PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=724682}
4,8 2 617
ocen
4,8 10 1 2617

The Rezort
powrót do forum filmu The Rezort

Sam pomysł, choć przypomina sławny Park Jurajski, jest nawet ciekawy. Dość oryginalny jak na filmy o zombie.
Po pokonaniu epidemii odkryto, że zombie uchowały się jeszcze na jednej wyspie. Niedługo później powstał tam hotel, w którym można się napić szampana i popływać w basenie, a następnie iść za bramę postrzelać do zombie i pobawić się w survival. Oczywiście, dopóki działają zabezpieczenia.

Sama wyspa wygląda fajnie. Zombie poprzyczepiane do makiet, żeby wyskakiwały jak kaczki w starych grach, przetrwanie nocy w namiocie, warty dla uczestników i ładne widoki. Do tego momentu było nawet nieźle, choć odrobinę długo, no ale wiadomo - uczucia bohaterów, traumy z przeszłości, klasyka.

No i teraz równia pochyła.
Zacznijmy od zabezpieczeń. Każdy, kto ma wyspę pełną zabójczych stworzeń, nie myśli o planie "B" i wystarczy wirus, a wszystkie bramy, płoty i cała reszta od razu się otwierają. Nie ma kompletnie żadnego schronu, gdzie ludzie mogliby się schować w razie czego i przeczekać na pomoc. Nie ma przycisku, który działałby niezależnie od systemu i zamknął wszystkie bramy na nowo. Nie ma nic, poza bombardowaniem.
Dodatkowo wejście do miejsca, z którego steruje się wszystkimi zabezpieczeniami, jest banalnie proste, o ile ma się kartę. Jest praktycznie niepilnowane. Dziewczyna się nawet specjalnie nie natrudziła, żeby zrobić, co chciała.
Jakby tego było mało, zombie są trzymane nie tylko za ogrodzeniem, ale też blisko hotelu, jako atrakcja dla nowych gości na wieczór. Nie mają też osobnego zamknięcia, choćby na kłódkę z kodem. Gdy bramy się otworzyły, wczasowicze nie mieli żadnych szans na ucieczkę.
Wisienka na torcie to samochody. Jedyny, w miarę bezpieczny transport do portu, nie ma żadnego wyposażenia na wypadek wydostania się zombie. Nie ma dodatkowej broni, apteczki, akumulatora czy nawet zgrzewki wody. Na dodatek psuje się kompletnie bez powodu, a bohaterowie nie próbują nawet dojść czy da się to jakoś naprawić. Kiedy widzą inny samochód, nikomu przez myśl nie przechodzi, żeby sprawdzić, czy działa. I tak sobie lecą na złamanie karku, byleby zdążyć przed bombardowaniem.

Po drodze klasycznie zombie wyskakują z losowych miejsc i w sekundę wgryzają się w uczestników. Oczywiście zdążą ugryźć tylko tych, którzy mają umrzeć. Przykładowo główna bohaterka jest nietykalna, niezależnie od ilości zombie czy czasu szarpania się z jakimś konkretnym.
Poza pojawianiem się nagle umarlaki są bardzo kulturalne, zawsze dadzą skończyć rozmowę, zanim wyważą drzwi. W efekcie czasem drzwi wystarczy zamknąć na klamkę i można rozmawiać, a za chwilę nie może ich utrzymać dwójka osób. Nie wiadomo też do końca, na co reagują. Raz można narobić hałasu i nie stanie się zupełnie nic, a następny głośniejszy ruch wabi kilkadziesiąt zombie.

Przejdźmy dalej. Bohaterowie ze zdziwieniem odkrywają, że nowe zombie są tworzone z uchodźców. Choć pomysł ciekawy, kompletnie zmarnowany. Pokazany tak ogólnikowo, że bez problemu można było zapomnieć o istnieniu tych ludzi, a co dopiero mówić o współczuciu. Kilka chwil na ekranie i lecimy dalej z bieganiem i flakami. A to mogło być coś świeżego w tego typu produkcjach, gdyby ktoś zechciał poświęcić na ten wątek więcej czasu.

To nie koniec niespodzianek. Mąż Melanie nagle postanawia zostawić ją na śmierć, mimo wcześniejszych zapewnień, że ją kocha. I dodam, że bez wyraźnych znaków na temat jego zmiany nastawienia. Ostatecznie ratuje ją Archer, wchodząc w stado zombie. Chwilę później dowiadujemy się, że Lewis zwyczajnie spanikował, bo jak sam uznał "każdemu się zdarza". Można byłoby się zgodzić, gdyby nie to, że facet nie wyglądał na szczególnie przestraszonego przez cały film. Przeciwnie, raczej był z tych racjonalnie myślących, no i przeżył już wcześniejszą epidemię. A jako wisienkę dodam, że z ucieczką też się tak wcale nie spieszył. Zdążył się zatrzymać, popatrzeć na żonę, wejść po łańcuchu i znów zatrzymać. Kompletnie nie wyglądało to jak panika.

Melanie zostaje sama i spotyka właścicielkę ośrodka, która od początku filmu, nie zrobiła kompletnie nic, żeby się wydostać. Chwila pogawędki o moralności i zaczyna się najgorsze. Bohaterka sama, niczym terminator przeciska się wąskim korytarzem między zombie, po czym wybiega z budynku, gdzie czeka jeszcze więcej umarłych. Dodatkowo właśnie zaczyna się bombardowanie, które Melanie oczywiście zgrabnie omija i w ostatniej chwili, z wybuchem za plecami wskakuje do wody. Bardzo realne.

Na koniec prezenterka opowiada o całej sytuacji, gdy nagle za sobą na plaży widzi hordę zombie i wiadomości się urywają. Jakim cudem umarlaki przetrwały bombardowanie i dopłynęły aż tak daleko? Nie było powiedziane, że w ogóle pływać potrafią, bo wtedy jak uchowałyby się na tej wyspie? To chyba pozostanie tajemnicą.


Z przyjemniejszych rzeczy, choć nie było ich zbyt wiele, na pewno charakteryzacja i zachowanie zombie. Szczególnie scena, gdy jedna z umarłych krzyczy na widok właścicielki obiektu. Aktorstwo, chociaż nie na najwyższym poziomie i z pominięciem głównej bohaterki, całkiem niezłe. Jack dawał się lubić, tak samo, jak Archer. Fajnie było zobaczyć go na końcu.

Reasumując, mimo ciekawego pomysłu kompletnie nie warto. Zbyt długi wstęp, postacie banalne, a fabuła przewidywalna. Można go zaakceptować jedynie na oglądanie ze znajomymi, gdzie zwykle jest więcej śmiechu niż faktycznego skupienia na filmie.



Na koniec prywatna rozkmina. Zastanawia mnie, czemu ludzie tak chętnie tam jeździli. Konkretniej to czy nie bali się podczas zabawy spotkać kogoś bliskiego. Przez lata zjeżdżali się tam z całego świata, na pewno zdarzył się ktoś, kto rozpoznał w zombie kogoś z rodziny czy znajomych. Niepojęte płacić za taką rozrywkę. Szczególnie że 10 lat to wcale nie tak mało.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones