neither the clash nor sex pistols, kwintesencja anarchopanka w najbardziej najwyśmienitszym wydaniu myślą, mową, uczynkiem i w każdym innym poetyckim wzlocie wyzwalającego wydarcia wyrzygującego knebel ryja ku chwale absolutnie unikalnej i ponadczasowej ekspresji ogólnie zrezygnowała z muzyki na rzecz kontestacji innego rodzaju.. czy to się nazywa dezercja czy to się nazywa dojrzałość?
no, dobry album ciągle. dla niepoznaki również się podzielę kombatanckim wspomnieniem aka desperackim wołaniem o pomoc w potrzebie - otóż razu pewnego w nocnej audycji radiowej usłyszałem DO THEY OW US A LIVING w wersji demo (nologicznie) zaaranżowane wyłącznie na wokal i perkusję. z tekstem w ramach jednej piosenki powtórzonym dwukrotnie. jakiś odrzut pewnie. do dziś nie mogę nigdzie tego nagrania namierzyć, tymczasem wydało mi się zdrowsze niż na płycie.. także jakby ktoś, coś, tego, cokolwiek, w gdziekolwiek, spod jakiegoś archiwalnego kamienia wydłubał, to ja bardzo poproszę!
(dla szczęśliwych znalazców grzebaczy wyjadaczy przewidziano nagrody rzeczowe w postaci trzech kaset vhs z filmem Redneck Miller)