Trzy słowa które targają się na usta po seansie. Pierwszy raz oglądnąłem film ze względu na "złote globy" i mocno się zawiodłem...
Smutne jest, że film o niczym w którym zagrały takie "gwiazdy" jak Timberlake zostaje tak mocno doceniony przez lobby Żydowskie w Hollywood'zie, które najwyraźniej stwierdziło że trzeba w ten sposób support'ować Żydowską wizję "biznesu". Biznesu w którym wygrywa nieuczciwość, spryt i zwykły brak lojalności - prościej mówiąc - skur***yństwo.
Ot prosta i naiwna historyjka Amerykańskiego Żydka, który przesiedział przy komputerze pół życia i stworzył serwis społecznościowy dla mas, bazujący na podstawowych małpich instynktach zwany "failbook", na którego "przeciętny Kowalski" loguje się 5x dziennie.
Poza tym mam nieodparte wrażenie że reżyser na siłę starał się wytłumaczyć niemoralne poczynania naszego bohatera i wygląda na to, że niektórzy to kupili. Film miał być biograficzny, a wyszedł naciągany i przekłamany gniot. Chłopak ukradł pomysł studencikom z Harvardu i bazując na standardowej wiedzy informatycznej stworzył serwis na którym dorobił się kroci. Śmieszny jeszcze był fakt że Mark był w filmie ukazany jako osoba dla której pieniądz był raczej rzeczą drugorzędną a on sam w filmie znalazł "idealne" wytłumaczenie swoich poczynań w związku z plagiatem: "nie jestem zły (...) po prostu pierwszy raz coś im nie poszło po ich myśli"(tu mowa o wioślarzach - mogłem trochę pomylić ciąg słów) .
3/10