...ale na pewno nie ten. Na początku myślałem, że to horror. Bo na to się zanosiło. Potem zmieniłem zdanie, to na pewno thriller. No nie do końca. Była chwila zwątpienia i pytanie: dramat? Aż w końcu sam nie wiedziałem czym to cudo w ogóle ma być i najwyraźniej twórcy też nie do końca. Pomysł niezły, problem w tym że potraktowany bardzo ogólnikowo i po macoszemu, choćby biorąc pod uwagę zmiany wywoływane efektem motyla (i nie mówię tu o filmie tylko o zjawisku). I na pomyśle się skończyło. Reszta scenariusza nędzna i posklejana z jakiś odpadków po innych filmach, gra aktorska drętwa jak tygodniowy denat. Na pewno na plusik można zaliczyć rolę Lefevre, ale to głównie ze względu na jej urodę. I last, but not least: dżwięk. Dżwiękowcy odwalili kawał dobrej roboty. Tak, to ironia. Nie chodzi mi o muzykę, o sam konkretnie dźwięk. Jakby ktoś wrzucił kilkanaście losowych brzdąknięć, krzyków i tajemniczych szeptów do miksera i kazał je losowo przyporządkować scenom. Tragicznie to wypada, tragicznie. Oj, lepiej się od filmu trzymać z daleka, o ile się nie zaśnie podczas wyjątkowo nudnego seansu to straconego czasu żałować się na pewno będzie.