najpierw obejrzałam amerykański remake. Teraz wciąż narzucają mi się porównania. Japoński "Krąg" jest bardziej surowy i bardziej niepokojący. Efekt grozy wywołany zgoła innymi środkami, niż w wersji made in USA - więcej tu ciszy, niż muzyki i ciemności, niż malowniczych ujęć. Dopiero teraz widzę, że Amerykanie wprowadzili do scenariusza niepotrzebne zmiany. Zdecydowanie lepszy jest tu wątek ex-męża bohaterki i jej dziecka, nie mówiąc o samym wyjaśnieniu tajemnicy. Wreszcie sama bohaterka jest prawdziwsza, niż jej amerykańska odpowiedniczka - krucha i niepewna. Tego mi właśnie brakowało w roli Naomi Watts.