film bardzo fajny, podobnie jak część druga na trwale wpisał się do klasyki. Do strony wizualnej i całego klimatu nie można mieć żadnych zastrzeżeń, ale tak ostatnio zastanawiałem się nad fabułą i tym całym przenoszeniem w czasie. Przez wiele lat nie roztrząsałem całej tej sprawy, bo na pierwszy rzut oka wszystko wygląda w porządku, ale:
1. Po co John Connor wysyła w przeszłość faceta, który ma zapłodnić jego matkę skoro już to się dokonało. Skoro żyje sobie John Connor w roku 2018 czy którym tam, to czy możliwe jest aby nagle przestał istnieć w wyniku czegoś co "stanie się "(czy też może lepiej by powiedzieć "stało się" w przeszłości) się w przeszłości??? zresztą sam postawiłem w tym momencie głupie pytanie, bo czy można tworzyć przeszłość, której wynikiem jest chwila obecna??? Z jednej strony wszystko to wydaje się być nie do ogarnięcia i może jest to siłą filmu. Z drugiej, jest w tym wszystkim jakiś brak logiki. Gdy pomyślimy sobie o przenoszeniu w czasie, to na pierwszy rzut oka można pomyśleć, że to bardzo ciekawe. Jednak, gdyby spojrzeć na to w ten sposób "czy przenosząc się w czasie w przeszłość" (gdy teraz o tym myślę to sama idea wydaje mi się już bardzo mało logiczna)mogę zmieniać przyszłość ,której pewną część z punktu widzenia przyszłości, a dokładnie momentu w którym będę chciał się cofnąć w czasie, już przeżyłem.
Idźmy dalej. John Connor z roku 2018 wierzy w takim razie że cofając się w przeszłość można zmienić teraźniejszość(samo to zdanie głupio brzmi ale załóżmy że tak jest), bo skoro odrzucamy przeznaczenie, które oznaczałoby, że John Connor żyjący w 2018 roku nie ma żadnego wpływu na to jak może zmienić się chwila obecna w jego przypadku, bo przedsięwzięcie jakichkolwiek kroków nic nie zmieni. John Connor mimo wszystko wierzy że ma jakiś wpływ , choć z drugiej strony można założyć że robi to co jest niezbędne aby było tak jak jest(a czy może być inaczej???).
2. Skoro w roku 2018 John Connor oraz maszyny były w posiadaniu technologii umożliwiającej przenoszenie w czasie, to przecież dawało im to w pewien sposób nieograniczone możliwości. Maszyny mogły cofnąć w przezzłość bombe atomową która zniszczy wszystko i po sprawie lub też chociażby super statki kosmiczne które rozpichrzą wszystkich ludzi w drobny mak lub chociaż już w latach osiemdziesiątych rozpoczną wojnę z ludźmi.
3. Skoro John Connor wierzy, bo trzeba to zAŁOŻYĆ, ŻE ingerencja w zdarzenia z przeszłości może mieć wpływ na teraźniejszość, to trzeba założyć możliwość wystąpienia zjawisk nieoczekwianych. Załóżmy że Reesowi udaje się przeżyć i żyje z Sarą i Johnem Connorem. Pewnego dnia przecież Reese dopiero sie urodzi a więc będziemy mieli dwóch Reesów. Można powiedzieć, że równocześnie będzie żyła dwa razy ta sama osoba!!!
4.UWAGA!!! Część trzecia psuje w mojej opinii całą koncepcje zawartą w dwóch poprzednich filmach. Zauważcie!!! W części drugiej T-800 już w pewien sposób zmienia przyszłość, bo niszczy procesory , które miały doprowadzić do wojny nuklearnej!!! W tym momencie jasno dane nam jest do zrozumienia że koncepcja, która zakłada nieuchronność pewnych zdarzeń zostaje obalona, bo t-800 zlikwidował to co "w przyszłości z której przybył" było powodem wojny. Film kończy się pozytywnym akcentem, w którym sara mówi o tym , że zaczyna nagle z nadzieją patrzeć w przyszłość. UWAGA!!! Pokazuje to też, że istnieją jakby równolegle dwa światy i dwie wersje przyszłości. Można to porównać do ścieżki, która w pewnym momencie się rozgałęzia na dwie i obie biegną jakby swoim torem, choć na mój prosty umysł jest to trudne do ogarnięcia.
Po analizie tego dochodzę do wniosku, że wydarzenia , które mają miejsce w części trzeciej nie mają żadnego sensu, bo skoro juz w części drugiej doszło do zmiany wydarzeń przyszłych (zniszczono procesory które są powodem wojny), to mamy tu poniekąd do czynienia z czymś takim jak nieuchronne przeznaczenie , które polegało by na tym iż zawsze dzieją się określone rzeczy bez względu na jakiekolwiek poboczne wydarzenia, które mają miejsce(jakby działanie sił nadprzyrodzonych, albo jakby na osi czasu zaznaczone były pewne wydarzenia, które mają miejsce w każdym z równoległych światów).
Na podstawie moich przemyśleń dotyczących analizy trzech części Terminatora dochodzę do następujących wniosków, które jakby dają mi obraz wizji świata stworzonej przez film.
1. Jest możliwość wpływania na teraźniejszość przez ingerencje w przeszłość.
2. Istnieje nieskończenie wiele równoległych światów. Każde cofnięcie się w przeszłość tworzy jakby nową nitkę,a takich cofnięć może być nieskończenie wiele.
3. Z jednej strony jest możliwość ingerencji o czym mowa w punkcie pierwszym, z drugiej strony istnieje jakby pewna nieuchronność pewnych zdarzeń do których i tak zawsze dojdzie(przeznaczenie???)
4. Mamy tu do czynienia z filmem, który stał się kultowy, ale gdyby tak się dokładniej temu przyjrzeć, to jest to jedna wielka bujda na resorach:-)
co nie zmienia faktu że jest to kino , które dobrze się ogląda
Oglądałem dzisiaj dwie pierwsze części. W T2 nikt nie usunął szczątków oderwanej ręki Arniego, co mogło z powrotem zainspirować kogoś do rozwijania procesorów.
tak, cenne spostrzeżenie, gratuluję, ale...
nie chcę teraz obalać Twojej teorii i za wszelka cene pokazywać że to jednak zły trop, ale...
1. ręka zostaje praktycznie zmiażdżona kompletnie, choć oczywiście napewno możlwie jest że jakiś super genialny naukowiec domyśliłby się że kupa jakiejś miazgi to przeciez jakaś z technologii z przyzłości... ryzykowne ale możliwe... w końcu w świecie filmu wszystko jest możliwe
2. Choć Twoja hipoteza jest prawdopodobna, to twórcy części trzeciej jakby odcinają się od tego i nie wspominają na ten temat. Do wojny dochodzi w wyniku utraty kontroli nad super nowoczesną armią, która wymknęła się spod kontroli przez postęp techniczny nieinspirowane niczym niezwyklym.
3. Przyjmując Twoją wersję musimy założyć, że główni bohaterowie części drugiej to skończeni idioci...
Tak właściwie to nie widać jak bardzo zmiażdżona jest ta ręka. Jeżeli podobnie jak samochody na wysypiskach, to z trudem, ale ktoś mógłby dojrzeć w tej ręcę coś dziwnego, co zainspirowałoby dalszy rozwój robotyki, który doprowadziłby do stworzenia Skynetu.
Czy ja wiem, czy idioci... Może zwyczajne lenie ;) Ale tak serio, to nawet nie spytały terminatora gdzie jest jego ręka.
Nie bronię naukowych podstaw filmu - hard SF to to nie jest. Raczej zwyczajnie szukam furtki, która usprawiedliwia stworzenie trzeciej części (moim zdaniem całkiem udanej, choć w paru kwestiach wybitnie zniszczonej).
Ja tą furtkę już dawno znalazłem... Jest nią chęć napchania kieszeni kabzoną rozwtydrzonej gawiedzi oraz fanów dwóch pierwszych części.
Hard sf oczywiście to nie jest. W sumie nieistotny dla mnie jest tutaj konkretnie gatunek. Oba filmy dobrze się ogląda i o to przecież w końcu chodzi, to tylko filmy rozrywkowe, a głębsza analiza doprowadza tylko do punktu w którym uznać trzeba wszystko za absurd...