Pewnie nie powinienem pisac opinii, skoro nie widziałem całego filmu. Jednak nie widziałem go bo po niecałej godzinie straciłem całkowicie zaciekawienie akcją i czułem jak marnuje kolejne minuty życia.
Thor: miłość i grom, to film z już tak głębokiego marvela, że nie ma się oczekiwań, by to był hit, coś wspaniałego. Wiadomo że wszystko jest trochę na siłę, sceny nie mają większego sensu, ale mimo wszystko ten film jeszcze to potęguje. Słaba komedia, żaden horror, kiepski film akcji, beznadziejny dramat. Wszystkie elementy się pojawiają i w każdym aspekcie jest porażka. Humor męczący i infantylny, poważne sceny zniszczone głupawymi wstawkami. Jak ktoś umie wyłączyć myślenie podczas oglądania, to dobry film do obiadu, jednak jak człowiek myśli o tym co widzi, to ciężko to znieść. Przeskakujące sceny, tysiące bodźców, szybka akcja i moc absurdów.
Marvel dobiją to co we mnie zostało z miłośnika superbohaterów i komiksow.
Mimo wszystko pomysł ciekawy. Tak zwani bogowie właściwie sprowadzeni do roli śmiertelników. Do tego, co akurat było kiepskie, przedstawieni między innymi jako egoistyczni debile. Jednak skoro są zwykłymi istotami, a nie bogami to mogą też być głupkami. Do tego kiepska gra aktorska na jedno kopyto jest wisienka na torcie rozpaczy. Ogólnie, szkoda czasu.