zapowiedź skrzętnie ukrywa fakt, że film jest francuski. no i niestety od pierwszych minut
widać, że Francuzi nie mają pojęcia jak się robi kino tego typu. nie chcę wypowiadać się na
tematy militarne, ale tajeminicą poliszynela jest fakt, że każdy facet idzie na taki fimp
pooglądać coś na kształt "szeregowca ryana" albo "helikoptera w ogniu" nie licząc na
intelektualne wzloty. Francuzi postanowili jednak przyłozć się bardziej do warstwy
dialogowej (bo o scenariuszu jako takim to tu mowy być nie może, ot historyjka prosta jak
drut - żli porywają dziennikarkę, dobrzy ją odbijają, coś idzie nie tak i muszą przedzieradć się
do bazy prze góry gonieni przez pościg). ilość PATOSU jest jednak nie do zniesienia. ironia
losu polega na tym, że najlepsza scena to sposób w jaki zostaje zabity ten najgorszy ze
złych. jest to oczywiście prawie końcowa scena i szczerze mu zazdrściłem, że nie musi
oglądać tych pseudo patriotycznych wzlotów w koncówce filmu. a uważałem, że w
"szeregfowcu...: jest za dużo amerykańskiej flagi. to co zrobili Francuzi w tym filmie to
przeada. dziwi mnie, że film dostał tak wysoką notę (6 coś tam coś tam)