nawet bardzo. Świetny obraz miasta i społeczeństwa. Choc bohater jest starsznie.... dziwny. Sam nie wie czego chce. Jest zdowłowany, w depresji, w końcu w szaleństwie. Sam nie wiedziałem jak go odbierac.
Potem poznaje młodą dziwkę, której postanawia pomóc. Chce zabic kandydata na prezzydenta?? Tego nie czaje! po co? Za to jak najbardziej rozumiem chęc pozbawienia się "szumowin" z miasta....
nie trzeba wspominac o rewelacyjnej grze Roberta deNiro.
Miasto nocą, mnóstwo przemocy, dragów i czego to on tam jeszcze nie wymienił. Należy wspomniec o świeetnych zdjęciach. Naprawdę dobra robota! Juz od pierwszych minut.
No i jeszcze raz,- rewelacyjny obraz miasta.
dobre to kino, zatem polecam.
pzdr.
Siema:)
"Taksówkarz" to genialny film i ja też polecam go wszystkim !!!10/10!!!
Ja oglądając ten film pierwszy raz też nierozumiałem o co chodzi z tym kandydatem.Bo przecież Travis wydawał się przyjacielsko do niego nastawiony(widać to w scenie kiedy obydwaj rozmawiają w taksówcę o sprawach politycznych) a w swoim mieszkaniu na ścianie miał powieszone plakaty z jego podobizną.Lecz zagłębianie się w chorobę psychiczną a przede wszystkim to samotność mogła nakłonić go do tego że chciał być widziany i rospoznawalny przez świat i przez to planował zamach na jakomś ważną osobowość,jak naprzykład Palantine(bo tak bodajże nazywał się ten kandydat)."Taksówkarz" to trudny film i napewno niewszyscy zrozumieją przekaz jaki on wnosi.
!!!pozdro!!!
no własnie, jaki znowu przekaz? jakie arcydzieło?
film jest dobry i tyle...
bohater normalny nie jest, jego zabawy w Rambo są śmieszne, pozbywanie się "złych" ludzi zabijąc ich? no, nie wiem czy to takie bohaterstwo, do tego końcowa scena, w której triumfuje on nad niedoszłą dziewczyną? no tak, to w końcu to on był poszkodowany jak go zostawiła kiedy zabrał ją na pierwszej randce na pornola
jaki przekaz? no choćbym chciał to nie mogę nic konkretnego wymyśleć, co najwyżej poza stertą ogólonikowych i kompletnie odstających od rzeczywistości farmazonów...
muszę jeszcze się dopowiedzieć, poczytałem trochę na temat filmu i rzeczywiście jest jednak lepiej, szczególnie ma to sens, jeśli przyjąć, że końcówka to tylko wyobraźnia bohatera (bo pozytywne zakończenie kompletnie jest nie na miejscu)i list od rodziców dziewczyny napisany jest przez niego - w takim razie muszę z pełną pokorą podwyższyć jego ocenę
no i wątek wietnamski jednak jest tu dość istotny, zagubienie i niedostosowanie jakby nie było, nie do końca zdrowego psychicznie człowieka, poza tym cała historia przemian społecznych USA w tamtym czasie - znowu istotna rzecz, o której po prostu trzeba wiedzieć, żeby film lepiej rozumieć
wciąż ciężko mówić tu o jakimś głębszym przekazie, raczej powstają pytania do refleksji i poruszanych jest niewątpliwie wiele istotnych problemów
na pewno przy okazji obejrzę ten film jeszcze raz, żeby dokładniej się mu przyjrzeć
Tak to jak najbardziej wskazane żebyś obejrzał go jeszcze raz, albo dwa.Być może wtedy go bardziej docenisz i polubisz :)
Bo szczerze mówiąc ja za pierwszym razem niewiele z niego skumałem,a teraz to mój ulubiony film :) !!!
!!!pozdrawiam!!!
Jeśli chodzi o mnie mam mocno ambiwalentne uczucia. Szczerze mówiąc, wbrew oczekiwaniom, film oglądało mi się okropnie, dłużył się, nudził, męczył. Ale z drugiej strony, po obejrzeniu coś jednak zostało.
Mam wrażenie, że Scorsese właśnie to chciał osiągnąć, żeby film męczył, tak jak męczyła Travisa bezsenność, marazm, natrętne myśli, poczucie bliżej nieokreślonej misji.
Atmosfera przez cały czas była gęsta, coś wisiało w powietrzu, czekało się, aż zacznie się ta 'prawdziwa akcja' - a ona, o dziwo, nie nadchodziła wcale. Rzeczywiście, film idealnie oddaje obraz psychiki (prawdopodobnie - )chorego psychicznie bohatera.
Większość opinii o Taksówkarzu podkreśla fakt, że Travis jest byłym żołnierzem, jednak ja nie powiedziałabym, że ta interpretacja jest tak oczywista.
Wskazywałaby na nią jedynie pierwsza scena rozmowy o pracę, i kilkakrotne rzucanie ksywki "zabójca" w stosunku do Travisa (i jego reakcja, choć i to można by różnie interpretować). Poza tym z dziwnego zachowania wnioskujemy, że być może jest to efekt jakichś traumatycznych przejść. Może i tak jest, ale nie trzymałabym się tak kurczowo tej wersji - chyba, że ktoś rozmawiał z samym Scorsesem i nam powie jak było na pewno :)
To co mi się podoba w Taxi Driverze to właśnie ta niejednoznaczność.
Gdyby się nad tym filmem nie zastanawiać można by powiedzieć bez wahania, że jest dość cienki (pomijająć aktorstwo, mistrzowskie przecież). Ale to, że zostawia wiele niedomówień, że tworzy atmosferę "ciszy przed burzą", że w gruncie rzeczy już od początkowych monologów zdaje się być odrealniony (choć zanurzony głęboko w realizmie miejskiej dżungli tętniącej nocnym życiem) - wszystko to sprawia, że zaczynamy się zastanawiać co tak naprawdę było prawdą, a co produktem wyobraźni Travisa.
Nasuwa się pytanie- po co to wszystko właściwie? Po co powstał taksówkarz?
Ha, właśnie, po co. Być może rzeczywiście chodziło o ukazanie tej ciemnej strony miejskiego życia, pełnego brutalności, deprywacji, zepsucia (....etc. etc.) w obliczu którego jednostka czuje się zagubiona, a jednocześnie pełna poczucia winy i odpowiedzialności za to, co się dzieje.
W końcu sam Scorsese (jak i De Niro) wychował się w trudnej dzielnicy, a kadry z jego młodości pewnie niejednokrotnie wyglądały podobnie jak te z Taksówkarza. Być może chciał ukazać tę ludzką bezradność, tę chorą ambicję dokonania czegoś wielkiego, która z natury będąca chęcią czynienia dobra, dopiero w obliczu własnej ułomności zostaje wypaczona i w efekcie przeradza się w kolejny puzzel tej mrocznej układanki.
Być może to film o niemożności wyrwania się z tego nocnego światka do lepszego świata, który reprezentuje Betsy.
Być może ma opowiadać o różnych językach, który nie pozwala się porozumieć obu stronom miasta - jasnej i ciemnej, co widoczne było chociażby w scenach niby-rozmów między Travisem a Betsy, ale też w samej postaci Senatora, który ma przynieść miastu porządek i ład (a dokładniej w stosunku Travisa do senatora).
Jeśli chodzi o motyw zamachu na senatora bardzo trudno jest mi odnieść to w jakikolwiek sposób do pobudek "politycznych". Uważam, że Travis robił to w dużym stopniu z żalu, że został odrzucony przez ten 'jasny' świat. W końcu Betsy pracowała w sztabie wyborczym senatora i była częscią tej rzeczywistości. Wydaje mi się, że Travis pragnął zabić senatora nie z pobudek politycznych, bo jak wiemy nie interesował się polityką ( w ogóle ciekawy motyw - on niczym się nie interesował, jakby uczyl się życia od nowa. I tutaj znowu wątek weterana wydaje się być sensowny) i osobiście nie dostrzegłam niczego, co sugerowałoby, że zrobił to, gdyż uważał to za swoją misję społeczną (gdyż senator to uosobienie kłamstw, demagogii i nieskuteczności polityków mających być lekarstwem na trudną sytuację USA tamtego okresu - jak sugerują niektórzy).
Mam wrażenie, że Travis, mocno pogruchotany psychicznie (tylko dlaczego? to mnie zastanawia! - znowu trop weterana.) początkowo próbował być dobry i dopiero kiedy został odtrącony przez Betsy ( a więc przez tę nieskalaną część ludzkości, którą reprezentowała) zatracił całkiem kontakt z rzeczywistością i zabicie senatora wydawały się być świetnym celem - misją, angażującą cały jego czas, myśli, wysiłki. Moim zdaniem była to zemsta na oślep, swoista samoobrona przed światem w ogóle. Potem Travis jakby się otrząsa, bo odnajduje (a może: odnajduje na nowo) kolejny cel - wybawienie Iris.
Podoba mi się pomysł, że wszystko co dzieje się od strzału w szyję to fantazja Travisa, to by się rzeczywiście trzymało kupy.
I najlepiej ukazałoby pragnienia Travisa : pomóc naprawić ten zepsuty świat, uzyskać wdzięczność "ludu" (rodziców Iris w tym wypadku), udowodnienie tym z "dziennej zmiany" (Betsy), że ci z nocnej też są coś warci.
Myślę, że Travis - człowiek o którym nie wiemy skąd pochodził, kim tak naprawdę był wcześniej, jakie miał wykształcenie - taksówkarz, człowiek z nizin społecznych może być obrazem bezsilności wobec zła, własnych ograniczeń, od których ucieczka prowadzi tą samą drogą - drogą zbrodni i okrucieństwa.
Travis to także, a może przede wszystkim, jednostka zagubiona w społeczeństwie, uwikłana w środowisko, jakie ją otacza.
To człowiek samotny i nie potrafiący nawiązać kontaktu z ludźmi, których jednocześnie kocha i nienawidzi. Chce pomóc i chce niszczyć, 'oczyścić miasto'. Brzydzi się zdegradowanymi, a sam nie zauważa własnej degradacji.
Właściwie im bardziej o tym myślę, tym bardziej mi go szkoda.
W ziemskim piekle szuka czystych dusz, chce je wybawiać za wszelką cenę.
Pragnie być lepszym od innych, być KIMŚ, a staje się taki sam jak wszyscy.
Czy Scorsese chciał, żeby Taksówkarz był filmem tak pesymistycznym, czy jednak ukrył coś, czego nie możemy odnaleźć? A może końcówka to wcale nie wyobraźnia Travisa?
A może reżyser chce przestrzec nas przed nami samymi?
Może ktoś ma jakieś sugestie??
A mi sie wydaje ze za gleboko siegasz, po pierwsze odbierasz bohatera jako kogos racjonalenego.. A ten film jest wlasnie o chorym czlowieku, idiocie (zauwaz ze nie interesuje sie w ogole kultura, przypomina goscia z tego filmiku : "czy czyta pan jakies ksiazki?") ktory mysli ze jest jedynym sprawiedliwym. Ktory na pytanie " hej, czy to swiat jest zly, czy ty" odpowiedzialby od razu ze swiat. Ktory jest skupiony w stu procentach na swoich doznaniach, do tego tkwi w marazmie, pesymizmie i postanawia sie z niego wyrwac w najdziwniejszy sposob. Choc prawdopodnie pasujacy do jego wychowania.
Nie wydaje mi sie zeby to byla wyobraznia Travisa. Dlatego ze to za bardzo pasuje, on by tego tak nie wymyslil. Betsy przychodzi zaintrygowana tym czlowiekiem, ktorego juz skreslila jako polglowka (i slusznie!). A tu nagle takie cos, bohater, zuch, molodiec... On dobrze trafil, Betsy tez byla samotna - swoj swego pozna. Moze dostrzegla w nim jakas nic porozumienia ponad przepascia intelektualna miedzy nimi. I postanowila przerzucic nad nia kladke :D
Tyle ze zyjacy w swoim swiecie bohater tego nie zauwazyl nawet, odczul pewno tak, ze "bohaterem to sie suko interesujesz tak ?" or sth.