W dzisiejszym świecie feminizacja zaszła tak daleko, że zagubiło się już niemal poczucie męskości. Jaka jest istota męskości nazwanej symbolicznie przez Saramonowicza testosteronem? Autor spróbował zająć się tym niezauważanym dotąd problemem. W swojej sztuce o tym samym tytule Saramonowicz zawarł wizję świata z perspektywy współczesnego mężczyzny, a nawet siedmiu mężczyzn. Jest to wizja równie zabawna, jak smutna. A przede wszystkim największą jej zaleta poza dobrą rozrywką jest fakt, ze daje do myślenia. Pobudza do refleksji nad niezbywalnymi różnicami dzielącymi płcie.
Saramonowicz pokazuje opierając sie w zabawny sposób na biologii i relacji zwierzat, że kobiety są zupełnie inne od mężczyzn i żadna feminizacja tego nie zmieni. Kobiety nie mogą uciec od swojej kobiecości. Płcie mają swoje role , których nie mogą zarzucić. Saramonowicz wyśmiewa zarówno szowinistów, jak i feministki. Wysmiewa też równość, bo to jedynie ułuda. Płcie nie mogą byc idealnie takie same, skoro już od powstania takie nie są.
Sztuka jest wręcz kapitalna. Ale jak to przenieść na ekran? Akcja jest całkowicie teatralna, niefilmowa. Reżyser spróbowal wiec lekko przerobic scenariusz, żeby ufilmowić fabułę. Wychodzi to średnio. Po pierwsze wprowadza postacie kobiece, co łamie pewien zamysł stylistyczny ze sztuki - że występują tylko mężczyzni. Kobiety rozwadniają trochę akcję, zabierają jej intensywność. Wprowadzono też zabawne retrospekcje, ale ma sie wrżenie ze są wrzucone na siłę. Zmienia sie rowniez miejsce akcji. Ale to tez wydaje sie zbędne i rozbija niepotrzebnie atmosferę. Wreszcie aktorstwo. Zaanagazowano kilku znanych aktorów i to akurat sie udało. Cała siódemka gra koncertowo, zarówno ci starzy jak i ci nowi.
Nie zmienia to jednego faktu, ze film jest najlepszy w momentach żywcem wyjetych ze sztuki. Gdzie cały zestaw Panów. Dyskusje miedzy nimi i dialogi wystarczają na świetny film. Saromonowicz nie powinien tak bardzo uatrakcyjniać filmu. Bo stara zasada głosi, ze dobra historia sie obroni. A "Testosteron" to historia bardzo dobra . I to z jakimi dialogami... Takie zdarzają się raz na 10 lat w polskim kinie.
Kreacje to aktorskie są znakomite: Kot, Stelamaszyk, Adamczyk, Stuhr i last but not least najlepszy z nich wsrzystkich Borys Szyc jako kelner.
Najwazniejsze, że pomimo kilku niepotrzebnych zmian udało się zachować ducha testosteronu, który królowal w sztuce. Znakomite aktorstwo i kapitalne dialogi tworzą jedną z najelspzych komedii od lat, która w dodatku zawiera mimochodem pokaźny materiał do refleksji.