Niedawno kolega wspomniał mi o "Teksańskiej Masakrze Piłą Mechaniczną" i zdałem sobie sprawę, że oglądałem ten film całe 18 lat temu, podczas mojej dziecięcej fascynacji kinem grozy. Mimo tego jak wrył się w moją głowę i po dziś dzień pozostawiał ślady min. w snach, doszedłem do wniosku, że najwyższa pora odświeżyć to wybitne dzieło. Odświeżyłem i stwierdzam, że roku pańskiego 1974 powstał film, który jest jednym z pierwszych i zarazem najlepszym slasherem jaki powstał kiedykolwiek. Niepodrabialny klimat całkiem odjechanej, zdehumanizowanej rodziny psycholi, która oprawia ludzi gorzej niż sadyści zwierzęta w ubojniach, zapach ludzkiego mięsa gnijącego w skwarze teksańskiego słońca, przerażenie grupki mieszczuchów zagubionych z dala od cywilizacji, wrzask, brak nadziei i wszechobecne zło, tak gęste, że aż wypływa z ekranu. Mimo, że film jest stosunkowo krótki to jest w nim dosłownie wszystko co powinno być i nawet więcej. Mało jest tak kapitalnych i bezkonkurencyjnych filmów w swoim gatunku. Może kiełbaskę?