A tera napiszę dlaczego. Przede wszystkim Fincher z właściwie błahego tematu zrobił film, który ogląda się jednym tchem. Jest to jak dla mnie jeden z nieiwielu filmów, który swietnie nawiązuje do legend kina (np:"Casablanca", "12 gniewnych ludzi".) tzn. początków kina, kiedy nie liczyły się efekty specjalne, ale świetna reżyseria, genialne dialogi i gra aktorska. Wszyscy porównują Incepcję do TSN, ale to jest wielki błąd. TSN i Incepcja różnią się tym, że Incepcja bez efektów, byłaby niczym. W TSN nie ma nic co można by było ująć.
Po drugie- genialny scenariusz. Ciętę, inteligentne dialogi, które wciągają, idealnie rozpisują całą historię.
Po trzecie- aktorstwo. Choć uważam je za najsłabszy element filmu, to i tak występy są naprawdę rzetelne i perfekcyjnie wykonane, choć większość aktorów to młodzieniaszki.
Nie ujmuję niczego fanom "Incepcji"; "Avatara" czy innego superwidowska, ale TSN niszczy takie filmy, ponieważ świetnie nawiązuje do tego co tak naprawdę w filmie jest najważniejsze. Nie patrzmy na Facebooka i status jaki zajmuje w dzisiejszym społeczeństwie. Patrzmy na FILM.
No dobrze, nie patrzymy na facebooka. Mamy więc film o tym jak osoba pozbawiona jakichkolwiek cech wzbudzających sympatię u postronnego widza, najpierw podkrada pomysł 2 ludzi, którzy liczyli na pomoc w jego tworzeniu, a później wystawia do wiatru jedyną osobę, która mu pomagała. Zresztą mniejsza o głównego bohatera, w tym filmie, nie ma właściwie nikogo, kto wzbudzał by sympatię (no może ta dziewczyna z początku), losy tych ludzi zupełnie mnie nie zajmują, ich egzystencja pozbawiona jest jakiegokolwiek elementu inspirującego, wywołującego emocje czy troskę o ich losy. Dziwi to zwłaszcza u świetnego reżysera, który nakręcił Siedem i Fight Club, dwa absolutne majstersztyki, a i pozostałe dzieła jak Gra, Panic Room czy Zodiac były kawałem dobrego kina, które zachęcało do postawienia się w roli głównego bohatera, by zadać pare pytań po seansie. 6/10 to max, a to i tak głównie dzięki muzyce Reznora i sympatii do reżysera.
Żadna z postaci NIE JEST SYMPATYCZNA!!!!!! SKANDAL!!!!! Czemu ci głupi krytycy nie mogą zrozumieć, że dobry film nie ma być inteligentny, przedstawiający odważne tezy o współczesnym świecie i ludzkiej duszy, perfekcyjnie zrealizowany, oryginalny - tylko że ma pokazywać sympatycznego bohatera??? Te palanty nie docenili np. niezwykle sympatycznych "Teletubisiów", za to nie wiedzieć czemu jarają się "Social Network". Świat się stacza...
ogqozo, imponujesz mi...;) nie chcę cię powtarzać, więc napiszę tylko: ZGADZAM SIĘ!:P
A mnie wręcz przeciwnie... Ogqozo, czego dowiedziałeś się o ludzkiej duszy, tudzież jaką odważną tezę o współczesnym świecie rozważałeś oglądając ten film?
Btw, myślę, że dom_uciech nie miał na myśli tego, że w filmie nie było "dobrego" ani "złego" bohatera, tylko że wszyscy byli beznadziejnie bezbarwni, ich losy w ogóle widza nie ruszały. Przynajmniej tak było w moim przypadku.
Wzbudzanie sympatii, było jednym z elementów, nie jest on konieczny, ale pomaga. Nie sposób w tym filmie z kimkolwiek się utożsamiać, czy też być zainteresowanym jego losami. Okciuk piszę niżej "Ten film jest powierzchowny(pozbawiony głębszych emocji), bo społeczeństwo o którym opowiada jest powierzchowne i wyzute z głębszych emocji." i zgadzam się z tym stwierdzeniem, pytanie tylko po co kręcić film o takich ludziach ?
Jakie "odważne tezy o współczesnym świecie i ludzkiej duszy", przedstawił Fincher w "The Social Network" ?
Zgadzam się w stu procentach. To wielka sztuka zrobić taki film o przecież w gruncie nie ciekawej historii. Co w tej historii ciekawego? - sam fakt, że osiągnął taki sukces (mowa o Zuckerbergu) jest ciekawy, ale już historia jak do tego doszedł jest, przynajmniej w moim odczuciu nie ciekawa. Ten film nie jest biografią Zuckerberga(możę ta jest ciekawą historią) a biografią facebooka.
Opowiada własnie tą nieciekawą historie, w której było trochę przypadku, trochę geniuszu i trochę wpływa 'naszych czasów"(cokolwiek ten slogan nie znacz)y. I tu jest cały kunszt Finchera. Opowiedział tą historie w taki sposób, że ogląda się ten film jak jakiś pełen napięcia i zwrotów akcji thriller. Ten film jest o zjawisku, o "społeczeństwie sieci", ale w dosłownym znaczeniu tego słowa - społeczeństwo które żyję w sieci, które "punkt ciężkości" swojego życia przeniosło do sieci. Ten film jest powierzchowny(pozbawiony głębszych emocji), bo społeczeństwo o którym opowiada jest powierzchowne i wyzute z głębszych emocji.
Nieciekawa historia? Moim zdaniem bardzo ciekawa hitoria, bo opwiada o tym, jak powstała idea stworzenienia facebooka. Młody założyciel facebooka wykazał się kreatywnością, odwagą, sprytem, dobrą staregią- stopniowo rozszerzał zasięg na inne szkoły, potem państwa- znalazł błękitny ocean. Myślę, że ta historia inspiruje, gdyż pokazuje, że można osiągnąć sukces, tylko trzeba zacząć realizować swoje pomysły , szukać nowych możliwości i nie bać się marzeń. Jest także przedstawiona ciemna strona prowadzenia biznesu. Gdy woda sodowa uderza do głowy nie liczą się wyższe wrtości takie jak przyjaźń, miłość... można łatwwo stracić kontrolę nad tym co jest naprawdę ważne w życiu...
"Ten film jest powierzchowny(pozbawiony głębszych emocji), bo społeczeństwo o którym opowiada jest powierzchowne i wyzute z głębszych emocji. "
Takie stwierdzenia mogą właśnie stawiać tylko tacy domorośli socjologowie, którzy "pojęcia o sieci nie mają". To że film przedstawia bohaterów tak jak przedstawia, czyli jako średnio wyrazistych, to tylko wada tego filmu i scenariusza i powoływanie się na hipotetyczną powierzchowność sieci, żeby film usprawiedliwić jest śmieszne. Ocena "społeczeństwa sieci" to taki temat rzeka, że nie warto w ogóle go tutaj poruszać, ale sam fakt że z sieci korzysta ponad 2 miliardy ludzi skupionych w milionach "społeczności" chyba wystarczy, żeby twoje stwierdzenie o powierzchowności tych wszystkich ludzi wrzucić między bajki.
Zgodzę się z określeniem domorosły socjolog. Jestem nim, tak jak domorosłym krytykiem filmowym(skoro decyduję się pisać tu o filmach). Jeśli chcieć trzymać się tej terminologii, można jeszcze dorzucić domorosłego psychologa. W ocenie filmu przyjąłem (domorosły krytyk) powierzchowność bohaterów nie jako wadę, ale jako celowy zabieg twórców.
Społeczeństwo sieci to (zaproponowany przez Castellsa), jeden wielu sposobów opisu nowoczesnego społeczeństwa(domorosły socjolog), ale nie o to pojęcie mi tu chodziło. "społeczeństwo sieci", czyli takie, które (powtórzę się) "punkt ciężkości" swojego życia przeniosło do sieci. i tak, uważam, że jest powierzchowne(domorosły psycholog). A to ile ludzi w nim uczestniczy jest dla mnie potwierdzeniem tej tezy - pomiar liczbowy to przejaw skaranej powierzchowności.
Z tego co widzę, to za główną zaletę filmu podajesz reżyserię i scenariusz + "inteligentne dialogi". Mógłbyś zacytować któryś z tych dialogów? Tylko błagam, nic co wzbudzi zachwyt gimnazjalisty w rodzaju tej początkowej rozmowy z dziewczyną.
Aaa, popatrz, jak sprytnie i celnie uderzył! Film wzbudza zachwyt gimnazjalisty! To koniec, dyskusja o filmie nie ma już sensu, ostateczny argument padł. Och ty głupi, tak ci się film podobał, a nie zauważyłeś, że dialogi jednak nie są inteligentne, tylko dla gimnazjalistów.
I po co ta żałosna ironia? Ubodło Cię? Mogłeś podać przykład tego "inteligentnego dialogu", może jakiś tam był, ale mi niestety umknął w zalewie innych. Twoja odpowiedz właśnie przypomina mi te liczne dialogi z tego filmu, zamiast mocnego przekazu, wypowiedzi, odpowiedzi mamy puste słowa pod publiczkę.
Pisze się teraz, nie tera. Widać że chłopak ze wsi, wcale mnie nie dziwi, że ta kaszana mu się spodobała.
I po co taki głupi komentarz? Nieopatrznie zjadłem jedną literkę, a ty zaraz musisz wyzywać od wsioków?
Przecież Cię nie wyzwałem od wieśniaków. A tak poza tym to nie bierz wszystkiego tak na serio ;)
"Fincher z właściwie błahego tematu zrobił film, który ogląda się jednym tchem." Ja się z tym zdaniem kompletnie nie zgadzam. Uważam, ze Fincher miał bardzo nośny i modny a zarazem kontrowersyjny materiał na film, który już sam w sobie gwarantował pewny sukces. Wyszło mu z tego przydługie, nudne filmidło, którego dialogi, zapewne ekscytują większość ludzi związanych z programowaniem (których serdecznie pozdrawiam) ale dla przeciętnego zjadacza chleba są nieczytelne.
Ja nie jestem "związany z oprogramowanmiem" i średnio mnie interesuje Fcebook i reszta portali społecznościowych, ale film oglądałem niczym najlepszy triller
Ten film to chała na całego jak go można porównywać do Incepcji ... Film zdobył Oskary bo teraz Facebook jest na topie a i film i sam Facebook jest totalnie nie potrzebny.
127 Hours który zasłużył na chociaż jednego Oskara nie dostał nic. A beznadziejny i nudny film o Facebooku zdobywa 3 Oscary ... co się dzieje z tym światem.
Niestety, takie dziś czasy że rozdanie Oscarów z każdym rokiem przypomina ramówkę MTV...
Dla mnie 1/10 nuda i omijać z daleka szerokim łukiem, no chyba że masz konto na facebooku i nie przeżyjesz bez przycisku" Lubię to".
Witam dla mnie social network to tylko niezły film, 6 nic szczególnego. A oskary całkowicie mnie nie interesują.
Jedyne nagrody z którymi się licze to Złote Palmy, Cezary i może Globy. Pozdrawiam
Film niestety słaby. Nie tylko słaby jako pretendent do Oscarów - najsłabszy z nominowanych w kategorii ,,najlepszy film" - , ale jako film Finchera. Każdy z jego obrazów był wyrazisty, bił po oczach formą i treścią, a to jest... mdłe, ciągnące się niczym teatr telewizji. Jak już wyżej dom_uciech wspomniał żaden z bohaterów nie jest sympatyczny, żaden nie wzbudza sympatii i nie sprawia, że chcesz zainwestować emocje w ich losy. Wręcz przeciwnie główny bohater jest wręcz odpychający: introwertyk, złośliwiec i złodziej. Przesłanie jest tuzinkowe i absolutnie nie widzę w nim nic odkrywczego. Sama historia nudna jak flaki z olejem. 5/10 to góra - a to za dobrze prowadzoną kamerę, za montaż i muzykę.