cyniczne wygłupy złodziejki z półświatka niszczą dobrego człowieka; smutny moralitet o cudzych kosztach czyjegoś bezmyślnego nihilizmu; Yang nie kręci 'postmodernistycznego poematu o mieście', wbrew inkantacjom krytyków unikających najprostszych kryteriów etycznych; kręci film o ludziach, ich relacji zaufania i o tym, jak można ją zniszczyć ze szkodą dla wszystkich oprócz dewastatora, a sceneria - plastycznie wspaniała (videoartowska ściana telewizorów z gadającą głową bohaterki, wnętrza biur i mieszkań, ulice) - jest tłem historii, nie historią
Nihiliści! Oż w mordę! Mówcie co chcecie o nazizmie, ale to przynajmniej jakiś etos!
A czy ten dobry człowiek rzeczywiście był taki porządny? Czy on przypadkiem nie kłamał o koledze z pracy jakie on to niby szwindle przy przetargu odprawiał?
I to wszytko opowiadał z premedytacją, aby awansować zamiast niego?