opowieść o gościu z wymyślonego państwa (rosyjskojęzycznego niby? wobec tego dlaczego aż tak trudnym było na JFK znalezienie tłumacza?). Ot, smutna baśń/przypowieść dla dorosłych - w stylu jakby Kafki.
No ale kompletnie nie kupuję tych fanów jazzu, podróżujących tysiące mil li-tylko dla zdobycia autografu czarnoskórego saksofonisty. Hanks opowiadający Zeta-Jones historię swego ojca prawdopodobnie miał wzruszać widzów. Mnie kompletnie nie wzruszył.
Z wyjątkiem powyższego - cała reszta filmu nawet może się podobać i pozwala się oglądać z przyjemnością.