Wspaniały film, o wspaniałym człowieku. Jeszcze jeden przykład na to, że najlepsze scenariusze pisze życie. Eddie Redmayne fantastycznie zagrał Stephena Hawkinga.
Czy to wystarczy na Oscara?
Trudno porównywać tej roli z kreacją Michaela Keatona, ponieważ obie są skrajnie różne, a zarazem wybitne. Jeśli miałbym wybierać spośród nich dwóch (jeszcze nie obejrzałem Foxcatcher, The Imitation Game i American Sniper) to wydaje mi się, że zadecydują (nie pierwszy raz) względy poza filmowe, jak w 2002 roku: Russell Crowe (A Beautiful Mind) powinien być trzecim aktorem w historii kina, który dwa razy z rzędu dostał Oscara za rolę pierwszoplanową (wcześniej tej sztuki dokonali tylko: Spencer Tracy i Tom Hanks). Podobno przegrał z Denzelem Washingtonem (Training Day), ponieważ rok wcześniej dostał statuetkę za Gladiatora.
Eddie Redmayne to młody aktor i bez wątpienia ma przed sobą jeszcze wiele wspaniałych ról, więc pewnie Oscara dostanie Keaton.
A co do ról żeńskich (jeszcze nie obejrzałem Deux jours, une nuit, Still Alice i Wild) Felicity Jones zagrała bardzo podobną role, co zdobywczyni Oscara (za rolę drugoplanową) z 2002 roku Jennifer Connelly (A Beautiful Mind), a ponieważ historia lubi się powtarzać...
Osobiście uważam, że Rosamund Pike (Gone Girl) miała większe pole do popisu, ale kiedy David Fincher ostatni raz ekranizował powieść (The Girl with the Dragon Tattoo 2011r.) Rooney Mara też wypadła świetnie, a przegrała z Meryl Streep (The Iron Lady).
To są moje Oscarowe dywagacje, może ktoś zna lepsze?
Ale i tak: teorie teoriami, a Oscary Oscarami.
A żeby się przekonać jak naprawdę będzie trzeba zaczekać jeszcze tydzień.
To, że walka o Oscara za pierwszoplanową męską rozegra się między Keatonem a Redmaynem, jest raczej pewne. Carrel, Cumberbatch i Cooper stworzyli kreacje dobre, ale nie na tyle, żeby - przynajmniej moim zdaniem - móc rywalizować z wcześniej wymienioną dwójką.
Co do wyborów Akademii, a konkretnie tego, czym będą się kierować jej przedstawiciele, to masz rację. Tutaj walory czysto artystyczne mogą nie być kluczowe. Filmografia Keatona to jeden wielki rollercoaster, co rusz zjeżdżający w otchłanie kinowej miernoty, żeby po chwili wystrzelić w górę ku czemuś ambitniejszemu. Jeśli ta tendencja zostanie utrzymana, zwyczajnie Keaton może już nie mieć nigdy okazji, żeby sięgnąć po Oscara.
Z drugiej strony, jeśli MK statuetkę dostanie, nikt nie będzie mógł powiedzieć, że na nią nie zasłużył. Rola świetna, wewnętrznie skonfliktowana, na dodatek sposób kręcenia Iñárritu, czyli bardzo długie ujęcia, był niesamowitym testem warsztatu Keatona - i to też na pewno zostanie wzięte pod uwagę.
To samo Redmayne. Rola (prawdopodobnie) życia. Kreacja oparta nie tylko na metamorfozie fizycznej, ale przede wszystkim na mowie ciała, gdzie najmniejszy gest czy ruch potrafi wywołać więcej emocji niż kilka stron dramatycznego dialogu. Jak tu tego nie docenić?
Jedno jest pewne. Akademia ma nie lada zgryz w tym roku, jeśli chodzi o statuetkę dla najlepszego aktora za rolę pierwszoplanową. I czego by nie wybrali - o ile będzie to Keaton lub Redmayne - będzie to dobry wybór.
Stawiam na Redmayne'a, bo choć obie kreacje świetne, to Eddie - w mojej skromnej ocenie - zmierzył się z bardziej wymagającym zadaniem. I sądzę, że koniec końców Akademia też to doceni.
Ciekawe jaki film obstawiacie w kategorii film nieanglojęzyczny. Tylko Timbuktu nie widziałam i bardzo żałuję, ale nie jest to osiągalne na ten moment.
Nie oglądałem, więc się nie wypowiem (słyszałem, że "Relatos salvajes" wymiata). W tym miesiącu oglądam filmy spod znaku Oscara, w zeszłym były to sequele, te nieanglojęzyczne zostawię sobie na "miesiąc bez Hollywood".
Oczywiscie, że wymiata. Tylko, że to jest taki Almodovar w wersji Tarantino i Akademia nie jest na pewno gotowa na takie filmy. Gdyby ten film wygrał znaczyłoby, że w Akademii nastąpiła wielka przemiana, w którą nie wierzę. W gusta Akademii trafii na pewno sentymantalny, nudnawy Boyhood, ale Dzikie historie nie mają szans. Choć dla mnie ich "dzikość" jest o wiele bardziej wciągająca niż mdławy, bez polotu i pomysłu na jakąś konsekwentną historię "Boyhood" (oprócz tego, że był kręcony 12 lat - to nic w nim odkrywczego - w tej kategorii - filmów kręconych przez lata - lepszy jest film dokumentalny "Anya").
Tarantino, oprócz Finchera i Nolana to mój ulubiony reżyser. Oglądałem wszystkie jego filmy.
Od najlepszych:
- Pulp Fiction,
- Kill Bill,
- Django Unchained,
- Inglourious Basterds,
- Sin City,
- Grindhouse: Death Proof,
- Jackie Brown,
- Reservoir Dogs.
Mojego prywatnego Oscara bez wątpienia dostaje Eddie Redmayne. I nie jest ważne czy młody czy stary, czy ma przed sobą wiele ról czy nie. TA rola była zagrana wyśmienicie. Dawno nie wzruszałam się tak na filmie... a to już wg mnie zasługa tego aktora.
Film ten w kategorii "najlepszy film" nie ma szans na Oscara, choć akademia lubi popełniać głupie decyzje (jak np. Oscar dla "Pięknego umysłu"). Nie oglądałem jedynie "Selmy" ale z pozostałych filmów ten jest z pewnością najsłabszy.
W tym roku istnieje szansa że wygra film naprawdę na to zasługujący. "Boyhood" byłby najlepszym zwycięzcą od dobrych paru lat.
Ok pomyłka, chodziło Ci o szanse Redmayne. On akurat ma bardzo duże. Stawiam jednak na Keatona.
Też uważam, że Theory of Everything raczej nie wygra. Filmy biograficzne nie wygrywają Oscarów.