Uwielbiam horrory,które trzymają w napięciu od początku do końca,koniecznie z tak "dusznym",ciężkim klimatem jak w tym filmie.
Marilyn Burns,jako Sally dała z siebie wszystko,jej przeraźliwe krzyki jeszcze długo po filmie krążą wokół naszych uszu,w jej oczach krył się wręcz autentyczny strach,fenomenalna rola!
Ale czy ktoś z was może mi coś wyjaśnić?
Cały ten realizm filmu niszczył trochę ten dziadzio,który nie wiadomo-czy był żywy,czy był "żywym trupem".Ta jego cera...dosłownie jak zombie,maska z ludzkiej skóry to na pewno nie była,bo dłonie też miał takie jakieś "przegniłe".O co w tym chodziło?Czy on naprawdę żył,czy to był rzeczywiście jakieś "zombie"?
Lubię realistyczne horrory,takie które mogą wydarzyć się naprawdę,ale takich ludzi jak ten dziadek nie ma!
Czekam na odpowiedź!