Tytułowy pan Teas to komiwojażer o niezwykle wybujałej wyobraźni. Zważywszy, że mamy do czynienia z produkcją sygnowaną nazwiskiem Russa Meyera (to jego debiut!), nietrudno domyślić się, czego dotyczyć mogą fantazje bohatera. "Immorable Mr. Teas" w historii kina zapisało się jako pierwszy skierowany do masowej publiczności film zawierający goliznę, dając początek nurtowi tzw. "nudie cuties". Wcześniej twórcy pragnący przemycić na ekranie odrobinę niczym nieosłoniętego, kobiecego ciała, zmuszeni byli ubierać (nomen omen) swe lubieżne wizje w formę skierowanych do wąskiego kręgu odbiorców, niby-dydaktycznych tworów o życiu i obyczajach naturystów. Meyer tymczasem proponuje nam sprośną historyjkę o jednoznacznie rozrywkowym charakterze. Nie ma tu jeszcze zbyt wielu ekstrawagancji tak typowych dla reżysera "Faster Pussycat! Kill! Kill!", zamiast tego otrzymujemy typową dla kina eksploatacji tego okresu realizację (z uwagi na konieczność dodania całości dźwięku w post-produkcji, obraz pozbawiony jest dialogów, zastępuje je komentarz narratora z offu). Z dzisiejszej perspektywy, "Niemoralny pan Teas" to nieszkodliwy (by nie rzec - niewinny) staroć, nie będzie jednak przesadą stwierdzenie, że to tutaj położone zostały podwaliny pod kino spod znaku trzech iksów.