"Ringu" jest horrorem dobrym, ale nie genialnym jak niektórzy o nim piszą. Może i rzeczywiście wyznaczył on nową drogę strachu jednak wolę amerykańskie produkcje. Pierwszym i najważniejszym mankamentem "Kręgu" jest język aktorów, który momentami wzbudzał salwy śmiechu na sali kinowej. Co do zalet to najważniejszą jest atmosfera tego filmu. "Krąg" zaczyna się świetnym ujęciem morza zwiastującym niezły ładunek grozy jednak przez większą część tego filmu napięcie jest niskie, aby w kulminacyjnych dwóch momentach sięgnąć zenitu. Pierwszy z tych momentów kończy się wykopaniem zwłok utopionych w studni i kiedy wszystko wydaje się być już wyjaśnione pojawia się motyw skopiowanej kasety. Strach jest potęgowany przez skąpą w ilości, ale naprawdę straszną muzykę i te niesamowite telefony. Do plusów można też dołączyć ciemne niedbałe zdjęcia. Po seansie nie dopadła mnie jakaś straszliwa fobia przed niezidentyfikowanymi kasetami ani przed telefonami jednak "Krąg" obejrzeć można a książki Suzukiego warto sprawdzić.