Jestem wielkim fanem dwóch pierwszych terminatorów. Uwielbiam w tych filmach wszystko: grę aktorską, depresyjny klimat jedynki, świetny zwrot fabularny dwójki, muzykę, reżyserię, akcję - wszystko.
Byłem mocno rozczarowany T3 i nieco mniej, ale również, T4. Po takich kontynuacjach spodziewałem się kolejnego rozczarowania. Tym bardziej iż zwiastuny nie zachęcały, a Arnold Schwarzenegger wraz z wiekiem stracił swoją markę i jego słowa ("jestem dumny z nowego terminatora") niespecjalnie mnie przekonywały.
Po wczorajszym seansie wyszedłem bardzo pozytywnie zaskoczony. Z jednej strony ten film jest hołdem dla części Camerona, nawiązań (dialogi, ujęcia, muzyka) jest mnóstwo. Z drugiej T5 jest nową produkcją. Nie jest klonem T2, nie jestem odgrzewanym kotletem, natomiast jest próbą wrzucenia Terminatora na nowe tory. Jest to zmiana podobna do tej którą widzieliśmy między T1 a T2. Dwa dobre filmy i dwa zupełnie inne filmy.
Najmocniejszym punktem T5 jest fabuła. Tutaj nastąpił wielki powrót jakości. Historia jest ciekawa, sensowna, jest nowe spojrzenie na Skynet i (co mi osobiście się bardzo podobało) wpleciono nowe paradoksy czasowe, podobne do tych z części Camerona.
Drugim, mocnym punktem produkcji, jest nowa Sarah Connor. Emilia Clarke jest wspaniała w tej roli. Grą aktorską przypominała Lindę Hamilton z drugiej części filmu. Angaż tej aktorki był strzałem w dziesiątkę.
Dość dobrze wypadł także Arnold, który ponownie wcielił się w terminatora T-800. Jego rola jest nieco inna niż w poprzednich częściach, ponieważ tutaj gra maszynę która od wielu lat przebywa wśród ludzi i która nauczyła się, przez te lata, znacznie lepiej udawać człowieka niż T-800 z T1/T2/T3.
Z nowego Johna Connora i T-1000 jestem zadowolony. Dobrze zagrali co mieli do zagrania.
Niestety, filmowi do ideału dużo brakuje i są też kiepskie strony produkcji. Najbardziej irytuje nowy Kyle Reese, który jest zupełnie nie trafiony. Jai Courtney jest po prostu słabym aktorem. Widziałem go w dwóch filmach i w obu zagrał źle. Kyle'a trzeba było zagrać inaczej niż w T1, ale właśnie... trzeba było zagrać, a nie tylko być.
Kilka scen akcji jest zupełnie przebajerzona i psująca film. Z jednej strony przedstawiają T-800 w starym, realistycznym stylu z T1, a z drugiej ten sam model wbija się w rozkręcone śmigła helikoptera, spada z nim na ziemię i... wychodzi jedynie zadrapany mimo iż powinien w najlepszym wypadku wrócić połamany i ze spaloną skórą. Niestety nie jest to jedyna, głupia, scena akcji w tym filmie.
Przedstawiona historia została za bardzo zagmatwana. Bardzo dobrze, że była lepiej napisana niż T3 i T4, super, że były paradoksy, ale źle, że wszystko wydaje się na pierwszy rzut oka poplątane. T1 i T2 potrafiło wrzucić dobrze napisaną historię sci-fi w przystępny sposób i choć wielu (z tego co czytałem na forum) nie zrozumiało podanych na tacy sprzeczności czasowych to z T5 zupełnie sobie nie poradzą i jest to poważna wada filmu. Tuż po seansie sam nie do końca potrafiłem się wyplątać z niespójności czasowych, ale wspólnie z kumplem, przy piwie, rozgadaliśmy film i mniej więcej doszliśmy do jakiś wniosków :)
Nawiasem mówiąc, byłem na filmie z kilkoma znajomymi, którzy nie są fanami terminatora choć kiedyś oglądali wszystkie części. Wszyscy wyszliśmy zadowoleni z kina.
Na końcu trochę o stylu T5. Porównując go do poprzednich części, to na moje oko, jest on najbardziej zbliżony do stylu T2, choć, jak już mówiłem, T5 to nowe podejście do tematu. Oczywiście o ponurym klimacie T1 nie ma nawet mowy, nie czuć go nawet przez minutę filmu. Jest za to dużo humoru, ale jest to humor na znośnym poziomie. Taki T3 był parodią terminatora i "gagi" trójki powodowały, że chciałem skopać tyłek ludziom odpowiedzialnym za taki syf. Natomiast w T5 można się pośmiać, ale jest to bardziej humor sytuacyjny niż parodiujący.
Zakończenie Genisys jest właściwie "ok", jeśli chcą robić kontynuacje i wyjaśniać wątki o których tylko wspomniano w tej części, ale absolutnie nie pasuje do terminatora. Zobaczymy co pokażą w T6 i szczerze mówiąc mam nadzieję, że do T6 powstanie z tą samą obsadą :)
Sam James Cameron w wywiadzie powiedział, że dla niego Genisys jest trzecią częścią terminatora. Podzielam jego zdanie i cieszę się, że dane mi było doczekać dobrej kontynuacji terminatora. Z chęcią obejrzę ten film jeszcze kilka razy.
Daję zasłużone 8/10.
(byłoby 10/10 gdyby Kyle'a zagrał jakiś aktor, film był bardziej brutalny, surowy na tyle by otrzymać kategorię wiekową R, i gdyby na początku uraczono widza wstępem podobnym do T1/T2 z głównym motywem muzycznym w tle)
Jeśli ktoś nie widział zwiastunów to szczerze odradzam. Za dużo w nich spoilerów. Na film proszę się wybrać jako na osobną produkcję, na nową część, z nowym spojrzeniem na temat. Jeśli ktoś liczy na klona T1 czy T2 będzie zawiedziony.
Ja tam widziałem dużo plusów w tym filmie. Zresztą opisałem większość w temacie.
SPOILERY!:
Moim zdaniem T5 miał szansę dorównać T1 i T2, ale zabrakło odpowiedniego wykonania. Przede wszystkim powinna być solidna R-ka, dużo więcej brutalności, mniej żartów, inne zakończenie (śmierć Popsa), kilka inaczej zrealizowanych scen i zdecydowanie wymiana aktora grającego Kyle'a Reesa na kogoś lepszego.
Co więcej, bardzo miło by było, gdyby film posiedział nieco dłużej w 1984 roku. Mogli np.: zgarnąć Kyle'a dopiero w klubie Technoir.
https://www.youtube.com/watch?v=3DI-2J88V5k
Na tym filmiku, we fragmencie 0:40-1:00, wystarczyło zmienić T-800 na T-1000 :) Połowa fanów w kinie pogubiłaby majty z radochy :D
Znów mi szkoda, że nie mogłem maczać paluchów przy produkcji T5. Na inne filmy raczej bym się nie porywał, ale dwa terminatory, T4 i T5, z wielką chęcią bym poprawił.
Dentarg, czytam i cieszę się, że są tacy, którym podoba się ten film.
Ja z subiektywnego punktu widzenia mogę napisać, że Alan Taylor wykonał pozytywną operację przeszczepu serca serii Terminator niemal w takich samych warunkach, w jakich przeszczepiano serce Johnowi w T4.
Terminator 5 nadaje tej serii tyle nowego życia, możliwości, a przede wszystkim nie trzyma jej nadal w martwym punkcie, ale posuwa ją do przodu poprzez wygenerowanie alternatywnej linii czasowej, w której Kyle, Sarah i Terminator muszą się odnaleźć.Zrobiono dokładnie to samo co Singer z Xmenami, zmieniając przeszłość tak, żeby móc kontynuować historie. Odnośnie Terminatora boje się tylko, że nowa linia czasowa będzie oznaczać to, że SkyNet oraz same terminatory będą wyglądać inaczej w kolejnych częściach filmu (T6 i T7 - o ile powstaną), tak jak i Terminator T800 stał się hybrydą. Jeśli chodzi o nadzieje dotyczące kolejnej części to mam nadzieję, że obsada jak i filmowcy tworzący ten film zostaną przy tej serii i stworzą trylogię w jakiś sposób kończącą historie...
Ten film jest po prostu fajny. Oprócz tego, że wiele scen oglądałem z przyjemnością i z takim "ooo, to nawiązanie do tej sceny z T1, a to nawiązanie do innej z T2", to poza tymi wszystkimi smaczkami dla fanów film był zrobiony z pomysłem i fabułą. Historia jest zagmatwana i bardzo dobrze. To film sci-fi i jak najbardziej wskazane są tu zagrywki z czasem. Ludzie chyba spodziewali się zwykłego filmu akcji z Arnoldem biegającym w standardowym kostiumie (skóra, okulary przeciwsłoneczne i shotgun), podczas gdy pierwszy raz, w tej serii, dali mu do zagrania maszynę która skutecznie wtopiła się w ludzkie społeczeństwo. Ale oczywiście to jest be, bo miało być to co zawsze, czyli standardowe teksty Arniego i zero nowości.
Ja odnośnie T6 boję się tego, że pójdą na łatwiznę i zmarnują cały potencjał tej trylogii. Mają wiele ciekawych wątków do wykorzystania, takich jak:
1. Ewentualna, ukryta misja Popsa o której wspomnieli
2. Przekonanie Sary i Kyle'a o tym, że zniszczyli Skynet (mimo iż tak nie jest)
3. John Connor... płodzić go, czy nie płodzić? :D
4. Zabicie jednej z głównych postaci przed spłodzeniem Johna. Jeśli Kyle lub Sarah umarliby przed "spółkowaniem" to co wtedy? Jak potoczą się losy ludzkości bez przepowiedzianego wybawcy?
Moim zdaniem są to bardzo ciekawe opcje do rozważenia. Mam nadzieję, że dobrze je przemyślą i wykorzystają te wątki w jak najlepszy sposób. Po tej części mają u mnie maleńki kredyt zaufania ;)
Mi również podobał się zabieg, który zakończył erę skórzanego terminatora na motocyklu. Pops, rzeczywiście został ukazany jako bardzo ludzki terminator, który jak wiemy nawet pracował zawodowo :P. Nie ukrywam, że ten motyw rozbawił mnie do łez , ale nie jest to nic naciąganego biorąc pod uwagę przestawiony microchip, z którym na pewno przybył z przyszłości. Na naukę bycia człowiekiem miał w końcu 44 lata, więc zabieg z uczłowieczoną maszyną jak najbardziej jest na plus. Mnie natomiast intryguje KTO wysłał Popsa... , mam dwie opcje w głowie i sam się zastanawiam, która mogłaby być ciekawszą.
1. opcja to ta w której POPS zostaje wysłany przez Kate Connor do 1973 roku po odkryciu, że Skynet aby zapobiec narodzinom Johna, wysyła T1000 w tą samą linię czasową aby zgładzić Sare Connor. W oryginalnym 2029 roku nadal funkcjonuje Skynet, Kate Connor i ludzki ruch oporu (jeśli T3 i T4 brane są pod uwagę całej sagi). Tam nadal czas płynie, Kate i John z tego co wiemy po T3 mieli dzieci. Mamy już jedną zmianę polegającą na tym, że John nie wyśle już T800 do 1995 roku, a może zrobić to Kate (aby ratować Johna w przeszłości), uczy się przestawiać microchip i następnie wysyła T-850 do 2005 roku aby chronić Johna, no i to samo robi z Popsem wysyłając go do 1973 roku aby chronił matkę Johna.
2. opcja może być taka, że SkyNet chcąc stworzyć najlepszą z możliwych broni wysyła swojego T800, który ma wgrany najnowocześniejszy soft pozwalający na jeszcze skuteczniejszą infiltrację ludzi poprzez jego maksymalne uczłowieczenie i poddanie się człowiekowi, umieszczając jednocześnie partycje, która w odpowiednim momencie po wcześniejszej analizie uruchomi tryb zabójcy nadpisując jednocześnie dotychczasowy tryb infiltracji ludzi odpowiedzialnych za Ludzki Ruch Oporu. Miałoby to na celu zabicie jak największej ilości ludzi związanych z Sarą i Kylem oraz ewentualnym ich potomstwem i współpracownikami z którymi stworzyliby Ruch Oporu. Uffff
Mózg się lasuje od tych wszystkich informacji :P
Ja stawiam na trzecią opcję.
3. Popsa wysłał "zły" (przejęty przez maszynę) John Connor aby w ten sposób uratować swoją matkę i zapobiec własnej zagładzie. Jak sam mówi w T5 o sobie, nie jest ani maszyną, ani człowiekiem, więc nie musi w 100% być podległym Skynetowi. Ja go widzę bardziej jako sprzymierzeńca, który mimo wspólnych interesów, przeciwstawił się Skynetowi i ochronił swoją matkę.
Co więcej wgrał Popsowi jakąś "ukrytą misję", która uruchomi się w odpowiednim momencie.
Taka moja teoria, choć kto to może wiedzieć... :D
Dentarg a co powiesz , na to ....Że to Pops załatwił matkę Sary i ojca? Chatka rozwalona a on czekał na nią z kopcącą się jeszcze bazooką . Sara mówiła o płynnym metalu wlewającym się do łódki. Może to był Pops w wersji płynny metal ? :) W filmie nigdzie nie jest powiedziane , że to T-1000 został wysłany do lat 70 no chyba ,że coś pominąłem . Rozkmimy o Terminatorze Genisys dobrze świadczą o filmie :)
Całkiem ciekawa teoria :) Brakuje mi tutaj tylko wyjaśnienia w jaki sposób Pops przestał być płynnym metalem. Przecież po latach 70-tych, np.: podczas walki z T-800, wyraźnie widać, że Pops jest zwykłym T-800.
Aleeee na koniec filmu stał się płynnym metalem i być może , cofnie się w czasie jako płynny metal :) Bo tak naprawde nigdzie w filmie nie jest powiedziane , ze T-1000 (koreanczyk) byl w latach 70. No chyba , ze cos mi umknelo ;)
Tak, domyśliłem się, że chodzi Ci o to, że się cofnie już jako płynny metal. Z tym, że w latach 70-tych, czyli po cofnięciu w czasie, był zwykłym T-800. Trochę to mi się nie zgadza.
jak był zwykłym T-800? Skoro stał się płynnym metalem i jako płynny metal cofnie się jeszcze raz do lat 70 to będzie na brzegu stał T-800 z bazooka a on jako płynny metal będzie się przelewał do łódki ;) Będzie ich dwóch w tym samym miejscu.
O, to mnie zaciekawiłeś :) Powiedz mi jeszcze po co miałby się cofać jeszcze raz, przelewać do łódki i czemu później go nie ma na filmie?
Bo miał taką misję : zabić rodziców Sary,przejąć ją i poprowadzić przez całe jej życie w jakimś konkretnym celu. Kontrolując tym samym całą linię czasową i pewne wydarzenia. Czemu go nie ma w filmie? No może właśnie jest :) Być może T-1000 (gliniarz koreańczyk) to właśnie Arnold płynny metal. Zauważ , że Pops jak i T-1000 wiedzieli dokładnie gdzie pojawią się T-800 (zły) jak i Kyle . Do tego T-1000 gdyby chciał kropnąć Kyle'a i Sare to by to zrobił i to nie raz a on się tak ociągał , nawet będąc blisko jakoś specjalnie nie zależało mu na szybkim ich pozbyciu się, a wręcz jeszcze się bawił ( dwóch Kyle'ów w kryjówce z kwasem) . Nie zdziwiłbym się , że Pops załatwił sam siebie z tym trzymaniem go żeby się rozpuścł w kwasie ;) Scena z Arnoldem z Bazooką z której jeszcze leci dym nie jest przypadkowa. No bo to wygląda jakby przed chwilą wystrzelił , a gdzie wystrzelił? w domek z matką Sary . No bo przecież nie w płynnego metala który to właśnie w tym czasie przelewał się do łódki. ( Tak to Sara opisała) No nie wiem? Co o tym myślisz?
Zgadzam się z Wami :)
I mnie także najbardziej niepasuje w tym wszstkim aktor grający Reesa:(
Nie ma nawet startu do tego z T1...
Ehhh
no ale nie można mieć wszystkiego.
Najważniejsze dla mnie jest to, że po seansie nie poczułem się oszukany jak po T3, gdzie zapadłem się pod ziemię ze wstydu zaciągając do kina znajomych...
Po obejrzeniu T5 (i bolesnym przymrużeniu oka na "nowego Reesa") bowiem pomyśałem, że jest jeszcze nadzieja... :)
Nic dodać ,nic ująć ;).Film bardzo przyjemnie się oglądało,byłem mile zaskoczony że Hansio Zimmer robi nawet pod niego muzykę :P
Był odpowiedzialny za muzykę w roli producenta wykonawczego. Był wspaniałym kompozytorem.
Zgadzam się w 100%. Dziwię się tak kiepskim recenzjom tej części Terminatora, bo dla mnie to jest podniesienie się z dna na jakie pociągnęły tą serię części 3 i 4. Polecam OST - miłe dla ucha połączenie Brada Fiedela i Hansa Zimmera.
Wiesz może jakim cudem Sara i Arnold wiedzieli gdzie dokładnie i o jakiej porze pojawi się T-800 i Kyle w 84 oraz skąd wziął się tam policjant z T2 ?
Jasne, że wiem :)
"Wiesz może jakim cudem Sara i Arnold wiedzieli gdzie dokładnie i o jakiej porze pojawi się T-800 i Kyle w 84 "
Arnold został wysłany w przeszłość później niż Kyle. Stąd też wiedział w którym roku Kyle i T-800 się pojawią. Gdzie dokładnie prawdopodobnie Arni nie wiedział. Moim zdaniem za szybko znaleźli Kyle'a. Mogli go przechwycić w Technoir, byłoby dużo fajniej.
"skąd wziął się tam policjant z T2 ?"
T-1000? Po tym jak nie udało mu się zabić Sary w dzieciństwie, skupił się na osiągnięciu drugiego celu - zabiciu ojca Johna. Skąd wiedział, że Kyle jest ojcem Johna? Od samego Johna, który został "zainfekowany" przez maszynę.
Zarówno T-1000 jak i Arni (Pops) zostali wysłani później niż Kyle i T-800, dlatego też wiedzieli o ich istnieniu, do którego miasta ich wysłano, a także którego dnia i roku przybędą.
Masz jeszcze jakieś pytania odnośnie filmu? Jeśli tak to śmiało, chętnie odpowiem.
pozmieniali w sumie wszystko już od czasów t1 i t2(Camerona).o liniach czasowych szkoda wogóle mówić...w t5 j.connor to ostatnia nadzieja skynetu a w serialu z przed paru lat z kolei nieformalnie kochał terminatorke(Cameron).... nawet fajnie się to oglada ale żeby to ogarnąć na nowo i odtworzyć terminatora to jedynie Cameron powinien dac sobie spokoj z awatarami i to wszystko pozbierać i zekranizować raz jeszcze musi
Ja powiem tak. Jedynka mistrzostwo, a jedynym minusem jak na dzisiejsze czasy są efekty specjalne. Tylko. Dwójka lżejsza i przez to nieco słabsza, ale reszta miażdży po dziś dzień. Trójka to autoparodia. Całkiem zbędna zresztą. W dodatku z marną grą aktorską. Ocalenie całkiem fajne, ale nieco nudne, zbyt dziecinne i miejscami głupie. Genisys z kolei ma potencjał. Szkoda tylko, że jest robione pod pg13, co psuje efekt. Same efekty specjalne również nie grzeszą jakością. Niektóre sceny jak ta z autobusem czy helikopterem powodują uśmiech politowania. Z kolei aktorzy... cóż. Aktor grający Johna wypadł tak sobie, ale i tak o wiele lepiej, niż ten tego ćpuna z trójki. Z Kyle'a zrobiono napakowanego idiotę, który raczej Sarah nie zdołałby ochronić gdyby nie Pops. To tyle, co mam do powiedzenia.
T-600 nie ma nic wspólnego z T-800. To odrębna seria terminatorów.
"Czy to numer wewnętrzny tej serii? Sto pierwszy z tego modelu?"
Nie do końca wiadomo, ponieważ T-800 z T1 jak i T-800 z T2 były określane jako "T-800 model T-101". Może Cameronowi chodziło o to, że T-800 miało kilka swoich modeli, a Arni wyjątkowo grał model nazwany jako T-101. Może inne modele różniły się swoją strukturą np.: jakiś inny model był mniejszy od Arnolda, a jeszcze inny zbudowany na kształt kobiety. To już jednak moje wymysły.
W edycji specjalnej T2 jest scenariusz i concept arty, z których wynika że T-800 produkowany był w seriach po 10 sztuk. Cameron wyobrażał sobie wnętrze kompleksu z wehikułem czasu w taki sposób, że obok na hakach wiszą w liczbie po 10 nieaktywowane wersje T-800 z różnym wyglądem, nawet kobiece. Wchodzi Connor z ekipą i widzi, że jeden hak z modelem 101 o wyglądzie Arnolda jest pusty i że maszyny czasu użyto. Wie z dzieciństwa, że to model wysłany do 1984 roku i że musi wysłać Kyle'a po to żeby linia czasowa się spięła i mógł się narodzić. Wysyła więc wówczas Kyle'a do 1984 roku, ale wie przecież o T-1000 i drugim T-800 o czym nie mówi Kyle'owi, bo jak pamiętamy z T1 Kyle nie wiedział nic o kolejnych terminatorach i myślał, że maszyna zostanie zniszczona zaraz po jego przejściu. Connor wie jednak o tym, że Skynet dla pewności wysłał także do roku 1992 prototyp T-1000 więc zdejmuje z haka kolejny model 101, programuje i posyła za T-1000.
Najciekawsze jest to, że John Connor przeciwnie do tego co twierdzi, o tym że nie ma przeznaczenia, to faktycznie wypełnia on je dokładnie. Żeby nie dopuścić do paradoksów czasowych, wysyła zarówno Kyle'a jak i T-800 choć przecież nie musiał tego robić skoro jest kowalem swego losu?
Teraz odniosę się do samego TG. Uderza mnie to, że film jest naprawdę dobry do momentu kiedy dokładnie odtwarza scenariusz Camerona. Cała Wojna Przyszłości razem z designem i wyglądem maszyny czasu to dokładna zrzynka z oryginalnego scenariusza T2 Camerona i Wishera jak również i z concept artów jakie sam James naszkicował. Czyżby naprawdę dobry Terminator mógł powstać jedynie na bazie pomysłów starego, poczciwego Jamesa?
Niestety po około 30 minutach filmu, kiedy scenarzystom TG trzeba było już myśleć samodzielnie jest już zdecydowanie słabiej. Można faktycznie jakoś wytłumaczyć fabułę Genisys by miała jakiś sens, ale nie jest to w filmie jakoś przejrzyście przedstawione. Na pierwszym seansie można się pogubić.
No i do tego fatalne decyzje obsadowe kładą niestety ten film, o co zresztą martwiłem się już w moim wpisie po oficjalnym trailerze. Nijak nie można polubić nowego Kyle'a tak żeby się choć trochę obawiać o jego los. John też jakiś taki przegadany, że nie bardzo jest się czego bać. Nowa Sara o wyglądzie nastolatki z wielkimi sarnimi oczami, też jakoś mi nie leży. Chyba najlepiej wypadł sam Arni, całkiem fajnie się go oglądało. Przynajmniej nie irytował jak w T3, gdzie miałem wrażenie że zagrał parodię terminatora.
Na koniec napiszę, że oprócz dziur scenariuszowych, fatalnej obsady (poza Arnim) brakuje też kunsztu reżyserskiego Camerona. Nie ma tutaj tak świetnego budowania akcji filmu, takiego trzymania w napięciu jak w T2. Brak klimatu jak w T1. Do tego jeszcze kategoria Pegi-13 i hollywoodzkie zakończenie i mamy typowy blockbuster. A szkoda bo był potencjał jak jeszcze nigdy dotąd. No ale kiedy się słyszy Bad Boys na posterunku to ręce niestety opadają. Film nie jest zły, można go nawet obejrzeć z przyjemnością ale z pewnością nie jest wybitny. Ot taki średniak.
I jeszcze o liniach czasowych. Nie wiem po co w nich grzebali, ale wygląda to jedynie na zabieg pozwalający na to by jakoś uzasadnić starzejącego się T-800. Bo gdyby się trzymać pomysłu Camerona, to nic nie powinno ulec zmianie. Można co najwyżej zmodyfikować przyszłe wydarzenia: te po 2029. Ewentualnie dodać coś pomiędzy znanymi z T2, a tymi z 2029 tak aby nie zburzyć linii czasowej. Dlaczego tak napisałem? Bo na logikę, skoro John Connor w momencie wejścia do kompleksu z maszyną czasu ma w pamięci T-800 z 1984 roku przekazane w opowieściach matki, jak również swoje przeżycia z 1992 roku to żeby one nastąpiły musi wysłać Kyle'a a potem musi się okazać że Skynet wysłał T-1000 w akcie desperacji i że został zniszczony, a jedyne co John musi jeszcze zrobić to wysłanie kolejnego T-800. I to wszystko.
Nie ma tu miejsca na Skynet atakujący zaraz po wysłaniu Kyle'a, bo zwyczajnie Connor musiałby pamiętać wydarzenia z matką i Popsem, a poza tym nie byłoby wydarzeń z 1992 i rodzice mogliby go spłodzić dopiero po przenosinach w 2017, a więc w 2029 miałby dopiero 12 lat! To się po prostu nie zgadza z koncepcją jednej spójnej linii czasowej Camerona. Tam wydarzenia z przyszłości splatały się w jedną całość z tymi z przeszłości. Jedynie koncepcja nowych linii czasowych może to wytłumaczyć, ale wtedy kładzie na łopatki całą walkę ze Skynetem, bo po co cofać się w czasie żeby tworzyć nowe linie czasowe skoro na obecną nie będzie to mieć żadnego wpływu? Ba, żeby dokładnie trzymać się tego co powiedziano w Genisys to starej linii czasu już nie ma tylko powstała nowa. Czyli jeszcze lepiej: Skynet i John wykorzystując maszynę czasu nie dość że stworzyli nową linię czasu, to jeszcze doprowadzili do unicestwienia swojej własnej. Wtedy wysyłanie kogokolwiek w przeszłość to samobójstwo.
Prawda jest taka, że jeśli raz zrezygnujemy z koncepcji jakiej użył Cameron, gdzie czas jest jednym continuum, to konsekwencja jest jedna: za każdym razem gdy kogoś lub coś poślemy w przeszłość to tworzy nam nową odnogę czasową. Nawet jeśli założymy że nie unicestwia to naszej starej linii czasowej, to nie ma żadnej możliwości by do nowo powstałej linii czasu posłać kogoś innego! Wysłano T-800, to w czasie jakim się pojawił stworzona została nowa alternatywna linia czasowa. Nie jest ona dla nas dostępna z definicji, bo nadal tkwimy z maszyną czasu w naszej starej. Nawet jeśli poślemy Kyle'a do tego samego momentu w przeszłości co T-800, to jest nadal nasza oryginalna linia, wiec w momencie przesłania mamy już trzecią w której jest Kyle, a nie ma T-800. Jak wiemy nie może tak być w Genisys bo wygląda na to że Connor pamięta wszystko to co było oryginalnie w T1 i T2., a więc w przeszłości były dwa egzemplarze T-800, T-1000 i Kyle i nikt więcej. Wynika z tego, że TG jest z tą koncepcją niespójna, bo zarazem zakłada jedną wspólną przeszłość i mnogość linii czasowych. Jest to niestety nie do pogodzenia, co w moich oczach ostatecznie grzebie Genisys i kładzie jego scenariusz na łopatki. Niestety.
Nie mogę się z Tobą zgodzić.
"Wysłano T-800, to w czasie jakim się pojawił stworzona została nowa alternatywna linia czasowa. Nie jest ona dla nas dostępna z definicji,"
A jak potem sam napisałeś - wysłano do niej Kyle'a i w ten sposób powstała nowa alternatywna linia. Do linii czasu, alternatywnej, w której w 1984 roku pojawia się T-800 "wrzucono" Kyle'a i zrobiono to w 2029 roku, w tej samej linii w której poleciał tam T-800.
Mówiąc jaśniej to wyglądało tak:
Linia czasowa A: rok 2029. Skynet wysyła T-800 do 1984 roku. Jakiś czas później John wysyła Kyle'a do 1984 roku.
Linia czasowa B: rok 1984. Obaj, T-800 i Kyle, pojawiają się w tym samym czasie. Najpierw "wrzucono" T-800 do świata B, a potem "dorzucono" Kyle'a do świata B.
Gdyby było tak jak piszesz, z tworzeniem odnóg czasowych, to wysyłanie kogokolwiek w przeszłość nie miałoby żadnego wpływu na przyszłość tylko tworzyłoby coraz to nowe odnogi czasowe, które nie byłyby ze sobą w żaden sposób powiązane. Co wtedy miałoby obchodzić takiego Johna, że w innej odnodze czasowej T-800 zabije mu matkę? Nic, ponieważ w swojej odnodze nadal będzie sobie żył i miał się dobrze.
Cała rzecz polega na tym, moim zdaniem, że czas bezustannie zatacza koła. Jest jak taśma kasety magnetofonowej. Odtwarza się w nieskończoność, od początku do końca. Przenosząc się w czasie planujemy nadpisać zapisane dane na taśmie w pewnym miejscu, ale zanim zaczniemy nadpisywać przesłuchujemy ją do końca. Przewijamy na początek, słuchamy do momentu aż "zaplanowaliśmy" nadpisanie i nadpisujemy. Po nadpisaniu słuchamy do końca, znów wracamy do początku i tak w kółko.
Taśma magnetofonowa to może nie najlepszy przykład, ale w każdym razie każde przenoszenie w czasie ma wpływ na późniejsze wydarzenia w tej samej, jedynej, odnodze czasowej. Kolejna kwestia jest taka, że czas w Terminatorze zdecydowanie nie działa tak jak np.: w Powrocie do Przyszłości. Tutaj nikt nie zniknie gdy wymarzą jego istnienie z historii. Tutaj, doperio przy kolejnym odczytywaniu czasu, może ktoś po prostu nie istnieć w wyniku ingerencji w przeszłość.
Co zabawniejsze, Terminator Ocalenie i Genisys zgadzają się ze mną w tym temacie, mimo iż ja bym zupełnie inaczej sobie te filmy wyobrażał i zupełnie inaczej je nakręcił :D
W Ocaleniu Connor mówi:
http://www.youtube.com/watch?v=oIyqYvt2YTc
"Kill Kyle Reese... reset the future... there is no John Connor"
Skynet zabije Kyle'a, wojna się jakoś tam skończy, czas przeleci sobie do końca, zacznie czytać od początku, dojdzie do 1984 roku i historia potoczy się inaczej, ponieważ Kyle nie został wysłany w przeszłość.
W Genisys Connor mówi, przy pierwszym spotkaniu z matką i ojcem, coś takiego:
<nie mam linku, nie mogę znaleźć tej sceny>
"Wiecie co myślę? Że mogę was zabić, ponieważ my wszyscy jesteśmy uwięzieni w tej części czasu."
Tak więc może zabić swoich rodziców i nadal istnieć, ponieważ czas pójdzie dalej.
To wszystko bardzo ładnie się wiąże z tym co wałkowali nam od T1 i T2, czyli że nie ma przeznaczenia a nasz los nie jest z góry ustalony. Jeśli więc któraś za stron spartoli sprawę - ta druga przy następnym cyklu czasu nie będzie istnieć. Tak właśnie kończy się T2, klęską Skynetu, ponieważ został wymazany z historii i nigdy nie powstanie.
Rozumiem dlaczego się ze mną nie zgadzasz, gdyż rozumiem podróże w czasie dokładnie tak jak to przedstawiłeś w fragmencie, w którym piszesz że gdyby tak było to nie miałyby one sensu. Dokładnie tak uważam w kontekście każdego filmu o terminatorach, który powstał po filmach Camerona: tam po prostu to nie może zadziałać.
U Camerona koncepcja czasu jest bardziej spójna i między innymi dlatego, choć nie tylko, uważam że jedynie oryginalne części stworzone przez niego mogą uchodzić za kanoniczne. Dlatego też nie uznaję żadnej części która powstała później, podobnie jak nie uznaję za kanoniczne żadnej z gier o wiedźminie Geralcie, a jedynie to co napisał o nim Sapkowski. Jeśli tylko powstanie kolejny Terminator w reżyserii Camerona, albo jakiś inny reżyser stworzy film w zgodzie z logiką pierwszych dwóch części to wtedy będę pierwszym, który wyrazi swoją aprobatę. Dlatego wybacz ale każdy cytat z T3, czy Salvation puszczę mimo uszu. Rozważamy w końcu zgodność Genisys z oryginałami prawda?
Teraz napiszę jak musiałyby działać podróże w czasie, żeby sprawdziły się one w filmach takich jak Genisys. Maszyna czasu musiałaby otwierać rodzaj portalu do alternatywnego wszechświata, bardzo podobnego albo wręcz bliźniaczego do naszego do którego od tego momentu moglibyśmy przerzucać ludzi modyfikując go. Wówczas zgodzę się z tym, że można by do jednego świata wrzucić po kolei T-800 i Kyle'a i kogo tylko chcemy i patrzeć na efekt. Tylko wówczas nie bardzo jest sens tego robić w kontekście wojny ludzi z maszynami, bo co to zmienia u nas? Jest sposób jak to wykorzystać o czym napiszę niżej.
Kolejna sprawa, że zgodnie z zasadą brzytwy Ockhama nie należy tworzyć bytów ponad potrzebę. A przekładając na zasady współczesnej fizyki: każdy układ dąży do minimum energii i maksymalnej entropii. Oznacza to, że mało prawdopodobne jest by zwykła maszyna była w stanie wygenerować taką energię aby wytworzyć osobny wszechświat równoległy.Raczej należałoby założyć że istnieją inne alternatywnie dostępne czasoprzestrzenie, czego wykluczyć nie można, ale każdy fizyk się skrzywi bo kłóci się to właśnie z teorią o minimalizacji energii. W końcu każdy układ termodynamiczny wytraca z czasem energię i dąży do chaosu a nie do porządku. Właśnie dlatego łatwiej jest coś zburzyć niż zbudować, bo do tego drugiego potrzeba włożyć energię w postaci pracy układu. Jeśli jednak założymy na moment, że faktycznie te inne czasoprzestrzenie są dostępne to tutaj pojawia się możliwość o której wspomniałem wyżej: Skynet nie może już siebie uratować tu u nas, ale może zakazić Johna, wskoczyć do innego uniwersum i tam spróbować na nowo. Tak można jakoś wytłumaczyć to co obserwujemy w Genisys.
Teraz inna opcja: że jakoś modyfikujemy to co już jest. Teraz mamy dwie możliwości: albo modyfikacja przeszłości nadpisuje nasz czas, albo nie i tworzy się inna linia czasowa. Jeśli utworzy się inna linia czasowa, to niestety znowu nie ma to sensu z punktu widzenia wojen czasowych, bo po co nam powstanie innej linii. Chyba że znów chcemy sobie podróżować i myślimy, że lepiej już istnieć w innej linii niż zginąć tutaj. Tak można analogicznie do tego co napisałem wyżej zrozumieć motywy działań Skynetu w Genisys: ucieknie do innego czasu gdzie może wygrać bo tutaj już poległ. Jeśli zaś prawdziwa jest opcja druga i podróż w czasie nadpisuje nasz czas to znowu jest kiepsko, bo jeśli coś zrobimy z przeszłością to wymażemy siebie.
Wnioski są takie: przy takim rozumieniu w pierwszym przypadku podróże czasowe w celu zmiany przeszłości nie mają sensu. Druga możliwość jest taka, że prowadzą do wytworzenia nowej alternatywnej rzeczywistości (co jest strasznie rozrzutne energetycznie dla każdej teorii fizycznej i mało prawdopodobne), albo prowadzą do już istniejącej alternatywnej rzeczywistości, co w obu przypadkach oznacza że możemy uratować siebie, ale nie cały nasz świat co znowu nie bardzo ma sens z punktu widzenia naszego świata. Ostatnia możliwość przy tym modelu to nadpisanie naszego obecnego czasu co jest de facto misją samobójczą i nie wiem, kto by się tego podjął świadomie. Może tylko Skynet lub jakiś męczennik. Tak czy siak jakby tego nie ugryźć to każdy film o terminatorach po dwóch częściach Camerona brnie moim zdaniem w którą z tych uliczek.
Jak to można wymyślić inaczej? Ano tak jak to zrobił Cameron przy pierwszym Terminatorze i rozwinął w drugim. Według mnie mamy tutaj do czynienia z podobną koncepcją do tej z 12 małp. To co się stało już się nie odstanie, a podróżnicy w czasie mimo że się szarpią i robią co mogą to de facto doprowadzają do wydarzeń, które i tak miały już miejsce. Dlaczego tak się dzieje? Ano dlatego, że w takich filmach czas jest jak pozawijana wstążka. Coś jak wydruk paragonu z kasy fiskalnej: nabijasz kolejną cenę (kolejny rok dajmy na to) rolka się wysuwa i tak w kółko. Teraz mamy maszynę czasu która daje nam możliwość przeskakiwania pomiędzy konkretnymi kawałkami tej rolki czasu i dokonania zmian. Co to oznacza? Ano to że przyszłość dla nas jeszcze nie istnieje: mamy dostęp jedynie do już nawiniętej rolki. Jeśli cofniemy się w czasie nie będziemy mogli wrócić w przyszłość. Ta część rolki przestanie dla nas istnieć. Nie piszę w tym momencie czy po przeniesieniu w przeszłość zapisana część rolki znika tego nie wiemy. Ponieważ nie jesteśmy wszystkowiedzący i nie wiemy do końca jaki efekt wywołają nasze czyny i jakie będą ich konsekwencje cofamy się w czasie myśląc że coś zmienimy. Nie wiemy o tym, bo niby skąd, że te wydarzenia których dokonamy w czasie już miały miejsce. Nie mogło być inaczej bo nasza przeszłość już się zapisała na rolce i jest niezmienna. Mamy tu bowiem do czynienia z dopełniającym się przeznaczeniem. I choć postaci w naszych historiach myślą inaczej, bo są w końcu wyposażone w wolną wolę, to ostatecznie efekt ich działania prowadzi do już zaistniałych efektów. John Connor wysyła w przeszłość Kyle'a i T-800 i efekt ich działania jest taki, że dzieje się dokładnie to co John z dzieciństwa zapamiętał. W jego przeszłości byli przecież Kyle i T-800 i dzięki nim mógł się narodzić i wysłać ich potem w czasie. Wiele osób teraz zapyta: a co jeśli John się zawaha i nie wyśle? Będziemy mieć paradoks czasowy i całą koncepcję szlag trafi prawda? Otóż nie. Bo przy założeniu że rolka jest już zapisana, John nie mógł postąpić inaczej. Dlaczego? Dlatego że to już miało miejsce! To już się wydarzyło i jako takie jest już niezmienne. John po prostu nie mógł postąpić inaczej. Można to rozumieć tak: do końca się wahał, zastanawiał, może nawet chciał zrobić inaczej ale jak przyszło co do czego to jednak zrobił jak miało być. Przeznaczenie, mimo że bronił się przed nim jak mógł.
Na koniec dla każdego czytelnika który się oburzy: ale jak to, gdzie tu wolna wola, gdzie to co mówił John o tym że nie ma żadnego przeznaczenia? Otóż mówić coś, czy nawet tak myśleć to co innego niż faktyczny, obiektywny bieg wydarzeń. Jako ludzie jesteśmy ograniczeni i nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszelkich konsekwencji swoich czynów stąd też możemy postępować w zgodnie z przeznaczeniem nadal podejmując wolne decyzje. Poza tym przy moim rozumieniu Terminatory Camerona mają sens, bowiem jak inaczej wytłumaczyć, że po to żeby John Connor mógł się narodzić Kyle musiał być wysłany w przeszłość. Jedyne sensowne moim zdaniem rozumienie jest takie, że Kyle już w 1984 roku był. To z punktu widzenia Johna Connora z 2029 roku już przeszłość. To już się wydarzyło. Chyba mało kto postrzega tak T1 i T2, ale ja je widzę jako filmy historyczne a nie futurystyczne jakkolwiek by to dziwnie nie zabrzmiało. Po prostu kiedy potraktować T1 i T2 nie jako filmy o potencjalnej przyszłości tylko o tym jak z punktu widzenia teraźniejszości roku 2029 wyglądały wydarzenia roku 1984 i 1992 to nabierają one sensu.
Oczywiście z tego punktu widzenia wszystko co potem czyli T3, Salvation i Genisys sensu są pozbawione.
"Ostatnia możliwość przy tym modelu to nadpisanie naszego obecnego czasu co jest de facto misją samobójczą i nie wiem, kto by się tego podjął świadomie. Może tylko Skynet lub jakiś męczennik. Tak czy siak jakby tego nie ugryźć to każdy film o terminatorach po dwóch częściach Camerona brnie moim zdaniem w którą z tych uliczek."
Ja to bardziej widziałem tak, że jeśli nadpiszemy czyjąś obecność, np.: Johna zabijając jego matkę w 1984 roku Skynet wygra wojnę. Dlaczego? Ponieważ po 1984 roku czas pójdzie dalej, a bez Connora Ruch Oporu nie wygra wojny. Skoro więc nie będzie Connora to nie będzie komu wysłać Kyle'a do 1984 roku i koniec końców Connor nigdy nie zaistnieje w następnych cyklach czasu.
"Jak to można wymyślić inaczej? Ano tak jak to zrobił Cameron przy pierwszym Terminatorze i rozwinął w drugim. Według mnie mamy tutaj do czynienia z podobną koncepcją do tej z 12 małp"
I dalej, do końca Twojej wypowiedzi. Bardzo mi się podoba taka koncepcja, jeszcze takiej nie słyszałem :)
Dzięki.
Kiedyś dość dużo nad tym myślałem. To właśnie efekt tych przemyśleń, choć nie mój autorski. Ktoś tutaj na filmwebie podsunął mi ten pomysł, a ja go rozwinąłem o kasę fiskalną :)
P.S.
"Dlatego wybacz ale każdy cytat z T3, czy Salvation puszczę mimo uszu. Rozważamy w końcu zgodność Genisys z oryginałami prawda?"
Cytowałem Salvation i Genisys. T3 nie ma co cytować, bo nic ciekawego tam nie powiedzieli. Fabularnie T3 to bubel nad bublami.
Zgadzam się co do T3. Byłem na nim w kinie. Ech, to co zobaczyłem to była dla mnie profanacja.
T-800 to generacja Terminatora. T-600 była poprzednikiem, która w wersji specjalnej zawierała sztuczną, gumowatą strukturę udającą skórę. Z kolei T-800 jako następca, z lepszym szkieletem, AI etc. był wyposażony również w żywą tkankę. Natomiast T-1000 to prototyp, następca T-800 zawierający płynny metal. Seria T-101 to zewnętrzny wygląd żywej tkanki (Arnie). Inna "skóra" zapewne zawierała inne oznaczenia, np. T-102.
po 1 - tak, oglądałem "Elektronicznego mordercę" wtedy, gdy miał premierę w PL :)
co prawda na VHS, bo do kina byłem jeszcze za mały... ale "wychowałem się" na TYCH filmach :)
więc jako tako mam pojęcie, co to "kanon" Terminatorów... czyli T1 i T2.
Wracając do T5:
Ku mojemu zaskoczeniu muszę powiedzieć, że zgadzam się z Twoją opinią.
Zaskoczeniu, ponieważ spodziewałem sie czegoś dużo gorszego, a tutaj pozytywne zaskoczenie.
Mam te same odczucia co do obsady, a co do humoru - także napisałeś dokładnie to co myślę po seansie - jest zabawnie, ale nie jest to tak idiotyczne jak w T3.
W ogóle T3 nie powienien nigdy powstać, to jest największa klęska w tej.. .serii.
Mój ranking to T1,2,5,4,3
przy czym zupełnie nie rozumiem dość sporego "hejtu" na T4... moim zdaniem był to bardzo dobry film...
Na koniec - jeszcze raz chę podkreślić, że jednak warto zobaczyć T5. Ilość nawiązań do starych części, smaczki i jak pisał Dentarg - nawet sposób kadrowania itd - czuć momentami stary dobry styl...
Braki w klimacie są ewidętne, ale naprawdę, nie ma mowy o takim rozczarowaniu, jak w przypadku tej tragikomedii zwanej T3:)
POLECAM ZOBACZYĆ!!!
Warto dodać, że jest jeszcze scena po napisach. W której wychodzi na jaw, że Synet przetrwał ekslozje.
Strzała Dent,
trochę mnie nie było na fw, cóż, okres urlopowy, co za tym idzie wakacje z kobietą plus powrót do pracy i tyra bo ...okres urlopowy i inni mają wolne :-)
nie odpisuje na temacie na którym skończyliśmy, bo zwyczajnie go nie mogę znaleźć.
cóż, bardzo się cieszę że spodobał Ci się T5, trochę się obawiałem, jak stwierdziłeś że skoro rekomenduje, to lecisz do kina, obawiałem się że stwierdzisz, że "ech.. stary fanboy po 30-ce zajarał się a tu mi gowno puszczają" ;-) szczególnie że jak zauważyłem, w większości retoryka ludzi z mojego kontinuum czasowego jest niezbyt przychylna Genisys
Ja powiem tyle, w sumie raz jeszcze ;-) film jest dobry, wciąga, może i fabuła przekombinowana, ale po stokroć lepsza od T3 i utrzymana w pewnym klimacie, w przeciwieństwie do (de facto poprawnego) T4
Końcówka owszem ssie, segment 2017 trochę przekombinowany, ale ogólnie jest ok.
A scena Arnie vs. Arnie wręcz rozwala.
Pozdro i miłego życzę
Kuba
Dentarg, po części mógłbym się zgodzić z tym co napisałeś, a mianowicie, że brakuje surowego klimatu z 1 czy też 2 części. Jednak T5 nadrabia to w pewien sposób dużą ilością akcji, świetnymi efektami specjalnymi, a do samej gry aktorskiej nie mam żadnych zastrzeżeń. ALE...cytując jedno z twoich początkowych zdań, a konkretnie: "Arnold Schwarzenegger wraz z wiekiem stracił swoją markę", jest delikatnie mówiąc nie na miejscu. Nie wiem czy znasz biografię tego faceta, czy też nie, ale nie można w ten sposób o nim powiedzieć. Schwarzenegger jest już marką samą w sobie i nikt mu nie odbierze tego co osiągnął. Takich ludzi zawsze się pamięta i nie mają oni prawa "stracić marki" tylko dlatego, że nie mają już tylu lat, jak wtedy, gdy zaczynali karierę. Zapisali się na kartach historii już na zawsze. Dlatego zakładam, że byłeś zbyt bardzo, jak to napisałeś: "wczorajszy" pisząc swoje odczucia na temat filmu, a właściwie na temat Arnolda. Tak jak jednak wspomniałem na początku, nasze opinie na temat samych części Terminatora są zbliżone, surowego i niebezpiecznego klimatu pierwszych części się nie zapomina, a ta najnowsza jest pozytywnym zaskoczeniem. Świetnie się bawiłem w kinie, dlatego dałem 8/10. Pozdrawiam.
Wydaje mi się, że całkiem nieźle znam biografię Schwarzeneggera. Mówiąc krótko: jest to człowiek sukcesu, dla którego chcieć to móc :) Chciał być kulturystą - został Mr Universe, chciał zostać aktorem - został gwiazdą kina akcji, chciał być politykiem - został gubernatorem.
Ze stratą marki chodziło mi trochę o co innego. Lata 80/90-te minęły i obecnie nazwisko Schwarzenegger mniej znaczy w Hollywoodzie niż wtedy. Widać to chociażby po serii "Niezniszczalni". Kiedyś nikt nie poważył się na produkcję takiego filmu prawdopodobnie dlatego, że ci gwiazdorzy byli za drodzy jak na jeden film. Nawet w T5 Arni jest lekko zepchnięty na drugi plan. Takie przynajmniej miałem wrażenie.
Również pozdrawiam
Ten film był ok ludzie po prostu dorośli i jako dzieci inaczej oceniali filmy niz teraz. Gdyby obejrzeli T1 po latach daliby 7/10 ale w głowach została im nostalgia która zawyża ocenę filmu. T 2 to taki film który akurat był lepszy niż pierwszy i zasługuje na 8/10 kino znakomitej akcji. T5 jest spoko dostarczył podobnie jak 2 doskonałą akcję dorabianie do tego dupereli jest dla mnie zbędne dobrze się obejrzało jestem zadowolony.
Każdemu oślepionemu nostalgią polecam wrócić do swoich filmów z dzieciństwa ja np kiedyś ślepo dałbym 10/10 takiemu nieśmiertelnemu ale dziś jako bardziej dojrzały koneser filmów sam się z tego filmu śmieje i absurdów. Młode pokolenie pewnie daje 10/10 szybkim i wściekłym to zrozumiałem każde pokolenie ma swoją nostalgię.
Jeśli naprawdę jesteś fanem dwóch pierwszych terminatorów (które oceniłeś jako arcydzieła kinematografii) to powinieneś wstydzić się oceny Genisys na poziomie bardzo dobrego kina (8*). Wg mnie między tymi filmami (choć łączy je wspólny temat) jest przepaść której nie jestem w stanie określić słowami. Takie dno widziałem w tym miesiącu trzy razy (Fantastyczna czwórka, Avengers i ostatni Terminator). Do wszystkich trzech podszedłem luźno traktując je jako rozrywkę... żadnego nie oglądnąłem całego. Jestem sfrustrowany i przerażony poziomem jakim karmią nas Amerykańscy producenci Blockbusterów. Scenariusze pisane na prędce na kolanie, do tego nawciskane efektów i hamburgery to kupią. Dla mnie to jest po prostu jakaś masakra!