Oglądałem większość filmów Jarmuscha i ogólnie rzecz biorąc lubię jego twórczość (Ghost Doga darzę kultem), ale 'Limits of control' nie przekonał mnie. Po pierwszych kilku(nastu) minutach byłem prawie przekonany, że Jim postanowił nakręcić kontynuację Ghost Doga, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę kto gra główną rolę. Zamiast tego wyszedł moim zdaniem sztuczny tak jakby trochę na siłę nakręcony film. Niektórzy piszą, że to wolne tempo postępowania fabuły nawiązuje do 'Nieustających wakacji". O ile jednak debiutancki film Jarmuscha przypadł mi do gustu, o tyle najnowszy po prostu nudził. Wcale nie uważam, że ta cała metafizyka, drugie i trzecie dno, którego ludzie dopatrują się w 'Limits of control' jest charakterystyczne dla twórczości tego reżysera. Klimatem ten film stara się momentami nawiązać do Lyncha, ale robi to nieudolnie. Wydaje mi się, że Jarmusch stał się tak słynną i kultowa indywidualnością, że żeby zaspokoić krytyków i "fanów" lubiących się chwalić, że uwielbiają filmy tego ekscentrycznego twórcy, starał się zrobić jeszcze nudniejszy film, na siłe wrzucił misz-masz różnych motywów i symboli i wyszedł z tego nijaki nietrzymający się kupy film, który ani nie ma atmosfery filmów Lyncha, ani poprzednich filmów Jarmuscha. Takie jest przynajmniej moje subiektywne zdanie.

Na plus należy uznać zdecydowanie zdjęcia, montaż, muzykę, głównego aktora.