Świr, wytwór chorego umysłu. Weteran wojny w Wietnamie. Zwolniony z honorami, gdy wraca do domu, nikt na niego nie czeka, nikogo nie ma, jest nikomu niepotrzebny. Nie potrafi dostosować się do wszechobecnego zepsucia, skazuje się tym samym na wyobcowanie i samotność, z których mimo najszczerszych chęci i starań nie może wyjść. Cierpi na bezsenność, absolutny brak umiejętności nawiązywania kontaktów międzyludzkich. Nienawidzi swojego życia, ucieka w świat marzeń. Psychopata, kreuje wyobrażenia o lepszym świecie, w którym i tak nie jest w stanie się odnaleźć. Nie potrafi znaleźć się w społeczeństwie, które go otacza, które go nie odrzuca, które go akceptuje. Koledzy z pracy próbują z nim rozmawiać, ale ile razy próbują, tyle razy on nie wie jak zareagować. Z zawiścią obserwuje pary cieszące się swoim szczęściem. Na znajomych, którzy umieją znaleźć wspólny język, on tak nie potrafił. Nie potrafi wyjść z alienacji społecznej, żyje z dnia na dzień, nie potrafi znieść pustki i bezcelowości swojego życia. Nienawidzi swojej monotonii, swojej samotności, wskutek czego zaczyna postrzegać świat w ciemniejszych barwach a ludzi jako zimnych i niedostępnych. Posiada zdolność widzenia czegoś, co dla zwykłego śmiertelnika wessanego w miejski wir jest zupełnie niedostrzegalne. Jest sfrustrowany widokiem świata, który nie wygląda tak, jak tego oczekuje. Do którego nie potrafi i nie chce się dostosować. Ogarnięty depresją podejmuje pracę taksówkarza nocnej zmiany. A im więcej kursuje po niebezpiecznych dzielnicach NY, tym więcej widzi, tym mocniej nienawidzi całego tego brudu i śmieci, z którymi nikt nic nie robi. Dziękuje Bogu za deszcz, który zmywa z chodników to gówno. Sam jednocześnie jest tchórzem, nie reaguje na błaganie o pomoc młodocianej prostytutki. Liczy, że pewnego dnia spadnie prawdziwy deszcz i zmyje cały ten brud. Wszystkie wyłażące nocą zwierzęta. K...rwy, alfonsów, pedałów, transwestytów, dilerów. Praca nie staje się dla niego wybawieniem. Pracuje po 12 godzin dziennie, nie mogąc spać. Dni ciągną się jeden za drugim. Bez końca. Potrzebuje w życiu jakiegoś celu. Nie chce już skupiać się tylko na sobie. Chce być kimś, jak inni. Chce zrobić coś pożytecznego. Pamięta ktoś plakat z podpisem: 'Na każdej ulicy jest taki nikt, kto chciałby być kimś' Niezrozumiany, odtrąconym przy rozmowie rekrutacyjnej, gdy mówi: 'Jestem czysty. Czysty jak moje sumienie.' Szuka jednak dobra, chce przełamać swoją samotność. Próbuje w otaczającym go rzeczywistości znaleźć coś czystego, coś co byłoby warte życia. Betsy, gdy pierwszy raz ją zauważył, była w białej sukience, wyłoniła się jak anioł z miejskiego, obleśnego syfu. Dwa jakże odmienne światy. Jest w jej oczach na pół fikcją i rzeczywistością, chodzącą sprzecznością. Zachowuje się jak dziecko, na pierwszy rzut oka widać, że nie ma żadnego obycia z kobietami. Jest zagubiony, nie wie jak z nimi rozmawiać, jak z nimi zyć, jak spędzać czas. Zabiera kobietę, w której tak się zauroczył do kina porno, czym już na wstępie przekreśla swoje szanse u niej. Sfrustrowany odrzuceniem Travis stwierdza, że mylił się co do niej, że jest ona taka sama, jak inni, zimna i niedostępna, należy do brudnego miasta. Travis przygnieciony odrzuceniem, samotnością, niezrozumieniem tworzy własną wizję świata. Samotność podąża za nim zawsze i wszędzie. Jest z nim w barach, sklepach, w samochodach, na ulicach. Wszędzie. Nie ma ucieczki. Jest samotnym dzieckiem Boga. Ciągłe upadki skłaniają go do bardziej radykalnych rozwiązań. Pogrąża się obsesji przemocy. Chce wyładować swoją narastającą frustrację, chce przełamać samotność, zostać zauważonym. W akcie desperacji sięga po broń. Postanawia zabić kandydata na prezydenta Palantine-a. Kandydata reprezentującego klasę polityczną odpowiedzialną za wojnę w Wietnamie, mającego wpływ na wszystko i wszystkich. Pytany przez niego Travis co w tym kraju najbardziej mu przeszkadza, odpowiada, że ktoś powinien oczyścić to miasto... bo jest jak otwarty ściek. Pełno w nim brudu i śmieci, że nie może tego znieść. Palantine wie o czym mówi, ale mimo wszystko nie próbuje nic z tym zrobić. Travis zrozumiał, że kampania to tylko gra, manipulacja tłumem po to, aby osiągnąć swój cel i realizować swój plan za pomocą obywateli. Funduje sobie irokeza, na podobieństwo żołnierzy Marines, którzy to podczas akcji wojskowych, z której mogą już nie wrócić, golą sobie właśnie tak głowy. Przypadek jednak sprawia, że mu się to nie udaje. Nadal chce zaistnieć, zostać bohaterem i jest mu wszystko jedno... pozytywnym czy negatywnym. Decyduje się pomóc Iris. Decyduje się na masakrę w hotelu, po której chce się zabić, niestety nie ma już naboi. Gdy wpada policja unosi głowę i śmiejąc się składa rękę w pistolet. Wtedy dopiero czuje, że zrobił coś bardzo wartościowego, do czego dążył. Zostaje bohaterem przez zupełny przypadek, gdyby zabił Palantine-a zostałby uznany za psychopatę. Betsy, do końca by go znienawidziła i uznała za szaleńca. A tymczasem zupełnym zbiegiem okoliczności zaczyna go podziwiać. Gdy usłyszała czego dokonał, sama przyszła do niego. On jednak traktuje ją z dystansem, jak zwykłego klienta. Chciała raz jeszcze się do niego zbliżyć, ale zapytała tylko 'ile za przejazd'. Travis ironicznie się tylko uśmiechnął. Spełniło się jego marzenie, zostaje zauważony, nazwany bohaterem, piszą o nim artykuły, świetnie się czuje w towarzystwie kolegów z pracy. Kobieta, w której się zauroczył docenia go i to on może ją teraz potraktować z góry. Jest silny, takiego jakiego wówczas potrzebowała kobieta, w której się zauroczył. Z tą różnicą, że przestała go już interesować. Ostatnia scena, gdy Travis z niepokojem patrzy w lusterko sugeruje, że znowu zacznie się wszystko od nowa, wszystko wróci do punktu wyjścia. Widzi Travisa, który nie zaznał spokoju, nie został wyleczony. Świat nadal jest taki sam, ludzie również. Całe to gówno jak było... tak jest.