Aż ciężko uwierzyć że film powstał w 1974 roku, przed takimi dziełami jak np. "Halloween". To na tamte czasy epokowa produkcja w gatunku krwawego horroru. Ileż to popłuczyn powstało po tym filmie do dnia dzisiejszego. Film świetnie nakręcony i trzymający w napięciu, może pierwsza połowa nie jest straszna i akcja rozkręca się powoli, może te kolekcjonowanie ofiar w domu za pomocą młota było jednostajne, ale ostatnie pół godziny wbija w fotel. Początkowo irytowało mnie ciągłe darcie gęby przez bohaterkę i bezwładne uciekanie przed gościem z piłą, ale... dopóki nie uświadomiłem sobie realizmu takiego działania. Końcowe kilkanaście minut z wykorzystaniem dziadka to jedna z najbardziej przerażających scen, a sceny wysysania krwi z palca czy próba zabicia bohaterki jak jakiegoś zwierzęcia nad wiadrem zapadają w pamięć. Klasyk, o lata świetlne przebijający współczesne wysokobudżetowe produkcje.

Zgadzam się z Tobą, akcja rzeczywiście rozkręca się powoli, ale wydaje mi się, że było to zamierzone, aby trochę uśpić czujność widza. Chociaż scena z autostopowiczem - 'sooo sick' , ryje psyche.
Darcie gęby przez blondynę - fakt, trochę irytowało; z drugiej strony nadawało realizmu, bo nie wyobrażam sobie innej reakcji w takiej sytuacji ;) Nie bez kozery Tarantino umieścił ten film na pierwszym miejscu w swoim Top 20 Grindhouse Movies.