ten film to jeden wielki akt onanizmu przed własnym zdjęciem w wykonaniu
jarmuscha. koleś w 2009 roku próbuje udowodnić, że operowanie elementami
"sztuki niskiej" w "sztuce wysokiej" jest nie możliwe i niedopuszczalne. za
takie podejście do filmu wyśmiałby go nawet fellini. motyw samotnego
jeźdźca, jedynego obrońcy chlubnego europejskiego dziedzictwa w
skomercjalizowanej ameryce jest naprawdę godny pożałowania. dwugodzinny
pean na własną cześć. i niech ktoś mu powie, że zdanie "dobry film jest jak
sen" nie oznacza wcale, że trzeba spać w trakcie seansu, bo ja już się do
niego nie odzywam. nieporozumienie.