...dochodzę mocno do wniosku, że Sheldon i ekipa będzie się wybierała na film
:D
zainteresowałem się filmem ze względu na Teorię Wielkiego Podrywu :). Czy jest aż tak mierny, że oceniasz go na 3 ?
Cóż, o gustach się nie dyskutuje ale wg mojego skromnego zdania - to bardzo mierny.
A moje skromne zdanie jakie jest ogólnie? Cóż, nie oglądam TVN, nie lubię żydów, nie toleruję lewactwa, za prawicą też nie przepadam, homoseksualizm i wegetarianizm - chociaż toleruję - to dla mnie choroby psychiczne, jestem za przywróceniem kary śmierci, uważam że kobiety nie potrafią prowadzić samochodów (wyjątki potwierdzają regułę) i zupełnie nie toleruję Korwina tudzież reszty hołoty. TVN-owskie pionki nazywają mnie kibolem i homofobem chociaż na meczu piłki nożnej w życiu byłem może ze dwa razy, a dwóch moich przyjaciół jest gejami znającymi i tolerującymi moje podejście, tak jak ja toleruję ich i szanuję jako ludzi.
Tak więc jeśli nadal się zastanawiasz, to powiem że hollywoodzkie ścierwa już dawno przestały robić dobre firmy (od tego również wyjątki potwierdzają reguły). Cztybernaście części Marvela, ochnaście części DC Comics, pięćdziesiąt spin-offów do spin-offów o spin-offach i trzy filmy o porwaniu jakiejś głupiej baby to na pewno nie jest Hollywood jakiego pamiętam z lat nie tak w sumie dawnych.
Więc summa summarum - Teoria Wszystkiego to tępy film dla takichże 80% ludzi, którzy myślą że jak obejrzą film o mądrym człowieku to też się czegoś dowiedzą chociaż do tej pory myśleli że Schrödinger czy Higgs to jakieś niemieckie tabletki na sraczkę. Pozostałym 20% ludzi spodoba się film, bo będą w nim widzieli po prostu romans.
Mam nadzieję, że Twoja ciekawość została zaspokojona :D :) Pozdrawiam.
Haha... Spooky, mam podobnie w wielu punktach do Ciebie. Jestem radykałem, ale nie takim jak lubią niektórzy z góry widzieć.
W niektórych kwestiach nic innego nie pozostaje. Poza tym punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, bo dla mnie moje poglądy nie są radykalne tylko normalne, zdrowe można by rzec. Większość przynajmniej.
A wracając do samego filmu - czy ktoś w ogóle wie czy szanowny pan Hawking zatwierdził scenariusz? Bo jeśli nie, to śmiało można powiedzieć że jest to historia pewnej suki, która po 30 latach postanowiła zostawić męża w potrzebie by później dorobić się paru baksów na sprzedaniu historii o sławnym facecie.
Łatwa ocena. W filmie Stephen informuje żonę, że jedzie do USA z pielęgniarką, więc to nie ona go zostawia. Nie jestem w stanie pojąć użycia takich słów na temat kobiety, która poświęciła swoje życie choremu mężowi i wychowała trójkę dzieci, co było ekstremalnie trudne i nie powinno się nikogo oceniać, bo nie wiadomo jak sami zachowalibyśmy się w takiej sytuacji.
A co do ustosunkowania pana Hawkinga do filmu to proszę: http://www.historyvshollywood.com/reelfaces/theory-of-everything/
Jedzie do USA, gdzie ma większe możliwości. Też bym pojechał. Jeśli potrzebowałbym opieki, a żona nie chciałaby wyjechać, to wziąłbym nawet i pięć pielęgniarek, jeśli byłoby mnie na to stać.
No i cóż - ustosunkowanie się Hawkinga do tego gniota niestety zburzyło moje mniemanie o jego osobie. Najwyraźniej takie czasy, gdzie muszą powstawać filmy o wielkich, żeby ktokolwiek o nich się dowiedział.
Summa summarum - zdania nie zmieniam. Film dla ludzi, którzy nie mieli pojęcia czym tak naprawdę zajmuje się Stephen Hawking i którzy zapomną sam film w przeciągu kilku miesięcy. Pusty film dla pustych odbiorców (nie mówię tutaj tylko o inteligencji).
Oczywiście fakt jak pielęgniarka się zachowywała nie miał tu żadnego znaczenia. Jak rozumiem sposób poinformawania żony po tylu wspólnych latach był całkowicie w porządku, tak?
Ja pierniczę...123 minuty mega gniota, a Ty się czepiasz akurat tego, jak się zachowywała pielęgniarka.
To może inaczej. Na jakiej podstawie wystawiłaś/eś ocenę 8?
Czy to był film biograficzny na 8? Czy może romantyk na 8?
Ja podważam Twoje argumenty, ba nawet nie argumenty, ale obraźliwe wyrażanie się o żonie Hawkinga. Biorąc pod uwagę sposób wypowiedzi jaki stosujesz, nie muszę odpowiadać.
Historia, którą opowiadał film została przedstawiona na wysokim poziomie. Kreacja Eddiego Redmayne'a to solidna praca aktorska. Jeśli chodzi o zgodność z rzeczywistością to jak każdy film zawiera przekłamania- choćby to, że w chwili wyjazdu do Francji dzieci są małe a powinny mieć odpowiednio jakieś 18, 15 i 6 lat. Tyle, że ten film jest bardziej obyczajowy niż biograficzny i nakręcony na podstawie książki Jane Hawking. To jest historia ich życia, miłości, zmagania się z codziennością, stworzenia i rozpadu rodziny a nie kariery naukowej o czym informuje zarys fabuły oraz opis.
Może teraz Ty uargumentujesz swoją ocenę?
Uargumentowałem swoją odpowiedź kilka wypowiedzi wcześniej, rozmawiając z innym użytkownikiem filmwebu.
Redmayne nigdy nie był, nie jest i nie będzie dobrym aktorem dramatycznym. W rozmowach lubię go porównywać z którymkolwiek z Mroczków. Mniej więcej ta sama szkoła i umiejętności. Ogólnie nad wyraz zawyżana ocena jego twórczości, która - jeśli każdy poświęci trochę czasu, to też to dostrzeże - jest co najwyżej mierna.
Filmy biograficzne produkcji hamerykańskiej to dla mnie były, są i będą filmy tępe, dla tępych ludzi którzy wolą wydać raz dwie dychy i film zapomnieć, aniżeli kupić za dwie dychy książkę biograficzną i POŚWIĘCIĆ TROCHĘ CZASU NA CZYTANIE owej.
Ale cóż - tak jak ryba zawsze psuje się od głowy, tak społeczeństwo głupieje od hameryki. Lepiej obejrzeć niż przeczytać, bo nie trzeba wysilać szarych komórek.
Proszę. Oto moje argumenty. Głupiejące narody bezmyślnie wpatrujące się w te same obrazy. Ot co.
za to Ty jesteś "pełnym" odbiorcą, co Twoje powyższe posty dobitnie udowodniły. "o gustach się nie dyskutuje", a następnie "pusty film dla pustych odbiorców" - to jak w końcu? Lepiej wróć do przeklejania past z narzekaniem na TVN, bo to jak widać apogeum Twoich możliwości. Tylko zmień sobie miejscówkę, bo filmweb potrzebuje czasem merytorycznych dyskusji, a nie przewidywalnych formułek miernych trolli takich jak Ty.
Po pierwsze - trolla to u siebie w domu szukaj. Do trolla mi daleko.
Po drugie - nie potrafisz odnieść się do największego zarzutu jakim jest nieumiejętność czytania większości, którzy idą na taki film do kina. A to o czymś świadczy.
Tertio - nie dyskutuję o gustach. Zaznaczam tylko, że jest to pusty film dla pustych odbiorców.
Podobał Ci się? Zaskocz mnie i kup książkę biograficzną o Stephenie Hawkingu. Kup "Moją Krótką Historię", "Czarne Dziury i Wszechświaty", a jeśli boisz się niezrozumiałego języka, to proponuję "Jerzego i Wielki Wybuch".
Nie uważam się za mądrego, mądrzejszego od kogokolwiek czy w ogóle za kogoś inszego. Ale jeśli ktoś kręci gniota o największym umyśle naszych czasów tylko po to, żeby wynalazki gimbazy zamiast czytać, obejrzały jakieś mdłe romansidło z ważnym nazwiskiem między wierszami, to jest to dla mnie upadek mądrości.
A do apogeum moich możliwości mi daleko. Postanowiłem nieco się zniżyć bo podejrzewałem że natknę się tutaj bardziej na internetowych napinaczy po szkole, aniżeli na jakikolwiek zdrowy dialog. Nie zawiodłem się, jak widać.
Ok, niepotrzebnie się uniosłem, bo widzę, że dyskutujesz z sensem.
Kolega u góry pytał dlaczego Ci się film nie podoba, a Ty zamiast odnieść się do meritum piszesz o TVNie, lewactwach, itd. w dodatku w taki sposob w który żadna cywilizowana osoba się nie wypowiada - to uznałem za trolling, bo irytują mnie przypadki, których jest pełno w internecie, także na filmwebie i muszą zejść na tematy polityczne wszędzie tam, gdzie tego nie potrzeba.
Odnośnie zarzutów, które postawiłeś, to nie wiem specjalnie do czego miałbym tam się odnosić - piszesz, że to argumenty, ale to głównie inwektywy w kierunku Stanów Zjednoczonych, innych ludzi, jednego aktora i tyle.
O gustach dyskutujesz. Chociażby to, że jest to "pusty film dla pustych odbiorców" jest oceną gustu i fakt, że piszesz o tym dalej jest dyskusją o gustach.
"Nie uważam się za mądrego, mądrzejszego od kogokolwiek czy w ogóle za kogoś inszego." - i dlatego potem musisz napisać o gimbazie? Albo jak wcześniej o "tępych ludziach"? A nie pomyślałeś, że ktoś ma inne preferencje i potrafił dostrzec coś w tym filmie, czego nie dostrzegłeś Ty?
Znam już jedną z pozycji, którą mi tutaj poleciłeś, ale co to ma do filmu o którym teraz jest dyskusja? Zwłaszcza, że to NIE JEST stricte biografia Hawkinga - ta produkcja powstała na podstawie wspomnień żony - to jest raczej opis ich relacji, a nie osiągnięć wybitnej postaci (jeśli tego oczekiwałeś, to nie dziwię się, że się zawiodłeś). A sam film rzeczywiście nie wnosi nic szczególnie nowego do świadomości, momentami zalatuje telenowelą, ale jest w nim wiele plusów pod względem formalnym. To typowy wyciskacz łez i jego wydźwięk opiera się o grę aktorską, która jest świetna, w dodatku w połączeniu z muzyką i dobrymi zdjęciami. Dlatego mi się podobał, ale też mnie nie zachwycił i Oscara nie przyznałbym mu.
Redmayne na poziomie braci Mroczków - to żart?
I nie rozumiem też deprecjonowania filmu ze względu na to, że nie jest on ambitny (bo nie jest ambitny, ale również jestem w stanie zaakceptować komercję, która jest mi w odpowiedni sposób podana.
Może inaczej zatem spróbuję napisać.
Samo nagrywanie i późniejsze komercyjne pokazywanie w kinach biografii jakiejkolwiek osoby jest dla mnie w ogóle sprzeczne z samą ideą filmu jako takiego - puste napychanie kabzy przez osoby zainteresowane postacią opisywaną. Oczywiście przez osoby na tyle nieogarnięte, że nie przeczytają książki, nie poszukają informacji w bibliotekach, księgarniach na temat swojego fana. Mało tego, bezbrzeżnie wierzą w to co zobaczą na ekranie. MAŁO TEGO - oceniają film biograficzny jako film...no nie wiem, romantyczny? "What the hell" ja się pytam. What the fcuk?
Będę gnębił takie filmy i będę uważał za przygłupów którzy na równi z książką biograficzną stawiają filmy biograficzne.
Ja wiem, ja stara szkoła może jestem. Nie chodziłem do gimbazy (dzięki bogu nie została mi szrama po takim przeżyciu), nie miałem komóry za małolata, a kolegów na dwór wołało się drąc mordę pod oknami. I w ogóle wychodziło się na dwór. Więc może dlatego mierzi mnie fakt, że każde możliwe gówno trzeba sfilmować.
Kiedyś był taki krótki skecz jakiegoś kabaretu. Mniej więcej w połowie był krótki dialog:
- Ty, a biblię czytałeś?
- Niee...poczekam aż sfilmują
I to był kiedyś kabaret. A dzisiaj widzimy wszelkie żydowsko-katolickie gnioty takie jak Noe czy Exodus, które robią furorę. Kto to ogląda? Bo na pewno nie dorośli, dojrzali ludzie.
To jest właśnie meritum mojego wkur*ienia dotyczącego tego filmu. Że wzięli największy umysł naszego pokolenia (jeżeli nie największy umysł ever) włożyli go do ckliwego gniota i czego oczekują? Że na taki film pójdzie fan prac Hawkinga? Czy raczej nastolatki i kobiety szukające romansidła?
Porażka...po prostu. I co miał powiedzieć Hawking w wywiadzie? Że go to wkur*ia? Że uważa to za upadek ludzkości? Może się po prostu bał, że jak powie coś złego na temat filmu, to mu poodkręcają śrubki z kół przy wózku?
A na poważnie - ja też czasami mówię komuś to, co ten ktoś chce usłyszeć, a nie to co naprawdę myślę. Wbrew pozorom nie jest to dwulicowość, a w odpowiednim momencie zagrana karta dobrego smaku i wychowania.
Jak już wspomniałem ten film nie był raczej od początku nastawiony na fanów Hawkinga jako adresatów. Bo nie jest to biografia pod kątem zawodowym, a bardziej prywatnym - dlatego też oparto się o książkę z wspomnieniami żony (choć myślę, że i z prywatnego życia Hawkinga dałoby się wykrzesać więcej). Ale to jest film kasowy, który zapewne Oscara zresztą dostanie, choć sam by go mu nie przyznał. Odpowiedź na pytanie czy chętniej pójdą nań fani danej osoby, czy też takie, które potrzebują zwykłej rozrywki i prostej historii jest więc oczywista.
A wśród filmów biograficznych da się znaleźć i ciekawe pozycje na temat ciekawych osób - bardzo zrobiony został chociażby "Peter Sellers - Życie i Śmierć", jeśli chodzi o to, co ostatnio widziałem, choć przeszedł raczej bez większego echa.
Mam nadzieję, że o Hawkingu jeszcze powstanie produkcja bardziej uwzględniająca jego sukcesy zawodowe. Widziałem, że w 2004 zrealizowano film o tytule "Hawking", ale jeszcze nie dane było mi go obejrzeć.