Facebook, MySpace, Twitter, Zwitter (xD), nasza-klasa – portale społecznościowe momentalnie zalały internet, proponując coraz to bardziej innowacyjne (bądź czasem irytujące, patrz „śledzik”) rozwiązania techniczne, mające ułatwić nam kontakt z ziomalstwem rozsianym po całym globie. Nagły rozwój tych serwisów doprowadził do lamusa swoich mniejszych krewniaków, takich jak fotka.pl – mało już kto pamięta nieśmiertelne zdawałoby się zwroty „będziesz dla mnie miła, dam ci jedenachę”, albo „zapożycz dziesiątaka, bo mi supergwiazda wygasa”. Cóż, nie ma co płakać, trzeba iść z czasem. Po raz kolejny okazuje się jak bezwzględne jest prawo doboru naturalnego, które obowiązuje nawet w biznesie komputerowym – wygrywa lepszy pomysł, a wszystko poniżej idzie w odstawkę. Nikt już nie nakręci filmu o twórcach „fotki” (prędzej o Królu Dopalaczy - przy obecnej nagonce na pochodne narkotyków myślę, że obraz nieźle by zarobił).
FACEBOOK - HISTORIA NIEPRAWDZIWA
Dzieło Davida Finchera, „The Social Network” oparte zostało na powieści Bena Mezricha, „Miliarderzy z przypadku” i – co trzeba podkreślić – jest jedynie domysłem przebiegu życia założyciela Facebooka, Marka Zuckerberga. To nie dokument, a znakomity dramat obyczajowy z elementami thrillera oraz olbrzymią kasą w tle, będący wariacją na temat powstania najpopularniejszej i największej na świecie „sieci socjalnej”. Zbieranie informacji o sobie i dzielenie się nimi z innymi to nie tylko rewelacyjna rozrywka dla użytkowników i możliwość łatwiejszego poznawania ludzi, lecz także niezła gratka dla wielkich korporacji… ale to już temat na zupełnie inną okazję i zupełnie inny film.
CIEKAWY PRZYPADEK MARKA ZUCKENBERGA
Fincher to obecnie jeden z lepszych (oraz moich ulubionych) reżyserów, a jego perfekcjonizm i talent do urzeczywistniania swego „mrocznego” wizjonerstwa został doceniony przez branżę już niejednokrotnie (Błękitna Wstęga za „Se7en”, nominacje dla „Zodiaka” i „Ciekawego przypadku Benjamina Buttona”, plus – prawdopodobnie – szansa na Oscara za scenariusz adaptowany przy „The Social Network”). W tym roku pokazał, że nie brak mu pomysłów, a w temacie „dramatów finansowych” ma o wiele więcej do powiedzenia niż Oliver Stone, który może mu co najwyżej założyć fanklub na facebooku. Przyznam, że nie liczyłem na nic szczególnego, bo w końcu nawet mistrz nie wyrzeźbi Afrodyty z błota, a czego można spodziewać się po względnie prostej historyjce „jak to się sprytny wzbogacił na naiwnych”. Na początku XX wieku istniały już portale społecznościowe i mało kto pomyślałby o budowaniu jakiejkolwiek konkurencji – chyba, że chodziłoby o sieć wewnątrz prestiżowej uczelni, która ułatwiałaby komunikację między studentami. Czy to nie genialny i innowacyjny jak na tamte czasy pomysł? Szkoda tylko, że jego autorem nie był Zuckenberg.
MOJA-TWARZOWA-FOTKA
Skoro już napisałem, że „The Social Network” ma szanse na Oscara, to z góry zdradziłem swój werdykt końcowy. Tak, ten film jest masakrycznie wciągającą produkcją, choć nie idealną, gdyż nagłe i niespodziewane zakończenie potraktowałem jako cios w twarz. Nie jestem zwolennikiem epicko długich i rozbudowanych fabularnie obrazów, bo często okazują się być po prostu nudne i rozciągnięte na siłę. W tym wypadku żałuję jednak, że nie trwał tych trzech godzin (zawsze można by też zrobić mini-serial, czy cuś) – postaci są wiarygodnie zagrane przez re-we-la-cyj-nych młodych aktorów, historia angażuje, a muzyka autorstwa Trenta Reznora (Nine Inch Nails, anyone?) „pieszczo-drażni” uszy, podkreślając tempo i ciężki klimat niektórych sytuacji. Mówię poważnie, aż żal mi było wychodzić z sali po skończonym seansie. Z drugiej strony, taki niedosyt może okazać się niejako zaletą, bo – jak mówi porzekadło – czasem lepiej gonić króliczka, niż go złapać. Ciężko jest mi przewidzieć wasze gusta filmowe, ale jeśli zdajecie się na moją opinię, być może po projekcji z radością wejdziecie na oficjalne konto „The Social Network” na facebooku i klikniecie „Lubię to!”. Tak jak ja.
-------------------------------------------------------------------------------- ----------------------------
+ fabuła, aktorzy, muzyka, wciąga całkowicie
- za krótki, irytująca postać grana przez Timberlake'a (a może to plus?)
Ocena: 88/100
============================
cinemacabra.blog.onet.pl