "Taksówkarza" bardzo podobnego (niewykluczone, że był nim inspirowany) i całkowicie od niego różnego. "Taksówkarz" dostał kilka nominacji do Oscarów i Złotych Globów, wygrał Złotą Palmę i 3 nagrody BAFTA - "Upadek" od wyróżnień trzymano z daleka, dostał zaledwie 2 nominacje (w sumie). Nie powinno to dziwić, bo to film zbyt ostro krytykujący Amerykę, by brać udział w takich galach (jak m.in. "Siedem" czy "Podziemny krąg"), ale "Taksówkarz", który również zwracał uwagę na społeczne zepsucie, liczył się w walce o nagrody. Może dlatego, że jest nieco łagodniej opowiedziany, ale nadal coś mi tu nie gra.
Poza tym, film z de Niro to klasyka kina, tytuł bardzo popularny, znajdujący się w czubie wielu hipsterskich rankingów układanych przez zawodowych krytyków głównie z filmów, o których pies z kulawą nogą nie słyszał. "Upadek" znajduje się na drugim biegunie, mimo że przedstawia bardzo aktualny problem - grany przez Douglasa "D-Fens" raz po raz wytyka kolejne wady społeczeństwa, pogrążając się w lawinie gniewu (przypominam, że "Taksówkarza" chwali się za uniwersalność). Rolę Travisa często nazywa się jedną z lepszych w historii kina (moim zdaniem niesłusznie, sam de Niro miał kilka lepszych), kunszt Douglasa, który pokazał w "Upadku", jest z kolei często zapominany - a na pewno nie zagrał gorzej od de Niro. To mnie właśnie zastanawia, zwłaszcza że mało kto na tym forum zwraca uwagę na podobieństwo tych filmów.
Nie wiem czy czytałeś mój post (tzn. bardziej wybrane fragmenty analiz kilku użytkowników plus moje podsumowania), jeśli nie to:
rafcio_1 pisze :
"Sam Scorsese i Schrader stwierdzili, że jest to możliwe by Travis Bickle został bohaterem - Nowy York, lata 70. i Travis zabija "wyrzutków", czyli alfonsa, mafiozo i opiekuna burdelu i media kreują go na bohatera. Scorsese stwierdził, że - "były dziwniejsze rzeczy w tym mieście, które wiemy, że się wydarzyły". Więc Travis nie ginie. Ponadto twierdzą, że to nie jest klasyczny happy end i Martin mówi o tym, że spojrzenie w lusterko przez Travisa, w ostatniej scenie wskazuje, że coś takiego wydarzyć się może ponownie.
Źródło: komentarz do filmu wydany na Blu Ray. Dostępny tutaj- http://www.youtube.com/watch?v=2U_flduhfss
sama wypowiedź nt. ostatniej sceny w okolicach 1h 47min.
Aczkolwiek sam Scorsese we wcześniejszych komentarzach do Taxi Driver przyznał, że dopuszcza interpretację o śmierci Travisa"
Kiedyś nie byłem pewien odnośnie końcówki ale od pewnego czasu dla mnie to pewne że Travis przeżył. Przeczytać można opinie Scorsese który sam twierdzi, że koniec jest dla niego oczywisty (jego filmy często zawierają motywy chrześcijańskie - końcówka ma być próbą dla widza - czy zdoła przebaczyć Travisowi jego morderstwa). Oglądając ostatnio po długiej przerwie film zauważyłem dokładnie bliznę po ranie - we śnie czy jakiejś wizji nie powinno być żadnej blizny. Odnośnie samych ran - postrzał w szyję i ramię nie jest zazwyczaj śmiertelny (chyba, że ktoś miałby ogromnego pecha). Problem z brakiem więzienia można tłumaczyć, faktem że Iris jako jedyny świadek mogła poświadczyć w sądzie na rzecz Travisa tudzież faktem popularności w latach 70 - tych tzw. kina zemsty (np.Brudny Harry czy Życzenie Śmierci). Końcowe wydarzenia dzieją się kilka miesięcy po rzezi w burdelu stąd odrost włosów też jest naturalny. Ten pozornie szczęśliwy koniec może być nawet bardziej smutny niż w przypadku wersji ze śmiercią Travisa, gdyż może on znów szykować w przyszłości jakiś zamach czy inną masakrę. Świadczy o tym nerwowe spojrzenie w lusterko w ostatniej scenie. Myślę, że wizje Travisa to ciekawa interpretacja jednak mniej realna. Może się wydawać, że odbieranie wszystkiego wprost osłabiłoby "siłę" Taksówkarza, ale wobec tego co napisałem to dla mnie dosłowne zakończenie świadczy o jeszcze większej klasie Taksówkarza aniżeli w przypadku interpretacji z marzeniem, majaczeniem itd. Głównym argumentem dla mnie są oczywiście opinie Scorsese, oraz fakt że zakończenie jest nawet gorsze (i ciekawsze) w przypadku ocalenia Travisa. Znów może on w przyszłości zrobić coś złego.
Autor nieznany:
"Gdy dawno, dawno temu oglądnąłem Taksówkarza po raz pierwszy, byłem pewny, że te końcowe sceny są jedynie wyobraźnią Travisa, jego marzeniami o tym, jak zakończyła się jego krwawa krucjata przeciwko złoczyńcom. Wydawało mi się to całkiem logiczne, bo kiedy patrzyłem na to wszystko dosłownie, zakończenie nie miało sensu, było zupełnie oderwane od rzeczywistości świata, który został mi przedstawiony.
Jednak parę lat później miałem okazję obejrzeć materiały dodatkowe, w tym wypowiedzi Martina Scorsese i Paula Schradera, którzy tłumaczą, co chcieli przekazać przez ostatnie, nerwowe spojrzenie Travisa w lusterko samochodu. Są zgodni, że miało to sugerować brak poprawy jego stanu psychicznego i możliwość zajścia podobnego, tragicznego zdarzenia w przyszłości. W takim wypadku byłoby dość jednoznaczne, że to co widzimy pod koniec filmu wcale nie jest fikcją, że ma miejsce naprawdę, np. parę miesięcy później.
Trochę mnie to zaciekawiło, uznałem taki rozwój wydarzeń za nieprawdopodobny i poczułem się ździebko oszukany przez twórców, że w tak nieciekawy sposób zakończyli swoje szalenie interesujące dzieło. Zastanowiłem się więc nad tym wszystkim nieco poważniej i doszedłem do wniosku, że nie ma znaczenia to, czy Travis przeżył, czy nie i czy jest to jego wyobraźnia lub przyszłość.
Według mnie, najważniejszym jest fakt zaznania przez niego swoistego spokoju ducha, nieważne czy chwilowego, czy permanentnego. Od samego początku widzimy jego zagubienie i niemoc wobec świata. To, że nie może pogodzić się z otaczającym go brudem, że jest więźniem własnych myśli, uniemożliwiających mu choć na moment zapomnieć o troskach. Tylko z czego to wynika? Dlaczego nie potrafi myśleć o czymś innym?
Dla mnie odpowiedź jest prosta - jego samotność. On nie do końca wie, co zrobić z własnym życiem i chce je poświęcić innej, godnej tego osobie. Na jego drodze stają dwie takie persony, Betsy i Iris. Ta pierwsza odrzuca go jednak, nie potrzebuje w swoim życiu kogoś takiego. Okazuje się, że jest taka sama, jak inne kobiety, z którymi bohater filmu miał do czynienia w przeszłości. Co innego Iris, która choć jeszcze młoda i niewinna, z czasem stałaby się częścią brudu, wywołującego nienawiść i pogardę u Travisa. Tak więc bierze on sprawy w swoje ręce i pomaga jej uwolnić się od przestępczego światka.
Rzecz w tym, że na świat przedstawiony w filmie przez cały czas patrzymy oczami Travisa. On nigdy nie zrozumiał, czemu Betsy go nie chciała - jedynie my to możemy zrozumieć. Gdyby zakończenie było jego wyobrażeniem, odegranie się na niej miałoby sens, ponieważ wszystko ułożyłoby się dla Travisa idealnie. Do tego momentu nie ma żadnego zgrzytu. Następuje jednak wspomniane, nerwowe spojrzenie w lusterko w ostatnim ujęciu filmu. Dlaczego? Przecież wszystko jest w porządku. Jeżeli to jego wizja, to wszystko powinno się układać po jego myśli, nie może być tutaj miejsca na zmartwienia. Rozpoczęcie ciągu ostatnich scen jest dla mnie niezrozumiałe, gdybym miał owe sceny uznać za wytwór wyobraźni Travisa. Gdyby miało to być jednoznaczne, zostałoby przez reżysera pokazane w inny sposób, przejście nastąpiłoby np. z osoby bohatera na te właśnie sceny, a nie ze środka ulicy. Ja nie jestem w stanie określić czym dokładnie są ostatnie sceny filmu. Zakończenie wydaje mi się naciągane zarówno jeżeli przyjąć je za wyobraźnię Travisa, ale także przy założeniu, że są to jego dalsze losy. Nie sądzę jednak, że dosłowna interpretacja tych zdarzeń zupełnie wypacza sens filmu - w zależności od swojego punktu widzenia, oceny postaci i czynów Travisa, spojrzenia na to, kim on tak naprawdę jest, co powoduje jego zachowania i skąd to wszystko wynika, widz sam nada sens tej historii i uzna czy wybrane przez niego zakończenie nie kłóci się z jego wizją.
Albo może zrobić tak, jak np. zrobiłem ja. Nie wybieram zakończenia ani w takiej formie, ani w takiej (co wcale mogło nie wynikać z mojej poprzedniej wypowiedzi). Przyjmuję jego esencję, jakakolwiek ona jest i jakkolwiek dziwacznie to brzmi."
Może ten gość którego zacytowałem ma pełną rację. Jeśli Travis przeżył to faktycznie jest kilka niedociągnięć. Z kolei w przypadku marzenia Travisa tym bardziej historia nie wyglądałaby na dobrze zrealizowaną. Wydaje się więc, że głównym zamierzeniem reżysera poprzez taką końcówkę było ukazanie zaznania spokoju przez Travisa. Nie zadbał po prostu o idealną logikę bo nie o to w tym przypadku by chodziło.
Odnośnie "dziwnych ujęć" i ogólnie oryginalnej realizacji filmu to ciekawy jest tekst użytkownika Dobry_2 :
"O ile znaczenie zbliżenia od początków kina jest takie samo - dotrzeć do sedna, wejść w myśli postaci, przybliżyć jej psychikę widzowi, o tyle ten wysoki klucz Scorsese wymyślił po mistrzowsku - cały film niejako "dąży" do osiągnięcia maksymalnego pułapu położenia kamery. Najpierw są sceny znad ramion, potem kamera "unosi" się coraz wyżej, - zaczyna się to od sceny zapisywania do pracy (przekazanie dokumentów), potem w scenie w kinie (płacenie za popocorn), widać to też w podczas trenningu (wyciąganie pistoletów), natomiast punkt kulminacyjny zostaje osiągnięty po końcowej strzelaninie, gdzie kamera krąży nad budynkiem, pokazując całą akcję dosłownie z góry, pod kątem 90 stopni do podłoża. Takie prowadzenie kamery jest symbolicznym przeniesieniem narastania w Travisie jego lęków i uczucia nienawiści. "
Jak widać sama tylko końcówka (czyli ledwie kilkanaście minut) doprowadza do wielu dyskusji - Travis przeżył, Travis ma wizje "przedśmiertne" a są nawet tacy którzy traktują sam koniec bardzo symbolicznie i liczy się dla nich spokój który wreszcie zaznał główny bohater. Tylko największe dzieła filmowe potrafią tak zaangażować rozmówców. Dlatego dla mnie Taksówkarz to obok Odysei Kubricka najlepszy film jaki widziałem.
Odnosząc się jeszcze do kwestii poruszanych przez Ciebie, a nie zawartych w moim starszym poście. To, że Travis zachowuje się jak hobbysta przy kupnie broni nie ma wg mnie związku z tym czy był w Wietnamie czy nie. Jest taki tenisista Ernest Gulbis (czołówka światowa - obecnie w drugiej dziesiątce rankingu). Jego chwyt przy forehandzie zaprzecza wszelkim zasadom prawidłowego chwytu opisywanego w książkach. Do czego dążę? Czy ktoś kto był wojskowym powinien znać się idealnie na rodzajach broni, prawidłowych ich uchwytach itd.? Powinien, ale nie jest to reguła. Tym bardziej, że nie wiemy co robił ewentualnie Travis będąc w Wietnamie. Ile strzelał i czy w ogóle strzelał do ludzi. Końcówka natomiast jest bardziej filmowa niż realistyczna. Travis strzelił Sportowi w brzuch, a nie w głowę p oto by strzelanina była bardziej efektowna i dłużej trwała. Przyznasz, że Bickle wpadający do burdelu i w 3 sekundy załatwiający tych gości nie dałoby za wielu emocji dla widza. Ale nawet jeśli, to był to kulminacyjny moment w którym nasz bohater nie działał kompletnie racjonalnie ze względu na degrengoladę jego stanu psychicznego i nawet gdyby był zawodowym mordercą to nie raziłoby mnie tak łamagowate załatwienie alfonsów. To, że Travis był dziwakiem, cierpiał na chorobę psychiczną czy był socjopatą nie wyklucza chyba tego, że służył w Wietnamie? Nawet masz rację, bo dla mnie Travis był dziwakiem i mógł cierpieć na chorobę psychiczną. Socjopatą raczej nie był. Sporo pracował i miał poczucie odpowiedzialności za innych, a to już niemal wyklucza zaburzenie socjopatyczne. Nie wiem dlaczego jednak sądzisz, że jest to ważne. Gdyby Travis był księgowym w przeszłości i robił to co robi film byłby dla mnie ten sam. Wspaniałe ujęcia podróżującej nocą, klimat Nowego Jorku - to też elementy które zadecydowały o sile Taksówkarza. Tak charakterystycznych portretów miast w kinie ze świecą szukać. Film Scorsese łagodniej opowiedziany niż Siedem czy Upadek? Te dwa filmy razem wzięte zawierają mniej przemocy czy intensywnych scen niż Taksówkarz. Upadek to film w większości krajach dozwolony od lat 16, Siedem jest traktowane nieco wyżej, a Taksówkarz w większości od lat 18. Piszę na podstawie imdb, ale też własnych doświadczeń. Zostałem wstrząśnięty podczas pierwszego seansu, pewnie dlatego że idealnie czuć zgniliznę Nowego Jorku lat 70. Siedem oglądałem niedawno i tylko końcówka była ostra. Upadek natomiast to ciekawy film, ale mało wyrazisty. Okej, bohater wytyka błędy społeczeństwa, ale co z tego skoro mnie to za bardzo nie rusza? W Taksówkarzu praktycznie każda scena od początku do końca mnie pochłania i mam w pamięci wiele scen. Taksówkarz liczył się w walce o nagrody, ale to żadne pocieszenie bo wg mnie 5 Oscarów to takie minimum, które powinien dostać. Z pewnością kontrowersyjny temat przeszkodził w otrzymaniu tych nagród. Scorsese wywołał niemały skandal tym filmem - potem jeszcze kilkakrotnie mu się "udawała" taka sztuka (Ostatnim kuszeniem Chrystusa, Kasynem no i co ciekawe w obecnej dobie, w której podobno już nic nie szokuje - Wilkiem z Wolf Street) Douglas gra świetnie, ale jak na moje oko i tak daleko w tyle za De Niro. Z prostego powodu - dla mnie to kreacja nr 1i piszę to mimo, że nigdy nie bawiłem się w żadne rankingi itd. Może kiedyś jak pooglądam jeszcze trochę dobrych filmów. Widziałem wszystkie jego wielkie filmy prócz Dawno temu w Ameryce i jeszcze tylko we Wściekłym Byku grał na tak fenomenalnym poziomie. Łowca Jeleni i Król komedii są też znakomite. I to chyba tyle wg mnie z tych jego dosłownie najlepszych kreacji. No i nie jest tak źle z tymi głosami. Upadek ma około 58 tys., Taksówkarz 144 tys. więc Polacy nie zapomnieli o kunszcie Douglasa :)