Trudne zadanie
David Fincher jest reżyserem który potrafi zrealizować nawet dość konwencjonalny scenariusz w taki sposób, aby jego reżyserska sygnatura była widoczna. W każdym razie sztuka ta udała się w przypadku takich filmów jak „Zodiak” czy „Azyl”. A co z „The Social Network”? Otóż uważam, że ten film nie jest zbyt charakterystyczny dla stylu Finchera. Nie jest też filmem szczególnie wybitnym. Co więcej, chyba takim być nie mógł. Wyjaśniam przyczyny.
Czy osobnik siedzący przed klawiaturą komputera jest widokiem porywającym? Chyba niekoniecznie. A jeśli tenże osobnik wybrał swój wirtualny azyl nie tylko ze względu na predyspozycje i zdolności, ale również z powodu chronicznego braku zaproszeń na studenckie imprezy? Cóż, nawet jeśli taki gość zostaje w końcu miliarderem, to i tak pozostaje postacią raczej niefotogeniczną. A sam jego produkt, czyli „Facebook”? Owszem, szacunek za popularność, ale mega popularna jest również sieć barów MacDonald’s czy karabin Kałasznikowa. Masowy produktu wcale nie musi być stworzony przez kogoś charyzmatycznego, czy choćby interesującego.
Tu dochodzimy do sedna problemu, przed jakim stanął Fincher. „Facebook” jaki jest, każdy widzi. Fabuła filmu też nie zaskoczy nikogo, kto chociaż trochę interesował się tematem. No i jeszcze jak pokazać tego rudego brzydala Zuckerbega, mającego image typowego informatyka - a więc osobnika znacznie mniej widowiskowego niż np. gladiator czy mafioso? W rezultacie Fincher bardzo rozsądnie niemal zupełnie pominął kwestie techniczne związane z tworzeniem „Facebooka”, a skupił się na tym, co stanowi dużo bardziej wydajne filmowe paliwo: konflikt, zazdrość, zdrada, pieniądze.
Oglądając film można by pomyśleć, że jego scenariusz pisał nie Aaron Sorkin, ale współzałożyciel „Facebooka” Eduardo Saverin. To on jest jedyną pozytywną i sympatyczną postacią w tym filmie. Zuckerberg to zakompleksiony freak, twórca Napstera Sean Perry jest pretensjonalny do bólu, a bracia Winklevoss to nadęte matołki z wyższych sfer. Swoją drogą proces ich deprecjonowania jest przeprowadzony w filmie z żelazną konsekwencją. Poznajemy sympatycznych, wysportowanych przystojniaków. Stopniowo na ich wizerunku pojawia się coraz więcej rys, aż na koniec widzimy szamoczących się idiotów.
Zapraszam do przeczytania całej recenzji na stronie: www.rekomendacje.npx.pl