Do mniej więcej połowy filmu byłem w stanie ogarniać ten mindfck tłumacząc sobie, że piątkowe odmóżdżenie dobrze mi zrobi, bo nie miałem tutaj żadnych oczekiwań.

Na plus Mackenzie, bo jej postać była całkiem świeża. Arnold bez zmian, bo Arnold to Arnold. Linda Hamilton wróciła prosto z odwyku. Luna był ok, jak na gościa, który w większości scen generowany jest komputerowo i ma może 10 linijek tekstu.

Najsłabszym elementem była patetyczna historyjka o żeńskiej inkarnacji Johna Connora doczepiona do turbo bezbarwnej latiny, która ma 140 cm wzrostu, rzucają nią w co drugiej scenie, i która potrafi rozwalać arbuzy z breneki.

I'm not surprised motherf..

BTW. Czy tylko mi się wydawało, że w 1998 roku John Connor powinien być starszy, skoro akcja pierwszego Terminatora ma miejsce w 1984, a T-2 miał być ok. roku 1995. CGI Edward Furlong wyglądał na 8 lat? (WTF.?!)