Dwie twarze filmu: pierwsza połowa to obrazek niczym z filmów NSR czy innych zachęcających do dołączenia do wojska, ukazująca bohaterskie życie żołnierza z maksymalnie możliwym do zachowania (przynajmniej moim, militarnego laika okiem, zdaniem) realizmem. Druga to z kolei typowe, oklepane kino survivalowe, gdzie grupka bohaterów stara się dotrzeć mimo wszelkich przeciwności losu do wyśnionego celu. Tu realizm odchodzi już daleko w odstawkę, to kilku komandosów sterczących jak strachy na wróble jest w stanie wybić jak kaczki kilkudziesięciu talibów. Jaki jest efekt końcowy tego mariażu? Zjadliwy, ale żadne to delikatesy.