Opis: losy załogi amerykańskiego czołgu z 3. Dywizji Pancernej od bitwy pod St. Lo do walk na Linii Zygfryda w 1944 r. Po ranieniu ich dowódcy, jego miejsce zajmuje apodyktyczny i chłodny sierżant Sullivan.
Film... jest średni. Prezentuje taką sobie wizję historii. Nasi gieroje wygrywają każdą potyczkę i nie ponoszą żadnych strat w walce. Niestraszne im niemieckie działa, żołnierze i czołgi. Przechodzą przez każdą przeszkodę, jak trzeba, to ją zasypują (zęby smoka RIP). W filmie nie brakuje absurdów, choćby scena z zauważeniem niemieckiego obserwatora na drzewie i... zestrzelenie go z działa czołgowego.
Osi fabularnej jako takiej nie ma prawie w ogóle. Jest jakaś tam szkieletowa fabuła, ale to wszystko. Ot, Amerykanie biegają, jeżdżą, strzelają, a Niemcy się poddają. Jest jakiś tam konflikt na linii Sullivan-załoga i chęć dotarcia do granicy niemieckiej, ale to ''trochę'' mało.
Można obejrzeć, głównie dla filmu, w którym jest masa jeżdżących Shermanów - coś, czego już dziesięć lat później będzie brakować na filmach. Niemniej, Pershinga (we wrześniu 1944, podczas gdy pierwsze Pershingi dotarły dopiero w marcu '45 załogi naszych bohaterów gra późniejszy M46 Patton - może dlatego, że wszystkie dostępne Pershingi były w czasie kręcenia tego filmu na polach bitew w Korei. :D