PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=469370}
6,5 12 978
ocen
6,5 10 1 12978
6,6 19
ocen krytyków
The Limits of Control
powrót do forum filmu The Limits of Control

Hołd złożony wyobraźni, która kiedyś ponoć była ważniejsza od wiedzy. (Czy nadal jest w dzisiejszych "ciężkich czasach", trudno powiedzieć. Ale chciałoby się razem z reżyserem wierzyć, że tak). Jarmush zrehabilitował się tym filmem za chaotycznego i pretensjonalnego "Truposza", tak jakby trochę dojrzał i wreszcie sam pojął, o co mu chodzi i co chciałby na poważnie przekazać. "Limits of controll" to opowieść z pozoru bezładna, niespójna, przypadkowa, trochę podszywająca się pod kino gangsterskie, przybierająca formę filozoficznego quasi-traktatu z dosyć hermetycznym przesłaniem. Jedni nazwą je mądrymi, ambitnymi poszukiwaniami lub wycieczką wewnątrz samego siebie, drudzy pseudointelektualnymi popłuczynami i bełkotem dla licealistów. Niewykluczone, że wszyscy będą mieć rację. Niewykluczone, że sam Jarmush tego nie wyklucza. Ale czuć w tym filmie ogromną pasję, pragnienie samodoskonalenia, badania swojej odporności, szukania własnych granic kontroli. I to okazuje się jakoś dziwnie zaraźliwe. Film przyjemnie wciąga i hipnotyzuje. Ale nie ma tutaj wejścia na krzywy ryj, trzeba choć trochę się wysilić, otworzyć umysł, wytrącić się z wygodnych kolein, wyrwać z utartych schematów, zakwestionować gotowe, narzucające się interpretacje. Nie jest to kino, które można sobie rozrysować, poukładać i kawałek po kawałku na chłodno analizować. Jarmush zdaje się podążać za Picassem: "Nie zrozumiecie sztuki, póki nie zrozumiecie, że w sztuce 1+1 może dać każdą liczbę z wyjątkiem 2". A do czego ta cała zabawa zmierza? W filmie pada odpowiedź. Stan, w którym człowiek nie potrzebuje żadnych książek, bo wystarcza mu czysta kartka przed oczami, którą jest w stanie zapisywać własnymi myślami i w ten sposób się wzbogacać, i nie potrzebuje gotowych obrazów, bo wystarczy mu białe płótno, które może samodzielnie kontemplować, doskonaląc się w ten sposób wewnętrznie - to chyba miara doskonałości, której warunkiem podstawowym jest odrzucenie wszystkiego co zbędne. No właśnie.

ocenił(a) film na 7
judge_holden

Wyjaśnij, proszę dlaczego uważasz, że Truposz jest filmem jest chaotycznym i....pretensjonalnym ...

ocenił(a) film na 8
sylbow

"Truposz" to film ładny, ale pusty. To taki filozoficzno-metafizyczny kogel-mogel, pozbawiony głębszego przesłania, trwalszych sensów, ale czarujący. Dla mnie atrakcyjna wydmuszka pozorująca głębię. Metafizyczne wycieczki i poszukiwania w tym filmie z zewnątrz wydają się efektowne, ale niestety zieją treściową pustką, donikąd nie prowadzą, wiodą na manowce.

Wizualne atrakcje i uczucie „pewnej niedookreślonej niesamowitości” to trochę za mało, żeby mieć satysfakcję z oglądania filmu reżysera, od którego oczekiwało się znacznie więcej. Niechże będzie też dane widzowi zrozumieć, jaka prawda kryje się za tym urzekającym obrazkiem. A prawdy i autentyczności tutaj jak na lekarstwo. Ot, szukaj sobie człowieku sensów i mądrości w tym gąszczu zatopionych głęboko sugestii i zamierzonych niedomówień, a nuż wyłowisz coś interesującego (czasem coś podobnego do złotej rybki, czasem coś, co przypomina starego, zużytego trampka). Nieważne, czy będziesz umiał to coś nazwać, wystarczy, że będzie ci się zdawało, że obcujesz z czymś niezwykłym, oryginalnym; tak się ponoć właśnie identyfikuje Sztukę - liczą się tylko odczucia, i one wystarczą, słowa nie są ważne. Na skutek tego fałszywego przekonania reżysera „Truposz” serwuje nam Blake’a dla ubogich, Blake’a na poziomie bryków dla leniwych licealistów z ciągotami do popalania, może i całkiem zabawną, ale nużącą przypowiastkę o niczym (na osłodę okraszoną dobrą muzyką Neila Younga). Fajny, sympatyczny i ekscentryczny Nobody nie wnosi do filmu nic poza swoją fajnością, sympatycznością i ekscentrycznością. Zagubiony i enigmatyczny główny bohater Blake nie wnosi nic poza swoim zagubieniem i enigmatycznością. Punkt wyjścia okazuje się punktem dojścia.

Wydawało mi się (na podstawie pierwszych doniesień prasowych), że podobne kuglarstwo Jarmusch zaprezentuje w „Limits of control”, ale bardzo przyjemnie się zaskoczyłem. To film z pozoru podobny, ale zupełnie inny, lepszy, mądrzejszy, o wiele głębszy. Jest efektowna forma, ale towarzyszy jej sensowna treść.

Przesadziłem tylko z tą „rehabilitacją” Jarmuscha. Po drodze były przecież fenomenalne „Ghost Dog” i „Broken Flowers” (za pyszną melancholijną scenę z Billem Murrayem siedzącym samotnie na kanapie przy otwartym szampanie i zasłuchanym w klasyk Marvina Gaye’a gotów jestem wiele wybaczyć).

ocenił(a) film na 4
judge_holden

hmm, świetna interpretacja filmu szczerze mówiąc lepsza niż "głęboka przenośnia" w którą jarmusch starał się wrzucić całą fabułę. nie zgadzam się jednak z opinią o Truposzu. ..co do limits of control zdecydowanie dla mnie jeden z mniej "fantastycznych" jego filmów. a znam prawie wszystkie jego autorstwa począwszy od nieustających wakacji , inaczej ni z raju czyli samych początków aż po noc na ziemi , fenomenalne poza prawem, broken flowers, kawe i papierosy i śledzę jego fenomen bo kocham jego ujęcia i to opowiadanie o bulwersującej rzeczywistości w lekki sposób. sprawdza się moje przekonanie o tym że ile ludzi tyle interpretacji a i głównie przez to nie można powiedzieć o tym filmie że jest , miałki./// i jak ktoś potrafił do niego podejść wyciągając taką interpretację to spoko//, dla Ciebie Judge_Holden lekką wtopą był truposz , dla mnie jest nią Limits of control,,,ale jak powiedziałeś "gotów jesteś Jarmuschowi wiele wybaczyć" i ja także.

ocenił(a) film na 8
medullla

Podobno filmy nie istnieją bez swoich odbiorców, są wręcz od nich uzależnione. W tym sensie, że reakcje widzów kształtują sam film, dowartościowują go albo deprecjonują (obojętność to najgorsza chłosta jaka może spotkać twórcę). Myślę, że tę "teorię" można dostrzec na przykładzie kina Jarmuscha. Zgadzam się z Tobą, że jego filmy doskonale otwierają pole dla indywidualnych interpretacji. Trochę to ryzykowne, ale wszystkie intelektualne i emocjonalne chwyty są tutaj dozwolone. To kino mocno zsubiektywizowane, pławiące się wręcz w urokach i przekleństwach postmodernizmu, a przy tym w sposób ciekawy, powiedziałbym, dotykające ważnych spraw. I co ważne, reżyser wskazuje różne ścieżki, ale nie prowadzi widza za rękę.

Mam wrażenie, że "Limits of control" jest właśnie takim filmem, który zasługuje na dowartościowanie, spory kredyt zaufania od widzów, bo udaje mu się dotknąć sedna sprawy, o której ma ambicję opowiadać. A jest tutaj o czym pogadać. Problem doskonałości (samodoskonalenia) jako wyznaczonego sobie celu, kwestia samokontroli, ale też odporności na kontrolę ze strony innych ludzi, próby odpowiedzi na pytanie, kiedy człowiek zbliża się do ideału i jaki w tym wszystim jest status - rola sztuki (muzyki, filmu, literatury) - czysto utylitarna, bo sztuka ma tylko kształtować zmysły człowieka, czy autonomiczna, bo sama w sobie jest wartością, a człowieka buduje tylko "przy okazji".

Z tych samych względów, jak myślę, "Truposz" zasługuje na potępienie - próbuje wytyczać jakieś szlaki, ale staje się pustą uliczką, przyjemnie nęci i zachęca, by za chwilę zirytować, bo oto za tym murem nic nie ma. Jak u Mickiewicza - się człowiek zatrzymuje na chwilę, bo mu się zdaje, że usłyszał jakieś tam głosy w oddali, ale za chwilę rozczarowany stwierdza "jedźmy, nikt nie woła". Stąd pretensje i złość, bo ta interesująco zapowiadająca się zabawa okazała się może i atrakcyjną, ale blagą.

Chyba mimo wszystko najbardziej lubię Jarmuscha za "Broken Flowers", film zupełnie niejarmuschowski, film o życiu, pozbawiony "filozoficznych rozważań" i nachalnych mądrości. Dla mnie esencja prostoty w kinie. Nie wnikam, czy to głównie za sprawą Murraya, choć na pewno bez niego to nie byłby ten sam film.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones