Nie wiem, jak Wy, ale ja, kiedy byłam nastolatką, od czasu do czasu słyszałam różne makabryczne i mrożące krew w żyłach historie - a to o czarnym samochodzie porywającym nocą ludzi, a to o tajemniczym autostopowiczu przepowiadającym koniec świata i znikającym z siedzenia dla pasażera, itp. ...
Punktem wyjścia Ringu jest właśnie podobna opowieść - tym razem o tajemniczej kasecie, po obejrzeniu której pozostaje tylko tydzień życia, a po wyznaczonym dzwiękiem telefonu terminie nieuchronnie przychodzi śmierć. Młoda dziennikarka Asakawa drąży tę makabryczną historię, a kiedy taśma wpada w jej ręce, postanawia doświadczalnie się przekonać, ile prawdy zawierają w sobie ponure plotki. Zostaje naznaczona pętnem śmierci, która wraz z upływem kolejnych dni coraz bardziej się zbliża, poszukując ratunku wraz z wplątanym w całą historię byłym mężem jasnowidzem natrafia na trop tajemniczej, złej Sadako, zamordowanej niegdyś i ukrytej w studni ... Czy uda jej się zrekonstruować przeszłość i ocalić życie swoje, męża i synka ?
Horror to jeden z moich ulubionych gatunków filmowych, mam więc wobec niego duże wymagania - oczekuję ciekawej, tajemniczej historii, umiejętnie budowanego nastroju grozy, nieuchwytnego, niesamowitego klimatu i lekkiego chociażby dreszczyku emocji (mało jest filmów, którym udało się mnie przestraszyć) - Ringu posiada wszystkie te cechy, to film nietuzinkowy, wzbogacony wschodnią nastrojowością i japońską kulturą (czarnowłosa, milcząca dziewczyna w bieli, niczym z teatru Kabuki), jest tu kilka naprawdę niesamowitych scen (np. scena śmierci męża jasnowidza, sugestywna i przerażająca), zakończenie pozostawia pole do popisu dla kontynuacji ...