Wiązałem z filmem wielkie nadzieje i już widziałem go w swoich ulubionych, ale nie udało się. Film za bardzo skupia się na jednym, jedynym człowieku, nie przypadł mi do gustu po prostu. Cenię go za to, że jest takim hiciorem, ale nie trafił zupełnie w mój gust.
Od razu zwracam się do pseudoznawców i pseudinteligentów, którzy zaczynają wyzywać po słabych ocenach dla wielkich filmów - leję na to. Dodatkowo spójrzcie na moje ulubione, żeby stwirdzić, że rozumiem i znam dobre kino.
Siódemka to wcale nie jest zła ocena. Rozumiem brak zafascynowania filmem, sam mam znajomych, którym próbowałem wkręcić w fan-klub, ale się nie dali. Ponoć film nudny i mało się w nim dzieje, dla mnie jednak wypełniony jest podskórnymi emocjami, które eksplodują w scenie masakry w burdelu. Dla mnie film niesamowity i przerażający, ale toleruję inny punkt widzenia na sprawę ;)
Pozdrawiam.
Na pewno powstało wiele lepszych filmów (choćby w reżyserii samego Scorsese), jednak warto oglądnąć ten film, choćby po to aby mieć o nim wyrobione zdanie. Travis Bickle w wykonaniu Roberta De Niro to jedna z kluczowych ról amerykańskiego kina - reprezentuję całą paranoję epoki post wietnamskiej. Jak słusznie zauważył autor tematu film skupia się na jednym człowieku. Jest to jeden z typowych zabiegów nowego kina amerykańskiego. Wcześniej filmy opierały się głównie na dialogach i raziły swoją teatralnością, w "Taksówkarzu" dialogi i przebieg akcji nie odgrywają zbyt dużej roli. W dziele Scorsese liczy się przede wszystkim sposób w jaki wszystko ukazano. Główny bohater pojawia się w niemal wszystkich scenach, dzięki czemu potrafimy postawić się w jego sytuacji i na dobrą sprawę sami nie wiemy, czy wszystkie wydarzenia w filmie miały miejsce naprawdę, czy były tylko wymysłem głownego bohatera.