Teatr jednego aktora, ale ma to swoje duże minusy, ot chociażby dialogi - tak drętwe, że już lepiej obejrzeć film dokumentalny. A przez to film jest po prostu nudny. Generalnie lubię historie o koniach, ale Matthias Schoenaerts nie przekonał mnie do miana Zaklinacza Koni...
Trudno mi się odnieść do drętwoty dialogów - przecież te, które prowadzili między sobą główny bohater, Peter i ten starszy jeździec były skrojone odpowiednio. Były zabawne, szczerze, żartobliwe, nakreslały relacje więźniów.
Z kolei dialogi bohatera z córką z czasem się rozkręciły, zwłaszcza podk oniec, przy emocjonalnych wyzwaniach. Matthias uniósł rolę, jest do takich stworzony.
Ale może masz rację w tym, że więźniowie zamiast gadać (z psychologami tp.), powinni własnie pracować ze zwierzętami/naturą, by w ciszy uporzadkować swoje myśli. Może to główna, najwazniejsza myśl tego udanego filmu.
Lubię Matthiasa Schoenaertsa za to, że wybiera ciekawe i trudne role facetów z pokiereszowanym życiorysem. Odnosząc się do resocjalizacji to racja... Praca ze zwierzętami może przynieść lepsze rezultaty niż spotkania z psychologiem. Od zwierząt można się wiele nauczyć.